TRANSHUMANIZM – BILL GATES ŻĄDA ABY KRAJE ROZWINIĘTE ”JADŁY” W 100% SYNTETYCZNE MIĘSO.
17 lutego 2021PRZEMYSŁ PORNO ILUMINATÓW -CZYLI JAK FILMY 18+ ZNISZCZĄ TWOJE ŻYCIE.
17 lutego 2021Na całym niemal świecie funkcjonuje idea „Drzewa życia” lub „Osi świata”, które łączą i ułatwiają wzajemne przenikanie różnych (najczęściej trzech) sfer rzeczywistości. Tylko ludzie obdarzeni odpowiednią wiedzą i mocą mogą podróżować po innych światach.
W 1962 roku, John A. Wheeler wysunął koncepcję Superprzestrzeni. Wynika z niej, że oprócz naszego Wszechświata (chodzi o wycinek postrzeganej przez nas rzeczywistości), może istnieć nieskończona ilość innych światów, nierzadko równoległych do naszego. Specyfika Superprzestrzeni, pozwalałaby na natychmiastowe przenoszenie się w czasie i przestrzeni do dowolnego miejsca w innych światach, poprzez tzw. „dziury robacze”. Problemem pozostaje tylko znalezienie wejścia do takiego tunelu.
Są ludzie, którym ponoć zdarzyło się „podróżować” do innej rzeczywistości, ale szczegóły tych przygód są zazwyczaj okryte mrokiem tajemnicy. Słynny amerykański polarnik, admirał Richard E.Byrd, dokonał w 1926 roku pierwszego przelotu samolotem nad biegunem północnym. Rok później powtórzył swój wyczyn nad Antarktydą, osiągając drogą powietrzną biegun południowy. Doceniając zasługi tego podróżnika, rząd Stanów Zjednoczonych powierzył mu kierownictwo wielkiej ekspedycji naukowej, wysłanej na szósty kontynent.
Wyprawa zaczęła się pod koniec 1946 roku i miała zrealizować określone cele militarne, co przekonywująco tłumaczy zasłonę tajemnicy wokół szczegółów tych badań, oraz samej przygody admirała Byrda. W sytuacji politycznej jaka powstała po II wojnie światowej, Stany Zjednoczone zainteresowały się Antarktydą, jako potencjalnym punktem oparcia dla swych wojskowych zamierzeń.
Jest to być może, jeszcze jedna wielka legenda w historii Ziemi. Gdyby tak było w istocie- kto i po co ją wykreował? A jeśli to nie legenda i amerykański oficer opowiedział wydarzenie prawdziwe?
16 lutego 1947 roku, zespół dwóch samolotów pod dowództwem samego admirała, mimo wyjątkowo trudnych warunków atmosferycznych osiągnął biegun południowy. Według zapisków admirała zawartych w jego pamiętniku, doszło wtedy do zadziwiającego zdarzenia, które przez długi czas było objęte tajemnicą. Oto fragment tej relacji:
„Zmuszony jestem pisać ten pamiętnik w tajemnicy i odosobnieniu. To co opisuję (…) dotyczy mojego lotu antarktycznego z dnia 19 lutego 1947 roku (nieścisłość dat, być może chodzi tu o następny lot- przyp.aut.). Pode mną widnieją rozległe połacie śniegu i lodu. Zauważam żółtawe zabarwienie śniegu, układające się w regularny wzór. Zmieniam kurs, aby lepiej przyjrzeć się kolorowemu wizerunkowi. Zataczam dwa pełne kręgi nad tym miejscem. Oba kompasy, magnetyczny i żyrokompas, zaczynają wirować i trząść się.
Jesteśmy niezdolni do utrzymania kontroli nad instrumentami. W oddali pojawia się coś, co wygląda jak góry. Poniżej tego pasma górskiego widać coś, co wydaje się być doliną z małą rzeką lub strumieniem. Tam na dole, nie powinno przecież być żadnej zielonej doliny. Coś jest tu zdecydowanie nienormalne i nie tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Powinniśmy znajdować się ponad lodem i śniegiem.
Z lewej strony widać wielkie zielone lasy, rosną na stokach gór. Nasze przyrządy nawigacyjne wciąż wirują. Światło jest tutaj jakieś dziwne. Nie widzę w ogóle słońca. Spostrzegam coś, co wygląda na duże zwierze, to chyba mamut! Melduję o tym do naszej bazy. Przed nami widać coś jakby miasto. To niemożliwe! Mój Boże, w ogóle nie widać słońca. Z prawej i lewej strony, ponad skrzydłami naszego samolotu, widać dziwne obiekty latające. Są idealnie stożkowate wzdłuż burt. Mają kształt dysków i emanują światłem. Nasze radio trzeszczy i nagle dochodzi do nas głos w języku angielskim (…) .
Witaj admirale na naszym terytorium.
Po tym zaskakującym powitaniu, samoloty ekspedycji zaczęły podchodzić do lądowania. Gdy już osiągnięto ziemię, załoga ze zdumieniem dostrzegła…kilku ludzi zbliżających się do lądowiska.
Byli to wysocy blondyni. W oddali było widać duże, roziskrzone światłami miasto. Sprawiało wrażenie pulsującej tęczy. „Komitet powitalny” okazał się bardzo serdecznie nastawiony do gości. Amerykanie zostali poproszeni o wejście na małą platformę, która okazała się miejscowym środkiem lokomocji.
Pojazd nie posiadał kół. Kiedy zbliżył się do miasta, amerykańscy lotnicy skonstatowali, że domy wydawały się być zbudowane z kryształo-podobnego materiału.
Mieszkańcy poprosili admirała, aby udał się z nimi. Wszyscy razem poszli wgłąb długiego korytarza rozjaśnionego różowym światłem. Jeden z przewodników powiedział admirałowi, by się nie bał, gdyż będzie miał spotkanie z samum Mistrzem.
Mistrz okazał się dojrzałym człowiekiem o delikatnych rysach twarzy i zaczął przemawiać:
Witamy admirale, znajdziesz się w naszej krainie ART ANNi, w innym świecie, choć wciąż na Ziemi. Nasze zainteresowanie twoją rasą nabrało znaczenia od momentu, gdy dokonaliście pierwszego wybuchu atomowego. Był to niepokojący sygnał, wysłaliśmy więc do twojego wymiaru nasze pojazdy latające. Chcemy w ten sposób obserwować co czynią ludzie. Nigdy dotąd nie wtrącaliśmy się w wojny i całe to barbarzyństwo jakie czyniliście, teraz jednak jesteśmy zmuszeni ostrzec was, że manipulowanie określoną mocą nie jest dobre dla ludzi, chodzi o energię jądrową. Nasi posłańcy przekazali już tę wiadomość do waszych ośrodków władzy, lecz ludzie nadal na nic nie zważają.
Wasz wysiłek zbrojeniowy osiągnął punkt krytyczny. Nadciąga wielka katastrofa. Wasza niedawna wojna (chodzi o II wojnę światową- przyp. aut.), to tylko preludium do tego, co nastąpi. Nadal jednak wierzę, że część twojej rasy przeżyje ten kataklizm i w odpowiednim momencie ponownie pośpieszymy z pomocą, aby wskrzesić waszą kulturę i rasę. Dopiero wtedy zostanie wam przywrócona część wiedzy i osiągnięć naukowych, ażeby wasza cywilizacja mogła się odrodzić. Ty mój synu, powróć do swojego świata z tym posłaniem> – dokładnie takimi słowami zostało zakończone nasze spotkanie”
– pisze dalej admirał Byrd w swoim pamiętniku.
„Zawróciliśmy w kierunku windy. Ponownie byłem ze swoim radiotelegrafistą. Wkrótce znaleźliśmy się z powrotem w samolocie. Kilka godzin później znowu jesteśmy na rozległym obszarze lodu i śniegu. Gładko lądujemy w bazie…”
W dalszej części wspomnień, admirał opisał spotkanie w Pentagonie, w trakcie którego poinformował prezydenta, o swoim posłannictwie. Został zobowiązany do zachowania w tajemnicy całego wydarzenia. Opisał je natomiast w swoim prywatnym dzienniku.
Warto dodać, że według oficjalnych danych, ekspedycja High Jump Operation (w jej składzie była także grupa Byrda), dokonała odkrycia nieznanych łańcuchów górskich, oraz uzupełniła na mapie braki linii brzegowych Antarktydy. Prace badawcze dostarczyły także mnóstwa materiałów o znaczeniu strategicznym, które powędrowały do tajnych archiwów Pentagonu. Czy wśród nich znajduje się także opis przygody admirała Byrda? Tego nie wiemy. Wynurzenia admirała można potraktować jako majaczenia, nie mające żadnych odnośników w rzeczywistości.
W sukurs pamiętnikom Byrda spieszą jednak najnowsze próby naukowego rozumienia tzw. „światów alternatywnych”, istniejących niejako obok naszego ziemskiego wymiaru rzeczywistości. Liczne mity i legendy zawierają relacje o tajemniczych krainach i miastach, często niewidzialnych i niedostępnych dla przeciętnego człowieka. Baśniowe opowieści nierzadko zaczynają się od słów: „za siedmioma górami, za siedmioma morzami…”. Jakże często przy tym, fabuły te opowiadają o wycieczkach do podziemnych królestw.
Żeby tego dokonać, bohater musi legitymować się odpowiednimi cechami moralnymi, posiadać głęboką wiedzę i „moc” magiczną, a także być odważny. W podobny sposób przedostają się do innych wymiarów rzeczywistości indiańscy lub syberyjscy szamani. Ci ostatni wędrują po „drzewie życia”, spotykając złe lub dobre istoty.
W jaki sposób opowieści o „Krainie po drugiej stronie tęczy” (z mitologii celtyckiej), znikających zamkach i miastach czy o podziemnych państwach, łączą się z przygodą admirała Byrda? Po pierwsze, celem wyprawy była Antarktyda, a więc ląd nie do końca poznany, niezamieszkały, pozbawiony fauny i flory i wyjałowiony. Jest to dla nas obszar „nieżywy” i „nie ludzki”, obszar na którym nie działają sprawne jak gdzie indziej, przyrządy pomiarowe.
Podobnie w „zaczarowanych krainach”, gdzie nie obowiązuje ziemska fizyka, zawodzi wzrok, słuch, dotyk czy rozum, a bardzo często decyduje „głos” serca. […] Carlos Castaneda dowodził, że świat z „tamtej strony lustra”, można osiągnąć niekoniecznie w sposób fizyczny. Dokonać może tego tylko „człowiek wiedzy”, wojownik reprezentujący określone cechy charakteru. Don Juan mówił, że można doświadczyć innych światów będąc jednocześnie Tu i Teraz.
Można się sprzeczać o to, czy przygoda admirała Byrda jest faktem rzeczywistym, czy też zaliczyć należy ją do ludowych (ale współczesnych) podań. Nawet jednak taka klasyfikacja bynajmniej nie dyskredytuje wartości tej opowieści. Skoro alternatywne światy charakteryzują się inną fizyką, można je z pewnością postrzegać tylko w „nie-ludzki” sposób. Nawet tak szanowany i ceniony badacz problematyki UFO jak Jaques Velle, nie raz podkreślał kulturowy aspekt tego zjawiska i dowodził istnienie związków między starymi mitami i legendami, a współczesnymi relacjami o NOL-ach i ich załogantach.
Co jest rzeczywistością w której żyjemy, jak można ją postrzegać i czy istnieje coś poza nią- to pytania nurtujące najwcześniejszych filozofów. Wystarczy wspomnieć o Cieniach widzianych w „Jaskini” Platona. I jeszcze jedno. Ciekawe że masowe obserwacje „latających spodków” nasiliły się od 1947roku, po przygodach admirała…
Co do ostatniego zdania. To prawda, że spodki zagościły na dobre w kulturze najnowszej po sławetnej obserwacji Kennetha Arnolda w pobliżu góry Mt.Rainier w 1947 roku, ale obserwacje niezidentyfikowanych obiektów miały przecież miejsce również podczas II wojny światowej. Oczywiście głównie chodzi tu o tzw. foo-fighers, masowo obserwowane przez pilotów samolotów alianckich nad Niemcami czy Włochami, choć jak się okazuje, również i my możemy pochwalić się ciekawą obserwacją odnotowaną na tym polu.
A dotyczy ona min. incydentu z lipca 1922 roku, kiedy to nad Warszawą zaobserwowano stojącą, metaliczną, silnie spłaszczoną kulę, która po pewnym czasie wydała z siebie przenikliwy huk i błyskawicznie odleciała w kierunku północno- zachodnim. Takich przypadków było w istocie znacznie więcej i to również obserwowanych na terenie naszego kraju.
Ale odłóżmy latające wehikuły i powróćmy do sprawy admirała Byrda. A w zasadzie do roli, jaką narzucono ludziom w postrzeganiu kontynentu Antarktydy po dziś dzień. Bo cała ta hucznie lansowana teza, jakoby ostatni okres ciepła na tym kontynencie zakończył się 6 tys.lat temu ma się nijak chociażby do interesującej mapy niejakiego Oronteusa Finaceusa z roku 1531 (choć oficjalne odkrycie Antarktydy nastąpiło przecież 250 lat później), która wyraźnie pokazuje kontynent bez oblodzenia.
Podobnie jak mapa admirała Piriego Reisa, która oprócz Europy, Afryki i obu Ameryk, znów pokazuje Antarktydę nie skutą lodem a ponadto, połączoną lądem z Ziemią Ognistą! Czy takie szkice mogłyby powstać bez dostępu do map wzorcowych? Odpowiedz jest oczywista- NIE. A zapytać można jedynie: kto je posiadał i udostępnił?
Jak przekonuje Helga Hoffmann-Schmidt w swojej książce Dziedzictwo Atlantydy, to właśnie na kontynencie antarktycznym szukać należy wejść do systemu jaskiń samadhi, o których wspomina także w swoich pracach prof Muldaszew. Czy ma ona na myśli słynną tezę mówiącą o istnieniu wejść do świata podziemnego, ulokowanych bezpośrednio na biegunach? Bo jeśli tak, to sprawnie koreluje to chociażby z rzeczami opisanymi w książce Aleca Maclellana pt: Tajemnica Pustej Ziemi gdzie jak się okazuje, admirał Byrd w swojej wędrówce do „innego świata” wcale nie był pierwszy.
Ale zostawmy czasy zamierzchłe. Okazuje się bowiem, że i w ostatnich dekadach dzieje się na Antarktydzie mnóstwo interesujących rzeczy, choć nadal z uporem maniaka lansuje się tezę (znaną chociażby z przykładu Wielkiej Piramidy), jakoby wszystko było odkryte i wyjaśnione, a ów kontynent nie ma do zaoferowania nic szczególnego. Sprawa ta wygląda jednak zgoła inaczej, dlatego też do omawianego tematu niebawem powrócimy.
Co wiedział admirał Richard Byrd że musiał zginąć?
Jest to być może, jeszcze jedna wielka legenda w historii Ziemi. Gdyby tak było w istocie- kto i po co ją wykreował? A jeśli to nie legenda i amerykański oficer opowiedział wydarzenie prawdziwe?
W mojej opinii stopień admirała imperium USA nie dostaje się z powodu tego że jest się wariatem ale z tego powodu że jest się właściwym człowiekiem do powierzonych zadań. Dlaczego admirał Richard Byrd znalazł się na końcu kariery w szpitalu psychiatrycznym z którego wyskoczył przez okno?
Jeszcze dziwniejszy jest wywiad, udzielony w powrotnej drodze do Stanów przez Admirała chilijskiej gazecie El Mercurio (5 marca 1947, “Na pokładzie Mount Olympus w czasie sztormu”, z Byrdem rozmawiał niejaki Lee van Atta), gdy ów stwierdził że « Ameryka jest w niebezpieczeństwie, gdyż może zostać zaatakowana przez samoloty nadlatujące z jednego lub obu biegunów » ( ???). Taka jest wg niego gorzka rzeczywistość. Artykuł nie ukazał się nigdzie po angielsku… (ale o niefortunnej wyprawie wspominały inne pisma jak np. francuski „Science et avenir” – Nauka i przyszłość). Byrd potem potwierdził że informacje o tym zagrożeniu mają źródło w jego osobistej wiedzy, wziętej z doświadczenia pobytu na obu biegunach.
Wywiadów już więcej nie było… Admirał po powrocie miał w ojczyźnie spore kłopoty – mimo iż wiernie powtórzył przesłanie otrzymane na Antarktydzie (Broń nuklearna może zniszczyć prawie całkowicie życie na Ziemi i ludzkość powinna z niej zrezygnować póki jeszcze czas…), został zmuszony do milczenia tajemnicą wojskową.
Oficjalnie uznano go za psychicznie chorego: jednakże po kilku latach rzekomego wariata przywrócono do łask na mocy rozkazu prezydenta Eisenhowera i… pokierował kolejną wyprawą na mroźne Południe!
Kolejna operacja zwała się Deep Freeze (Siarczysty Mróz). Jej celem miało być ewentualne użycie broni nuklearnej przeciwko… niemieckiej tajnej bazie211? Co Byrd zobaczył w 1947 roku na Antarktydzie ?
Należy zaznaczyć że miał on już doświadczenie w takich polarnych wyprawach, w 1927 jako pierwszy przeleciał Atlantyk wielosilnikowym samolotem, szczęśliwie lądując po 46 godzinach lotu na Morzu północnym dwieście metrów od francuskiego brzegu. Był bohaterem narodowym. Doleciał także na biegun południowy. A w 1938 roku odwiedził Niemcy na zaproszenie nazistowskiego rządu jako specjalista od wypraw polarnych.
Pamiętnik Richarda Byrda zawiera niewiarygodne i jakże niewygodne informacje o tym, co widział na Białym Lądzie: „Tereny całkowicie wolne od lodów, zieloną dolinę ogrzewaną przez ciepłe źródła prawdopodobnie pochodzenia wulkanicznego, rzekę, zwierzęta podobne do mamutów…” Zawiera także historię kontaktu niezłomnego polarnika z podziemną cywilizacją blondwłosych Arian, dysponujących zapierająca dech w piersiach techniką.
Pamiętnik oczywiście uznano potem za fikcyjny… Niesamowite historie ocalałych z wyprawy żołnierzy także: np. o latających dyskach wylatujących spod wody. Na szczęście internetu wtedy nie było, dużo łatwiej natomiast było zamaskować te wszystkie objawy „szaleństwa”.
A w 1956 roku, niedługo przed śmiercią Richard Byrd dopisał w swoim pamiętniku: wykonałem swój obowiązek wobec tego gigantycznego kompleksu militarno przemysłowego. (…) Nadchodzi czas, gdy racjonalne podejście ludzkości straci na wartości i trzeba będzie zaakceptować nieuniknione!
Autor – Zdzisław Miśkiewicz