ZWOJE Z NAD MORZA MARTWEGO BYŁY INSPIRACJĄ DLA JEZUSA I JEGO APOSTOŁÓW.
12 stycznia 2020JAK ZNISZCZYĆ PAŃSTWO – wykład byłego agenta KGB.
14 stycznia 2020Kościół, jako instytucja reprezentująca ideologie chrystianizmu, wsławił się nade wszystko olbrzymia hipokryzją, która pozwala głosić jedno, a czynić drugie. W imię tej religii dopuszczano się niebywałych zbrodni i okrucieństw wobec ludzi, a papież wspierał niejednokrotnie największych zbrodniarzy, jeśli tylko zapewniali mu władzę i swobodę działania.
W tej sytuacji można zadać pytanie:
Czy chrystianizacja niosła ze sobą tylko zło?
Czy cały Kościół jest wyłącznie dziełem Antychrysta lub Szatana, jak niegdyś głosili to protestanci w odniesieniu do katolicyzmu? Nie byłoby to prawdą, bo zarówno Kościół, jak i chrześcijaństwo, podobnie jak wiele innych instytucji i organizacji społecznych, mają także swoje dobre strony.
Przede wszystkim należy pamiętać, że dokonane przez chrześcijaństwo skuteczne ujednolicenie kultury na dużym obszarze globu stwarzało warunki do współpracy wielu ludzi. Kościół wyposażył tych ludzi w identyczny, albo niemal identyczny, system wartości. Nie ma przy tym znaczenia, że były to wartości zaledwie deklarowane a, niestety, rzadko realizowane.
Oczywiście skrajnie anty postępowa, konserwatywna ideologia Kościoła górowała nad ewentualnymi korzyściami płynącymi z ujednolicenia kultury. Jednak po upadku średniowiecznego obskurantyzmu, idee renesansu, a potem i następnych prądów intelektualnych, stosunkowo szybko ogarnęły ekumenę chrześcijańską, korzystając właśnie z owego ujednoliconego systemu pojęć. Pośrednim dowodem słuszności takiego rozumowania jest brak humanizmu i renesansu w kulturach zdominowanych przez inne wyznania.
Ale istnieje też przynajmniej jeszcze jeden punkt widzenia: narzucanie jednolitej, uśrednionej kultury zubaża ludzka cywilizację pozbawiając ją wielu idei i pojęć kultur lokalnych, „prowincjonalnych”. Zachodzi tu wyraźnie podobieństwo do monokultur rolniczych ogarniających kontynenty, a w końcu cały glob. Nieliczne, uznane za najlepsze, rośliny uprawne wypierają lokalne odmiany. Specjaliści dostrzegają tu niebezpieczeństwo zmniejszenia różnorodności genetycznej i, co za tym idzie, ograniczenie plastyczności w odniesieniu do wymogów środowiska.
Niestety, wydaje się, że jest to nieunikniona cecha postępu. Opłacalność produkcji wymusza masowość, a ta jest możliwa tylko przy standaryzacji. Likwiduje się, więc nadmierna różnorodność. Analogiczne procesy zachodzą w sferze duchowej: standaryzacja poglądów i pojęć, uniformizacja zasad rządzących życiem społecznym i globalne widzenie problemów ludzkości służą ich skuteczniejszemu i bardziej długofalowemu rozwiązywaniu.
Ceną za tę skuteczność jest obniżenie różnorodności. W tym kontekście działalność misyjna wszelkich religii, nie tylko chrześcijańskich, wydaje się być pierwszym krokiem do zjednoczenia ludzkości. A to chyba powinno być oceniane jako zjawisko pozytywne, mimo intencji misjonarzy niemyślących może tyle o zjednoczeniu ludzkości dla dobra ludzi, co o zjednoczeniu jej w Kościele.
Z ujednoliceniem kultury wiąże się łatwość rozpowszechniania wynalazków, które zmieniają ludzkie życie i tym bardziej jednoczą świat. Druk, papier, książka, arabski zapis liczb… To zaledwie nieliczne przykłady konkretnych wynalazków, które stosunkowo szybko rozprzestrzeniały się na obszarze świata chrześcijańskiego.
Duchowieństwo wprowadzało hodowlę karpia, produkcje destylowanych alkoholi i nowych sposobów budowania… Papieże i zakonnicy zaczęli europejski system bankowy (pomijając przedchrześcijańskie banki Rzymian, Greków czy Fenicjan). Inny, już klasyczny, przykład to alfabet łaciński. W wieku XV duża część zamieszkałych lądów nie znała pisma w ogóle albo funkcjonowało, co najmniej kilkaset jego form.
Po pięciuset latach, niemal cały świat posługuje się identycznym alfabetem łacińskim rozpowszechnionym przez chrześcijan, tymi samymi liczbami, miarami i kalendarzem. I, mimo wszelkich narzekań na uniformizację życia, jednolity alfabet bardzo ułatwia funkcjonowanie gospodarki i codzienną egzystencję zwykłych ludzi.
Każda religia, łącznie z chrześcijaństwem, jest potężnym narzędziem socjotechnicznym służącym do kierowania ludźmi. Większość przeciętnych wyznawców Chrystusa ma zakodowane podstawowe chrześcijańskie zasady etyczne. Oczywiście można o nich dyskutować i spierać się, czy są one dobre, czy nie. Łatwo też wykazać, że samo duchowieństwo większości tych przepisów nie przestrzega.
Ale chodzi tu raczej o to, aby ludzie mieli jakieś zasady, hamulce powstrzymujące ich przed bezmyślnym niszczeniem, a jeśli już nie skuteczne hamulce, to przynajmniej skale wartości powszechnie uznaną za obowiązującą. W tym kontekście moralność chrześcijańska, bez względu na to, jak jest zakłamana i nafaszerowana obłudą, i bez względu na jej niszczący wpływ na osobowość wyznawcy, okazuje się jakimś punktem odniesienia.
Tragedia końca drugiego tysiąclecia polega na odkryciu, że zasady etyczne wszystkich religii i opcji filozoficznych nie mają waloru absolutnego. Okazały się zaledwie wartościami względnymi, zmiennymi w czasie i różnymi na różnych obszarach globu, co dobitnie pokazuje nam historia, etnografia, filozofia. Bez wątpienia te naukowe interpretacje są prawdziwe, ale płacimy za nie rozchwianiem struktur społecznych oraz załamaniem powszechnie akceptowanej moralności.
A teraz inna dziedzina – teoretycznie domena religii chrześcijańskiej – dobroczynność. Wpisana w naukę Kościoła, nie była tylko obłudną pozą mającą ukryć pazerność duchowieństwa. Od początku swego istnienia kler prowadzi, bowiem rozmaite instytucje z definicji charytatywne: przytułki dla sierot, szpitale, organizacje niosące pomoc potrzebującym. Często są one zaledwie przykrywką dla nie całkiem jawnych i czystych interesów, ale przecież, nie zawsze.
Raczej należałoby chyba stwierdzić, że wszelkie instytucje charytatywne, religijne i niereligijne, częściej są skuteczne i autentyczne, jeśli pozostają małe. Im większa organizacja, tym więcej biurokratów i więcej mętnych interesów ukrywanych za pięknym szyldem. I chrześcijańskie organizacje w niczym nie odbiegają od tej reguły. Natomiast częściej mogą spotykać się z ostrą krytyką, ponieważ swojej działalności nadają charakterystyczny rys aktu religijnego odnoszonego do wyższych, zaświatowych wartości, co rażąco kontrastuje z ich rzeczywistym obliczem.
A jednak, pomimo tych wszystkich kontrowersji, dobroczynność jest ważną, i niewątpliwie pozytywną, sferą działalności Kościoła. Dobrym przykładem wydaje się być gest papieża, który podczas wizyty w Indiach w 1999 roku ofiarował Orissie 300 tysięcy dolarów na odbudowę po katastrofalnym huraganie. Przeciwnicy papieża powiedzą, że usiłował w ten sposób pozyskać indyjską opinie publiczną generalnie wrogą lub obojętną wobec dostojnego gościa. Zwłaszcza, że katolicki kler od wieków próbuje zdobyć Indie najpierw przemocą wojną i kolonializmem, a w XX wieku poprzez utrzymywanie katolickich szkół, katolickich przytułków i rozmaite akcje charytatywne. Zwolennicy papiestwa mogą natomiast stwierdzić, że są to tylko tendencyjne interpretacje, bo darowizna Jana Pawła II pozostaje niezaprzeczalnym, materialnym faktem i chyba pomoże wielu ludziom.
Kościelne instytucje charytatywne często są podejrzewane o nieuczciwość ze względu na niejasność swoich finansów. W każdym razie Kościół początkowo ostro potępiał Owsiaka mówiąc o jego braku zasad etycznych (chrześcijańskich), rzekomo szkodliwej muzyce, nadmiernej reklamie, a nawet o nieuczciwości. Kiedy jednak nie zdało się to na nic i ludzie nadal przedkładali Owsiaka nad kościelny Caritas, księża złagodzili nieco krytykę, a niektórzy nawet zaoferowali swój udział w akcji. Co jednak nie przeszkadza, aby poszczególni proboszczowie na własna rękę nie zwalczali Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Subiektywne potrzeby i odczucia ludzi to chyba najważniejsza dziedzina każdej organizacji religijnej. Człowiek potrzebuje odniesienia do wartości ogólniejszych, zrozumienia sensu świata i swego istnienia. W XX wieku coraz większą rolę w budowaniu światopoglądu odgrywa nauka, ale przecież nie dociera do wszystkich ludzi, a wielu po prostu nie rozumie jej języka.
Dotychczas to właśnie religia doskonale sprawdzała się w tej dziedzinie, co niewątpliwie było zjawiskiem pozytywnym, bo pomagała budować spójną osobowość swoich wyznawców. Oczywiście istnieją tysiączne zastrzeżenia. Można bez trudu wykazać, że chrześcijaństwo brutalnie łamie ludzkie charaktery, wtłacza w osobowość swoich zwolenników wiele kompleksów, promuje ludzi z jednej strony słabych i służalczych, z drugiej zaś bezwzględnych fanatyków.
Zgoda, tyle tylko, że każdy system wychowania niesie ze sobą określone koszty psychologiczne i społeczne – dotyczy to również systemu chrześcijańskiego – i można, co najwyżej, dyskutować o ich minimalizacji. Ale chrześcijaństwo dawało też ludziom niezbędny element wewnętrznego porządku. Dowodem na to jest masowe zjawisko nowych ruchów religijnych w XX wieku, kiedy Kościół traci dotychczasowe wpływy i jest spychany na margines głównego nurtu rozwoju ekonomicznego, intelektualnego czy politycznego. Pustka po odejściu od wiary w Chrystusa musi być czymś wypełniona.
Stosunkowo nieliczna elita rozumie procesy zachodzące w nowoczesnych społeczeństwach i potrafi zbudować własny światopogląd. Ogromna większość ludzi nie dysponuje ani dostateczna wiedzą, ani pozycja społeczną, aby tego dokonać samodzielnie i dlatego poszukuje gotowych recept. I wtedy znajduje wzorce albo w tradycji religii, coraz częściej schodzącej jednak do poziomu fundamentalizmu odgradzającego się od wrogiego i niezrozumiałego świata, albo w nowych religiach określanych przez Kościół mianem sekt..
To wszystko oznacza, że człowiek, jako istota przekraczająca intelektualnie swoje biologiczne ograniczenia, nie potrafi obyć się bez transcendencji. A tę zapewnia mu tylko filozofia, która w wersji popularnej, dostępnej dla wszystkich, przyjmuje postać religii. Nie ma przy tym większego znaczenia, jaka to religia. Oto, bowiem powoli kończy się epoka wojen miedzy religijnych, tak częstych w przeszłości, a zaczyna okres zmagań świata religijnego z człowiekiem nowoczesnym, budującym własny, niezależny światopogląd.
Widać to doskonale w działaniach podejmowanych przez Jana Pawła II, Dalajlamę, przywódców judaizmu i niektórych przedstawicieli islamu. Kolejne miedzy religijne spotkanie modlitewne, ruch ekumeniczny, oficjalne deklaracje szacunku dla innych wyznań to wyraz zrozumienia, że wszystkie religie są, w gruncie rzeczy, bardzo do siebie podobne. Za to coraz wyraźniejsza linia podziału biegnie pomiędzy tradycyjnymi religiami i współczesna filozofią. Oczywiście żaden z wymienionych przedstawicieli duchowieństwa nie przyzna, że jego wyznanie jest równoznaczne z jakimkolwiek innym, ale działają tak, jakby to już zauważyli.
Pamiętajmy, więc, że większość ludzi nie potrafi jeszcze żyć poza systemami religijnymi i dla nich chrześcijaństwo jest czymś bardzo istotnym.