NUKLEARNE RUINY ANTYCZNYCH GWIEZDNYCH WOJEN.
11 lipca 2020AGHARTA/SZAMBALA – UKRYTE ŚWIATY POD POWIERZCHNIĄ ZIEMI.
13 lipca 2020Dziś chrześcijaństwo jest postrzegane z różnych perspektyw. Niektórzy twierdzą, że Chrystus był jedynie legendą będącą zniekształceniem życia Dionizosa. Inni zwą Chrystusa czarnoksiężnikiem, który celowo dążył do zniewolenia ludzkości. Ile jest w tym wszystkim prawdy? I jak katolicyzm podbił Rzym i zakłamał prawdę?
Zacznijmy najpierw od pierwszej kwestii. Już sporo czasu przed naszą erą mamy historię odnośnie odradzającego się boga. Ponad 500 lat przed naszą erą mamy już do czynienia z „Bachtankami” Eurypidesa. Dzieło to opisuje życie odradzającego się boga – Dionizosa. Co jest w tym dziwnego? Fakt, że całe to życie jest BARDZO podobne do opisanego życia Jezusa. Czyżby Jezus był tylko zniekształconą historią pewnej osoby?
Niech nie bulwersują się ludzie i nie podnoszą głosu, że Jezus był przecież postacią potwierdzoną historycznie historyczną.
Jest to czysta bujda, bowiem niestety, ale nie mamy żadnych dowodów. Dlaczego? Opisy Chrystusa przez dwie osoby związane mocno z konkretnym środowiskiem mogą po prostu powielać owo zniekształcenie legendy Dionizosa.
Całun turyński nie został określony oficjalnie nawet jako należący do Jezusa (nie stwierdził tego kościół katolicki ani żaden inny). Cóż więc jest dowodem? Nic. Jednak spokojnie; Jezus żył i tym nie musimy się przejmować. Aby znaleźć jednak prawdę co do niego, musimy cofnąć się do starożytnego Egiptu.
Historia Donizosa prawdopodobnie nie jest pierwsza – już wcześniej w Egipcie czczono Ozyrysa. Gdy w Liber 418 („Wizja i Głos”) wymieniani są Magusowie, mamy do czynienia z dziwną sytuacją. Otóż wśród wymienionych jest zarazem Ozyrys jak i Jezus, zaś brakuje Tahuttiego. Dlaczego? Wyjaśni nam to ciut odmienne podejście. Crowley jako prorok Eonu Horusa zapowiedział, że nieodłącznym elementem wejścia w niego jest olbrzymi przeskok poprzez nagłe dostosowanie świata i wielką ofiarę (I i II Wojna Światowa).
Jest to cenna uwaga, ponieważ pomoże ona nam zrozumieć pewien fakt. Według Crowleya Tahutti był człowiekiem, który wprowadził ludzi w rozbudowane i pełne misterium magii i nauki, które zamanifestował w pełni Mojżesz. Egipcjanie zresztą sami mówili, że magii, pisma, matematyki itd nauczył ludzi Thot. Podejdźmy do tego jednak inaczej; załóżmy że Tahutti Crowleya i Ozyrys wspomniany w Liber 418 to ta sama osoba.
Jak wspominali także Egipcjanie, Ozyrys był pierwszym z faraonów. Załóżmy więc pewną rzecz – Tahutti nigdy nie był człowiekiem, lecz natchnął on Ozyrysa i poprzez kontakt z nim umożliwił mu wszystko. W ten sposób Magus Tahutti to tak naprawdę Ozyrys, tak więc Ozyrys byłby pierwszym pełnym MAGIEM, który pojmował całość sztuki.
Egipcjanie wierzyli także, że każdy faraon tak jak Ozyrys dokonuje poświęcenia i odrodzenia.
Piramidy, w których ich składano były nierozerwalnie związane z przesileniami i nie były jedynie grobowca. Pełniły także funkcję ołtarza magicznego, gdzie ziemia i niebo stawały się jednością, oraz rolę magicznego wspomagacza.
Każdy faraon był według Egipcjan inkarnacją Ozyrysa i Amona (a było to efektem operacji magii seksualnej, co wydaje się bardzo prawdopodobne, tym bardziej, że mamy zachowane inwokacje Izydy; w ten sposób Izyda i Ozyrys [poprzedni faraon] płodzili i rodzili Amona, który szkolony i przygotowywany stawał się Ozyrysem). Jego rola była prosta – jako inkarnacja Ozyrysa musiał dokonać ofiary z samego siebie, aby przygotować świat do zbliżającego się Ekwinokcjum Eonu Ozyrysa.
Dzięki temu świat był coraz bardziej i bardziej gotowy.
W ten sposób faraonowie przygotowywali drogę i pole możliwości dla Magusa, który miał przybyć – właśnie dla Jezusa. W kontekście tego, że już wcześniej były historie bardzo podobne do jego życia nie ma nic dziwnego; w końcu dzięki wiedzy można było wydedukować jak przebiegnie życie Magusa i jaka będzie tego życia natura. Dzisiaj mamy do czynienia z sytuacją podobną; ludzie często spekulują i rozmyślają na temat Magusa Eonu Maat. To, że w wielu miejscach jego rola może się pokrywać z rozmyśleniami czy nawet sesjami jasnowidzenia nie sprawia, że Magus Eonu Maat już żył i zmarł – nadal w końcu żyjemy w Eonie Horusa, a do Eonu Maat jeszcze troszeczkę musimy cierpliwie poczekać.
No dobrze; skoro Jezus był Magusem Eonu Ozyrysa, to dlaczego jego poglądy w wielu kwestiach są rażąco sprzeczne z prawdą, a czasem wręcz ignoranckie? Po pierwsze; to, co dzisiaj zwiemy chrześcijaństwem, za żadne skarby nim nie jest. Dlaczego? Bo zbyt wielkie piętno odcisnął na nim Paweł. Choć nigdy nie spotkał Jezusa, głosił swoją interpretację jakby była najczystszą prawdą, a koniec końców Paweł nie był popierany przez żadnego apostoła, choć to Piotr został powołany do stworzenia Kościoła Jezusa, a to Jan był najwierniejszy Jezusowi i najlepiej rozumiał jego naukę.
Święty Paweł został nawrócony, ponieważ otrzymał on objawienie przedstawiające Jezusa. Nie ma tu jednak żadnej weryfikacji obiektywności; Paweł nawet nie wie tak naprawdę czy był to Jezus, czy po prostu ktoś nie przybrał jego formy. Winniśmy się jednak wszystkiemu przyjrzeć trochę spokojniej. Przede wszystkim konieczne jest zaznaczenie, że gdy Paweł wybrał się w podróż z ideą głoszenia swoich poglądów, to był on namawiany (w snach przez Jezusa) aby nie głosił swych myśli praktycznie w żadnym z terenów, obok których przechodził, lecz później jeden sen orzekł inaczej.
W tym śnie jeden mężczyzna usilnie błagał Pawła, aby ten głosił swoje słowa w konkretnym miejscu. Czyż nie jest podejrzane, że jeden sen BEZ UDZIAŁU JEZUSA akurat namawiał go do głoszenia? Ale dobrze, przecież nie jest to czarno na białym orzeczenie o fałszywości Pawła, przytoczę więc tu jeszcze dwie sytuacje.
Gdy Paweł był w pewnym mieście z Łukaszem, przebywała tam osoba opętana przez złego ducha wieszczego. Osoba ta biegała za Pawłem krzycząc, że Paweł jest jedynym słusznym głosicielem nauk Jezusa i że tylko on ukazuje Prawdę. Paweł w końcu się zdenerwował i wypędził tego ducha, lecz czy nie jest podejrzanym reakcja tego ducha, który z dziką nadgorliwością popierał Pawła? Przyjrzyjmy się jednak jeszcze jednej sytuacji.
Uczniowie Jezusa byli bardzo zdenerwowani, gdy inni wypędzali demony wzywając imienia Jezusa, jednak Jezus powiedział, że każdy kto jest z nim (w kontekście popierania go) ma prawo wzywać jego imię i wypędzać nim demony i czynić wszelkie cuda.
Tymczasem trójka rabinów próbowała wypędzić demona wzywając imienia „Jezusa, którego głosi Paweł”. Demon zaś odrzekł „Znam Jezusa i znam Pawła, lecz kim wy jesteście?” po czym ich zabił. Nie wydaje się to dziwne w skonfrontowaniu z twierdzeniem Jezusa?
Jeśli zrozumiemy, że „Jezus, którego głosi Paweł” nie jest prawdziwym obliczem Jezusa, wtedy pojmiemy, że cała ta sytuacja była logiczna i że Paweł nie głosił nauk Jezusa, a wręcz głosił rzeczy im sprzeczne.
Wyrzućmy więc całe bzdury Pawła i spójrzmy świeżym okiem. Z czterech ewangelii niestety nie możemy być zadowoleni; Nietzsche zaznaczał, że do ich lektury trzeba podchodzić w białych rękawiczkach i że jest to bardzo trudna lektura. Zresztą, taka jest właśnie prawda; perspektywa autorów ewangelii sprawiła, że często wypaczali kontekst pod swoje oczekiwania i myśli czy nawet czasem dawali podkoloryzowane i błędne świadectwo. Jedynie jedna z tych czterech ewangelii wydaje się czysta – Ewangelia Św. Jana.
Był to uczeń, który był najukochańszy dla Jezusa, i który, jak sam Jezus zaznacza, najlepiej rozumie jego nauki. Z tej racji raczej możemy spokojnie podchodzić do tej Ewangelii. Już na samym początku jest wręcz zaznaczone, że Jezus jest inkarnacją Logosu – nigdzie nie jest powiedzianą, że jedyną. Nigdzie nie jest powiedziane, że tylko on jest Synem Bożym, bo wszyscy jesteśmy Dziećmi Bożymi. Jezus musiał jednak powiedzieć trochę fałszu – musiał mówić fałsz o jednym biegunie Tak, jakby był on mediacją.
Mianowicie; Jezus nie kultywuje Aiona tak jak Żydzi. Jezus wie, jak bardzo jego kult jest rozpowszechniony. Wpada więc na świetny pomysł – nie mówmy dosłownie o tym, że mówimy o innej istocie, ale mieszajmy zarówno cechy Aiona jak i Hekate: dzięki temu zbliżymy ludzi do kultywowania mediacji zamiast jakiegoś bieguna. Niestety, poprzez nabranie zbyt dużego rozpędu Jezus bardziej w swoich poglądach nawiązywał do Hekate, co jednak było konieczne (to jednak wytłumaczę w innym artykule). Crowley aby odwrócić błąd chrześcijaństwa nabrał więc rozpędu w drugą stronę, lecz zrobił mniejsze odchylenie. Całkowitą harmonię wytworzy dopiero Magus Eonu Maat.
Jak to się jednak stało, że pawłowe urojenia, wypaczenia i fantasmagorie podbiły Rzym obalając tak wielkie mocarstwo? Przede wszystkim zrozummy jedno: to nie katolicyzm ani prawosławie podbił Rzym. Jak powszechnie wiadomo, szeroko rozwijający się w tamtych czasach był hermetyzm i gnostycyzm (wartym zauważenia jest, że chrześcijaństwo mogło wręcz przez sam hermetyzm upadnąć, czego efektem były np. rozkazy Konstantynopola i Rzymu o szukaniu i paleniu wszystkich dzieł hermetycznych i ich właścicieli; tak, już od początku istnienia „Kościoła” zabijano i prześladowano innowierców).
Na historii uczy się wszystkie dzieci o istniejących w tamtych czasach sektach (choć częściej propagandowo mówi się o ugrupowaniach) chrześcijańskich – podziemnych zgromadzeniach wyznawców Chrystusa. Te zgromadzenia składały się jednak głównie z osób biednych, chorych, kalekich, o niskim statusie społecznym czy też niezbyt inteligentnych. Takie sekty przeważnie miały swoich kaznodziejów głoszących swoje poglądy, często w oparciu na słowach Pawła. Jak to możliwe, że tak nieporadne ugrupowania podbiły Rzym? Odpowiedź jest prosta – to nie one go podbiły. Cesarstwo Rzymskie zamieszkiwało wielu ludzi uczonych, zamożnych, inteligentnych.
Jako że religia Rzymu była w sporej mierze efektem wpływu Grecji, to także ona przejęła multum elementów hermetycznych I gnostycznych.
Wielu tych ludzi mądrych zauważyło, że gdyby uznać, że Chrystus był wcieleniem Logosu, to że byłoby to bardzo logiczne, pasujące i dużo tłumaczące. Tak więc wielu zamożnych i wpływowych osób zostało gnostycznymi chrześcijanami jednocześnie nie przeczą religii Rzymu. Dzięki temu chrześcijaństwo się rozwinęło i stało się w Rzymie powszechne, a gdy zostało pełnoprawną religią stało się coś okropnego.
Wśród tych gnostyków były różne poglądy, dzięki czemu właśnie chrześcijaństwo było tak popularne.
Jednak te wszystkie chrześcijańskie sekty czandalów zbuntowały się i podniosły rewolucję. A jak to bywa, gdy wielu głupich podniesie rękę przeciwko kilku mądrym – ułomne wierzenia pawłowe zdobyły osłabiony Rzym.
Tak czy siak cała religia była idealna dla wszelkich czandalów (najniższej kasty wszelkich biedaków, zniedołężniałych, strasznie chorych czy też po prostu głupich) – w chrześcijaństwie Pawła Bóg nienawidzi tych, którym się powodzi za życia, zaś uwielbia tych, którzy pławią się w nieszczęściu. To, że uznaję system kastowy nie znaczy od razu, że jestem przeciwko słabszym i gorszym, wręcz przeciwnie – trzeba tu zrozumieć prawdziwą jego naturę. Nietzsche wskazuje nam na trzy główne kasty w każdej cywilizacji; kapłaństwo (piastujące władze i wszelką wiedzę), wojowników (żyjących, rozwijających się i sprawujących rozkazy kapłaństwa) oraz czandalów.
Sęk w tym, że w swej prawdziwej naturze system kastowy NIE JEST statyczny. Czandal jeśli chce może zostać kapłanem, musi jednak zauważyć tą możliwość i zrozumieć jej naturę. Odnosi się do trzech części Drzewa Życia; sfery profanum czyli czterech najniższych sefir, sfery powyżej granicy Parokethu (trzy wyższe sefiry) i sfery powyżej Otchłani. Pierwszym krokiem jest oczywiście zauważenie tej możliwości i podjęcie się starań. Po pewnym czasie i wysiłkom pojmuje wiele rzeczy i zostaje wojownikiem (sfera powyżej granicy Parokethu), a następnie po dalszej pracy, doskonaleniu i staraniach kapłanem (powyżej Otchłani).
Sens jest tu tylko taki; nie pozwól wkładać królestwem i zarządzać wszystkim idiocie, lecz spraw wcześniej, aby został inteligentnym, doświadczonym mędrcem zdolnym do wypełnienia swojej roli idealnie. Jeśli ktoś się z tym nie zgadza; z chęcią zobaczyłbym jak poddaje się skomplikowanej operacji kardiochirurgicznej przeprowadzanej przez pijanego hydraulika bądź inną osobę daleką od medycyny. Często jednak jest tak, że czandale zamiast to zrozumieć wolą się oburzać, buntować i narzekać. A efektem tego jest właśnie dzisiejsze chrześcijaństwo, które odrzuca prawdę i możliwości, jakie im daje przed nosem.
Nie płaczmy jednak zanadto; wszelkie pasożyty żerujące zdecydowanie zbyt długo (katolicyzm, prawosławie, protestantyzm i wiele innych błędów) na ludzkości, już niedługo umrą. Trucizna fałszu, którą sami rozprzestrzeniają, zabija już ich samych. Poronienia Eonów (jak w przypadku Eonu Horusa nazizm) mają to do siebie, że w końcu czeka je zagłada. Każdy z nas musi dzielnie wziąć na swoje barki Sztandar Prawdy i dumnie nieść go w świat wiedząc, że tylko Prawda nas wyzwoli.