Premiera gry Cyberpunk 2077 wywołała wzrost zainteresowania biohackingiem, czyli technologicznym modyfikowaniem ciała człowieka. Amal Graafstra, założyciel firm Dangerous Things i VivoKey, zdradza w czym już teraz mogą pomóc implanty mikroczipowe wszczepiane pod skórę. Sam ma ich siedem.
Grindersi to ludzie, którzy poprawiają swoje ciała, dodając im nowe funkcje. Należy do nich Amal Graafstra, który zaczął się interesować biohackingiem w 2005 roku, na długo przed głośną premierą gry video Cyberpunk 2077.
Szukał wygodnego i bezpiecznego sposobu na otwieranie swojego biura. Czytniki linii papilarnych, które wówczas oferowano, były jednak drogie, zawodne i podatne na wandalizm. Tańszą alternatywę stanowiły popularne karty zbliżeniowe oparte na technologii RFID, ale zawsze trzeba było o nich pamiętać. Amal postanowił więc połączyć to, co najlepsze w obu technologiach i znalazł sposób, żeby wszczepić sobie czujnik RFID w dłoń. Kilka lat później na bazie tego rozwiązania założył swoją pierwszą firmę, która dziś wysyła implanty mikroczipowe na cały świat. Postanowiłem porozmawiać z nim o możliwościach tych urządzeń i zapytać, czy patrzy z nadzieją na popularność gry Cyberpunk 2077.
Firma zajmuje się profesjonalnie biohackingiem już od 2013 roku, byliśmy więc jednymi z pierwszych w ten branży. Pod szyldem Dangerous Things projektujemy i sprzedajemy implanty mikroczipowe, a dokładniej pasywne transpondery RFID i NFC, które można sobie wszczepić pod skórę. To coś jak miniaturowe komputery, które nie potrzebują baterii, bo czerpią energię z pola magnetycznego generowanego przez specjalne czytniki oraz mogą komunikować się z nimi w zasięgu tego pola. W największym skrócie są to więc bezprzewodowe, zbliżeniowe urządzenia, na których zapisane są określone informacje. Implanty mikroczipowe mają wielkość ziarnka.
Ja już od 15 lat nie noszę ze sobą żadnych kluczy. Dzięki temu mam poczucie, że posiadam większe możliwości jako człowiek, a nie jako człowiek, który korzysta od różnych narzędzi. Na tym polega biohacking
Sposobów na ich wykorzystanie jest właściwie nieskończenie wiele, ponieważ można tworzyć najróżniejsze rozwiązania, które z nimi współpracują. Najprostszą rzeczą jest zapytanie implantu o jego numer seryjny, który staje się identyfikatorem tożsamości właściciela. Dzięki temu można np. otworzyć nim drzwi, odblokować komputer lub uzyskać dostęp do czegokolwiek innego, poprzez zbliżenie ręki do czytnika. Idąc dalej, na podobnej zasadzie można „nosić ze sobą” m.in. chronione dane medyczne.
Tego typu usługi chcemy rozwijać w ramach marki VivoKey, którą firmujemy implanty z zaawansowanymi zabezpieczeniami kryptograficznymi. Przy takich zastosowaniach oczywistą zaletą pasywnych transponderów jest wspomniany wcześniej brak baterii, które trzeba byłoby regularnie ładować, a co jakiś czas także wymieniać. W przypadku urządzeń wszczepianych pod skórę to byłoby zupełnie niepraktyczne, pojedyncze transpondery firmy można kupić już za około 60 dolarów, najdroższe zestawy z dodatkowymi akcesoriami kosztują 250 dolarów.
Poza otwieraniem drzwi czy odblokowywaniem różnych urządzeń, implantów można używać też do uruchamiania samochodów czy wykonywania płatności zbliżeniowych.
Technologicznie to jest jak najbardziej możliwe, ale to jest trochę trudniejsze niż kupienie w sklepie zamka do drzwi ze specjalnym czytnikiem. Samochody, z wyjątkiem Tesli Model 3, nie mają takiej funkcji w standardzie, więc trzeba je trochę przerobić.
Z płatnościami problem jest natomiast taki, że kontrolują je wielkie korporacje jak Visa, MasterCard czy banki, które promują swoje rozwiązania zbliżeniowe. Musimy je więc przerabiać na implanty. Kolejną kwestią jest to, że co kilka lat trzeba je wyjmować i podmieniać, bo przecież karty płatnicze i inne usługi tego typu mają określony termin ważności. W przypadku podskórnych implantów to nie ma sensu, dlatego obecnie pracujemy z polską firmą Walletmor nad wdrożeniem systemu płatniczego komunikującego się z implantami VivoKey. Z tego co wiem, projekt ma ruszyć już w styczniu 2021 roku.
Masz jakieś implanty w swoim ciele?
Tak, oczywiście. Pierwszy wszczepiłem sobie w dłoń w 2005 roku. Teraz mam ich w sumie siedem. To są głównie testowe egzemplarze produktów, które później sprzedawałem. Mam w sobie np. pierwszy model VivoKey. Gdzieś jest też klucz do samochodu oparty na technologii Java. Jest także kilka chipów, które mogę przeprogramowywać.
Korporacje technologiczne interesują się biohackingiem?
Najwięksi gracze póki co obserwują ten rynek i czekają. Wiem, że działy nowego produktu Google, Apple czy Samsunga zamawiały już nasze implanty. Nie dostaliśmy jednak od nich żadnych informacji zwrotnych, chociaż próbowaliśmy się z nimi kontaktować. Myślę, że sprawdzają, co to w ogóle jest i jak ewentualnie można wykorzystać te urządzenia. Nie mam pojęcia czy nad czymś pracują.
Kolejnym powodem, dla którego rozwijamy VivoKey, jest to, że smartfon stał się kluczem do cyfrowej tożsamości większości z nas. Jeżeli nie jest dobrze zabezpieczony i go zgubisz albo ktoś ci go zabierze, to ma całe twoje życie na talerzu. Ma Facebooka, maila, aplikację bankową, wszystkie hasła zachowane w pamięci itd. Smartfon jest teraz główną cyfrową platformą, jest jak wcześniej komputer i ma takie same słabe punkty, ale my traktujemy go jak jakąś strzeżoną fortecę. Jest jednak zupełnie odwrotnie, ale często zdajemy sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy go stracimy, bo blokowanie wszystkiego to prawdziwy koszmar. Kompletnie mi to nie odpowiada. Dlatego w VivoKey chodzi o to, żeby zabezpieczenie twojej cyfrowej tożsamości było częścią twojego ciała. Ty masz być kluczem, a nie twój smartfon. To jest podstawowa różnica.
Tak to ty mas być kluczem do satanistycznego systemu NWO, który pozbawi cię resztek ludzkich uczuć i emocji, obecnie z każdej strony jesteśmy atakowani pozytywną propagandą jakby to najnowsze wynalazki technologiczne ułatwiały i ratowały nam życie, ale czy aby na pewno…..?