Globalna Świadomość

ZNACZENIE RODZINY Z KTÓREJ SIĘ WYWODZIMY I JEJ PIĘTNO W NASZYM ŻYCIU.

Drogi mężczyzno, czy spełniłeś już te wszystkie trzy oklepane wzorce męskiej dynamiki? Spłodziłeś syna? Wybudowałeś dom? Zasadziłeś drzewo?

No ok. Tak albo jeszcze nie. Czy spełnisz je i staniesz się prawdziwym mężczyzną? Spłodzić potomka zasadniczo potrafi każdy wymoczek, który ma na tyle testosteronu by osiągnąć oczekiwaną erekcję i ejakulować nawet po trzech ruchach. Pomijam fakt, że gdyby każdy spłodził syna i już, to ludzkość dość szybko by wymarła, gdyż mielibyśmy odwrotność sytuacji z filmu Seksmisja.

Dom? Kasa od rodziców jest. Do tego, gdyby nagle na planecie pojawiło się 4 miliardy domów to zapewne nie było by już lasów Zawsze więc można zasadzić drzewo? Ależ proszę bardzo, to jak najbardziej męskie, sam posadziłem ostatnio jedno, co sprawiło mi niesamowitą radość. Ale czy to naprawdę mężczyźnie do bycia męskim? Czy wielcy ludzie byli zarazem drwalami i leśnikami? Czy brodacz z siekierą jest bardziej męski niźli naukowiec z próbówką czy pisarz z piórem? Hmm… Ok, ale co z tą męskością?

Nadeszły czasy, gdy kobiety nareszcie mogą robić to co chcą, mogą okazać tak swoją prawdziwą pierwotną kobiecość jak i nowo odkrytą męskość, której nie muszą już ukrywać.

Mogą być dynamiczne, zarządzać, dyrygować, realizować swoje pragnienia – tak na polu płaszczyzn typowo kobiecych, jak i tych do tej pory zarezerwowanych tylko dla mężczyzn. Ich dotychczasowa rola sprowadzona przez tłamszący je przez tysiąclecia patriarchat do roli pilowania ogniska domowego dziś została podzielona pomiędzy obie płcie. Dla wielu mężczyzn jest to coś nowego.

Czasem pociągającego i ekscytującego. Czasem kuszącego, choć z pewną dozą nieśmiałości. Czasem obcego, przerażającego i niemęskiego. I zasadniczo mimo, iż facet może stać się kurą domową ,tkwi w tym wiele zalet, to tkwią też pułapki. Może być to doskonałe miejsce dla tych, którzy mają w sobie więcej pierwiastka żeńskiego. Ale czy pomoże im to odnaleźć swoją pierwotną męskość, swoją zwierzęcą dzikość? Prawdziwi mężczyźni? Ci męscy? Gdzie są? No gdzie? Hmm… Zapytajcie ich drogich rodziców.

Ojców, którzy na oczach dziecka stosowali domowy terror wobec matki i reszty rodziny. Ojców zapijających na potęgę rany swojego wewnętrznego dziecka. Albo kompulsywnie zajadających takowe. Ojców, którzy nie dali rady. I opuścili nadgniłą drewnianą scenę teatru życia ich rodzin. Zaszczuci przez klikę kobiet, matki, babcie, ciotki, siostry, kuzynki. Szukający męskiego towarzystwa pod blokiem, wpadając w szpony swojej własnej chłopięcości i niedojrzałości. Zapytajcie ojców, którzy nie przytulili nigdy córki, nie poklepali nigdy po ramieniu syna.

Ojców, którzy mówili „jesteś jak ten zły chłopak od sąsiadów”, „ubierasz się jak fleja”, „znowu dałeś dupy w piątej rundzie”, „nic z ciebie nie będzie”, „a w ogóle to przynieś piwo z lodówki i spierdalaj mi sprzed oczu”. Zapytajcie ojców, którzy nie dali wzorca męskiej miłości? Tak mężczyźnie, który potem nie wie jak pokochać kobietę prawdziwie po męsku, tylko jest tapczanowym wilczurem dobrze wychowanym przez matkę na wzorcowego samca Beta. Bo nigdy nie dostał męskiego od taty. Bo nie wie, bo skąd ma wiedzieć.

Bo mama pokazała? Ale co, jak być miłym i uprzejmym? Zapytajcie tych ojców, którzy stchórzyli i bez słowa ich pozostawili. Zapytajcie też tych uległych, w domach gdzie niepodzielnie rządziły kobiety.

Gdy syn przez lata przyglądał się jak tatuś żywcem obrasta kurzem na kanapie z przyrośniętym do ręki pilotem i browarem. I potem sam odtwarza ten schemat w swoim dorosłym życiu i relacjach z partnerkami. Uciekając. Już niekoniecznie w alkohol. Ale choćby w wirtualny świat gier komputerowych, tworzących alternatywny świat.

Gdzie nie ponosisz ciężaru odpowiedzialności i jak dasz dupy to możesz wczytać zapisany stan gry. Albo uciekając w pornografię i onanizm. Bo wtedy just-like-that rozładowujesz swoje seksualne napięcie, nie trzeba się starać, tworzyć nastrój, adorować i przytulać. A Twoja męska pierwotna energia ulatnia się jak propan z nieszczelnej butli. I nie dojdzie tu do jej wybuchu. Bo znika wsiąknięta w ocean otaczającej nas energii.

W tedy facet staje się kurą domową mogącą ewentualnie zadaniowo umyć po żonie naczynia i posprzątać ze stołu. A Twoja dynamika i siła boskiej męskiej kreacji przepada i spływa gdzieś, niczym uwalane chusteczki onanisty w wirze spuszczanej w toalecie wody. A Twoje jaja stają się malutkimi orzeszkami. Właśnie tak. A dlaczego? A zapytaj ojca. Tatę…

Ale zapytaj też matkę. Kochaną mamę która tak Cię umiłowała, że pozostałeś jej syneczkiem nawet kilka dekad po jej śmierci. Z którą byłeś złączony pępowiną tak mocno, że na każdej partnerce wisiałeś niczym kiedyś na niej. Żeby dała Ci to co dostawałeś kiedyś od mamy właśnie. Żeby interesowała się wszystkim co i Ty. Żeby stopiła się z Tobą w miłosnym uniesieniu matki i syna. Żeby pogłaskała, przytuliła, obdarzyła atencją i trwała przy Tobie niczym starożytny matriarchalny monolit, czy bogini płodności z wielkimi wymionami.

Na których możesz wisieć Ty. Syn. Synuś. Syniątko. I co ciekawe, Twoje partnerki będą silnymi osobowościami, bardzo często również wychowanymi bez ojców, mającymi w sobie rodzicielską siłę jakiej nie dostały i jaką wygenerowały po prostu by przeżyć. I każda następna partnerka będzie dokładnie taka sama. I na łożu śmierci zadasz sobie pytanie: „O co cholera chodziło w tym zapętlonym efekcie motyla”. A wystarczyło przerobić programy z dzieciństwa i poodklejać to co ciążyło przez całe życie. Zasadniczo Żona też powinna to zrobić, bo ma analogiczne doświadczenia ze swojego dzieciństwa.

Tak to działa. Tak właśnie. Albo z kolei zapytajcie matkę wychowująca Cię na miłego chłopca z sąsiedztwa. Mającego więcej energii żeńskiej niż męskiej. Hołubiącym jej i w niej się nurzający, niczym po częstokroć „wyzwolona” kobieta w swojej rozchełstanej męskości. I będziesz dla takiej kobiety kochankiem czułym, subtelnym i delikatnym. Ale pozbawionym męskiej pierwotnej dzikości…

Będąc pod mocnym wpływem matki i wypierając się swojego ojca w tym kierunku własnie często podążamy. Możemy nienawidzić swojego ojca. Ignorować go. Opluwać. Mieć żal do niego. Uważać go za chłopca. Mieć dla niego pobłażanie, bo stchórzył. Uważać, że on dał dupy i my nigdy nie damy. Tak. Możemy tak. Ale póki nie zobaczymy w nim swojego taty, nawet jeśli nigdy nim nie był, to nie poznamy swojego pierwotnego mężczyzny.

Tego prawdziwie męskiego. Dzikiego i nieokrzesanego. Nieokiełznanego i dynamicznego. Mającego kręgosłup moralny, duchowy i fizyczny. Potrafiącego dać życie, nie tylko chronić, ale i dać. Kreującego, kochającego prawdziwie, będącego miłością do siebie samego. Do swojej męskości. Ale kiedy trzeba potrafiącego solidnie komuś przyjebać. By bronić swoich granic. I granic swojej rodziny. Nie – i nie o walkę tu chodzi. Tylko o spójność z samym sobą. Szczerość, prawdziwość. Męskość. Którą czerpiemy prosto od ojca. Od taty. I nawet gdy nie poznaliśmy go, albo niewiele go znamy, albo znamy go z najgorszej możliwej strony, to musimy zdać sobie sprawę że innego nie mamy. I jedyna droga to uznania mężczyzny w sobie wiedzie przez akceptację tego ojca. Akceptację taty w nim.

Bo gdzieś przed setkami strzałów w pysk, litrami wódki, odwracanymi głowami, niewidzącymi oczyma, pobłażającymi wzruszaniami ramion, szyderczymi uśmieszkami, gorzkimi słowami czy po prostu przed nieobecnością zazwyczaj była miłość.

Tak! Miłość właśnie. I tak, wiem że to nie łatwe. Bo droga do odpuszczenia ojcu często wiedzie przez poczucie gniewu, żalu, poczucia odrzucenia i wkurwienia – będących po prostu lękiem, czyli brakiem miłości. Ten lęk trzeba oznaczyć jako nasz. Własny. Kochany. W 100% akceptowany. Wpuszczony do serca bez mrugnięcia okiem i z radością. Nie wyparty i nie wyrzucony z serca – bo taki zazwyczaj powróci na pełnej kurwie razem z drzwiami i futrynami. Bo on nie lubi jak się go ignoruje.

I zawsze wróci jeszcze potężniejszy. Ale gdy go zaakceptujesz i pokochasz to stanie się niczym okiełznany tygrys, który będzie Ci służył. I owszem – czasem powróci. Ale tylko po to by ci coś pokazać. Może nawet wywołać lekki ból. Ale już nie niszczy ciebie samego. A Ty dopiero wtedy masz otwartą drogę do odpuszczenia ojcu. I wtedy bramy do miłości stoją otwarte ze słowem – „zapraszam”. Zapraszam do miłości. Do pokochania ojca. Do zobaczenia w nim taty. I mężczyzny. Poczuj to, bo to może być twoim udziałem. I wtedy twój wewnętrzny włochaty męski zwierz zacznie kiełkować, po to by w końcu eksplodować.

A wtedy ruszaj w świat rąbać drewno lub kruszyć beton, burz i kreuj, poddaj się odwiecznej sile męskiej energii w Tobie. Rozgrzewaj ludzkie serca (co właśnie próbuje uczynić piszący te słowa), a nagle zaczną się dziać cuda. I Twój nowo odnaleziony, a tak naprawdę stary dobry mężczyzna stopi się z Tobą sprawiając, że i wibracyjnie zaczynasz wzrastać.

Bo działasz teraz w zgodzie z odwiecznym prawem energetycznym natury. I jest to jeden ze sposobów do odnalezienia tego co naprawdę potrzebujemy. Miłości do samego siebie. Do swojej męskości. Do swojej świadomości (choć ona akurat płci nie ma). Do światła którym wszyscy jesteśmy. I wtedy możesz świecić. Naprawdę. I u Was kobiety to działa analogicznie, tylko z mamą i wzorcem męskiej miłości od taty. Świećmy. Wszyscy. Bo po to żyjemy…

Exit mobile version