Globalna Świadomość

ZAKLĘTY KRĄG – CZEMU PEDOFILSKA ELITA W POLSCE JEST BEZKARNA ?

Pedofilia jest jedną z najbardziej ohydnych zbrodni. Kaleczy nieodwracalnie bezbronne dziecko, niszczy całe rodziny. Niektórzy psychologowie nazywają to „zabójstwem duszy”. W maju br. szef PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że „Ani purpura, ani Nobel, ani Oscar nie uchronią przed odpowiedzialnością za pedofilię”. Pora wprowadzić te słowa w czyn.

Krzysztof Sadowski, wielka postać polskiego jazzu, wieloletni prezes Polskiego Towarzystwa Jazzowego, współtwórca „Tęczowego Music Box”, działacz Jazz Jamboree i innych programów, nauczyciel setek, a może i tysięcy dzieci, był pedofilem” – ujawnił w Internecie dziennikarz Mariusz Zielke. We wstrząsającym tekście opisał szereg ofiar Sadowskiego.

Zielke to znany dziennikarz ekonomiczny, laureat „Grand Press” w kategorii tekstów śledczych, autor popularnych kryminałów. Jego oskarżenia są dobrze udokumentowane (sprawą zajęła się już prokuratura), ale szokuje co innego. Fakt, iż z jego śledztwa wynika, że pedofilskie skłonności Sadowskiego były doskonale znane większości ludzi z jego otoczenia. Mimo to milczeli i pozwalali krzywdzić dzieci. To nie wypadek. Podobny przykład przemilczania pedofilskich czynów miał miejsce w wypadku wielu głośnych afer. Na przykład Wojciecha Kroloppa, szefa chóru Polskie Słowiki.

Ale tolerancja tzw. środowiska artystycznego wobec pedofilii jest wręcz jawna. Najlepszym przykładem jest brak ostracyzmu wobec znanego reżysera Romana Polańskiego, który w 1978 r. odurzył i zgwałcił 13-letnią dziewczynkę. Następnie, aby nie trafić do więzienia, uciekł z USA, które ścigają go do tej pory.

Gdy w Polsce był proces ekstradycyjny Polańskiego, praktycznie wszystkie elity tzw. warszawskiego salonu stały po stronie znanego reżysera. Tak jakby fakt, że robi znakomite filmy miał być wystarczającym powodem, aby pedofilia uszła mu bezkarnie.

W Polsce mamy do czynienia ze zmową milczenia wobec pedofilii znanych osób. Gdy Tomasz Sekielski nakręcił film o pedofilii wśród księży, to właśnie z salonu warszawskich elit płynął najdonośniejszy głos żądający oczyszczenia się Kościoła i wyciągnięcia konsekwencji z przemilczania. Tymczasem środowiska artystyczne mają własne „trupy w szafie”, jeżeli chodzi o pedofilię, a skala tego, o czym tam się nie mówi jest ogromna. W zasadzie żadna afera pedofilska nie została w Polsce osądzona i rozliczona.

Gdy w 2003 r. wyszło na jaw, że Wojciech Krolopp od kilkudziesięciu lat prowadząc chłopięcy chór gwałci dzieci, to nikt nie zapytał się, jak to było możliwe. „Krolopp – autorytet, będąc elementem elity kulturalnej Poznania, zbudował taką konstrukcję zależności, że fundamentem były m.in. konformizm i kołtuństwo, a spoiwem milczenie. Rozmawiając z osobami w to uwikłanymi widziałem w nich ulgę, jakby zrzucali ciężar. Jeden z urzędników z czasów PRL mówi wprost: »Milczano, bo każdy kalkulował utratę pracy«.

Wiedział, że ferment wokół tematu pedofilii może go zdmuchnąć, bo w chórze śpiewali nawet synowie wojewody, czyli jego szefa. Kroloppa latami kryły najwyższe władze Poznania i koteria środowiskowa, której był elementem” – tak charakteryzował omertę wokół jego działań Marcin Kącki, autor demaskatorskiej książki „Maestro”, pokazującej jak elity Poznania pozwalały pedofilowi niszczyć życie młodych chłopców. I to tylko dlatego, że był osobą wpływową.

Ministrowie, prezesi, dyrektorzy

W latach 2002–2003 na łamach konserwatywnego i wolnorynkowych wówczas tygodnika „Wprost” ujawniono aferę pedofilską. Opisano szajkę pedofilii ze stołecznego „Dworca Centralnego”, która kupowała sobie usługi nieletnich chłopców. „Policjanci z warszawskiego Śródmieścia od lat wiedzą, że na ich terenie działają pedofile, z których jeden był w III RP ministrem, drugi jest znanym autorem programów telewizyjnych, inny – wiceprezesem dużego banku, kolejny – posłem, jeszcze inny – znanym reżyserem filmowym.

Kiedy policjanci przesłuchiwali pedofilów o głośnych nazwiskach, naciskano na nich, by nie sporządzali z tych przesłuchań protokołów. Kiedy opisali te naciski i złożyli raport komendantowi stołecznej policji, od oficera wydziału spraw wewnętrznych otrzymali ustne polecenie, żeby przestali się tą sprawą zajmować, a raport uznali za niebyły. Raport nigdy zresztą do komendanta nie dotarł” – ujawnili wówczas dziennikarze.

Autor filmu dokumentalnego poświęconego pedofilii z 2005 r. dziennikarz Sylwester Latkowski wprost mówił, że w sprawie afery z Dworca Centralnego doszło do ordynarnego tuszowania i to w wykonaniu… policjantów.

Wchodząc w tę sprawę, zauważyłem, że jest ona po prostu skręcana. Dowiedziałem się, że nie wiadomo, co w tej sprawie robi oddział stołeczny CBŚ. O tym, że funkcjonariusze CBŚ coś robią, policjanci prowadzący śledztwo dowiedzieli się ode mnie 

Ujawnił w jednym z wywiadów w tym roku Latkowski.

 Ta sprawa została sprowadzona do Dworca Centralnego, ponieważ prowadził ją komisariat policji na Dworcu. Scedowano wielką sprawę, wielką aferę warszawską na obarczony wieloma sprawami, problemami, mały komisariat policyjny 

– podsumował Latkowski. A działo się to w czasach, gdyż Polską rządziła rzekomo wrażliwa na krzywdę ludzką lewica z SLD.

Gdy ta afera stała się głośna, na łamach brukowca „Nie” Jerzego Urbana opisano rzekome pedofilskie skłonności znanego reżysera, który publicznie demonstruje przywiązanie do katolickich wartości. Urban, mimo dość mocnych oskarżeń i w zasadzie bezproblemowej możliwości zidentyfikowania bohatera tekstu, nie zdecydował się jednak na ujawnienie jego wizerunku. Cały zaś tekst nosił więc znamiona ostrzeżenia dla wpływowej osoby, a nie chęć przecięcia patologii i ochrony dzieci.

Charakterystyczne jest, że Zielke, dziennikarz o znanym nazwisku i marce, swój tekst opublikował w Internecie, a nie w jednej z dużych redakcji. Temat pedofilii znanych i wpływowych osób jest bowiem tematem tabu i nie jest tak jak chce warszawski salon, że zmowa milczenia dotyczy księży. Oczywiście artykuły o pedofilii są bardzo trudne do napisania. Trzeba bowiem nie tylko skupiać się na opisaniu przestępstw, ale także na tym, aby nie zrobić dodatkowej krzywdy ich ofiarom, które zwykle po takim zdarzeniu próbują się pozbierać przez całe życie.

Siłę siatek pedofilskich pokazała wybuchła w 1996 r. afera pedofilska w Belgii, gdy zatrzymano pedofila Marca Dutroux. Zamordował on cztery dziewczynki, które wcześniej gwałcił i swojego wspólnika. Problem w tym, że Dutroux w 1989 został skazany na 13 lat więzienia za 5 gwałtów na młodych dziewczętach. Wyszedł jednak zaledwie po 3 latach „za dobre sprawowanie”. Gdy doszło do procesu, media sugerowały, że Dutroux został zwolniony dzięki wpływom wysoko postawionych pedofilii, którym pomagał zaspokajać ich chore rządze.

Dziś Dutroux odsiaduje dożywocie, jego afera tak wstrząsnęła Belgią, że prawie połowa ludzi noszących to popularne nazwisko zmieniła je sądownie. Dziś, jak gdyby nigdy nic, Dutroux domaga się, aby go… zwolnić z więzienia i dać prawo do noszenia w ramach kary bransoletki elektronicznej monitorującej jego ruch. Na razie sądy nie zgadzają się na to, ale fakt, iż ktoś w ogóle dopuszcza taką możliwość, aby zwalniać wielokrotnego mordercę i gwałciciela dzieci z więzienia, szokuje.

Polska opinia publiczna czeka niestety na swój dramat, po którym może dojdzie do otrzeźwienia. Pedofilia jest jedną z najbardziej ohydnych zbrodni. Kaleczy nieodwracalnie bezbronne dziecko, niszczy całe rodziny. Niektórzy psychologowie nazywają to „zabójstwem duszy”. W maju br. szef PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że „Ani purpura, ani Nobel, ani Oscar nie uchronią przed odpowiedzialnością za pedofilię”. Pora wprowadzić te słowa w czyn.

Exit mobile version