Amerykański Departament Obrony ma problemy z UFO. Chodzi tu o działania tzw. UAPTF (Unidentified Aerial Phenomena Task Force), które zostało powołane do badania tajemniczych obiektów, które pojawiają się na niebie.
Jak się okazuje amerykański rząd nie jest w stanie wyjaśnić aż 143 z 144 przypadków dotyczących niezidentyfikowanych obiektów latających, dostrzeżonych przez wojskowe samoloty. Z raportu opublikowanego 25 czerwca b.r. wynika, że specjalny zespół miał rozwiązać sprawy UFO, ale… wygląda na to, że zakończyło się to klęską. Amerykanie podają wręcz wprost, że nie mają wystarczających danych do czegokolwiek innego poza umieszczeniem tych obiektów w jednej kategorii – UAP (Unidentified Aerial Phenomena).
Rozwiązano w zasadzie tylko jedną sprawę, a taką mianowicie, że jeden z niezidentyfikowanych obiektów okazał się balonem, z którego schodziło powietrze. To jedyna sprawa, która doczekała się zamknięcia – pozostałe 143 przypadki wciąż są nierozwiązane. Oczywiście nie oznacza to, że pozaziemskie cywilizacje traktują naszą planetę jak zoo – według raportu po prostu nie jesteśmy obecnie w stanie zidentyfikować tych obiektów, a powody takiego zachowania dziwnych rzeczy na niebie są różne – od wadliwych czujników przez błędy obserwatora po fałszerstwa.
Jak się okazuje amerykański rząd nie jest w stanie wyjaśnić aż 143 z 144 przypadków dotyczących niezidentyfikowanych obiektów latających, dostrzeżonych przez wojskowe samoloty. Z raportu opublikowanego 25 czerwca b.r. wynika, że specjalny zespół miał rozwiązać sprawy UFO, ale… wygląda na to, że zakończyło się to klęską. Amerykanie podają wręcz wprost, że nie mają wystarczających danych do czegokolwiek innego poza umieszczeniem tych obiektów w jednej kategorii – UAP (Unidentified Aerial Phenomena).
Rozwiązano w zasadzie tylko jedną sprawę, a taką mianowicie, że jeden z niezidentyfikowanych obiektów okazał się balonem, z którego schodziło powietrze. To jedyna sprawa, która doczekała się zamknięcia – pozostałe 143 przypadki wciąż są nierozwiązane. Oczywiście nie oznacza to, że pozaziemskie cywilizacje traktują naszą planetę jak zoo – według raportu po prostu nie jesteśmy obecnie w stanie zidentyfikować tych obiektów, a powody takiego zachowania dziwnych rzeczy na niebie są różne – od wadliwych czujników przez błędy obserwatora po fałszerstwa. Foto: Marko Aliaksandr / Shutterstock UFO
Gdyby zaś kogoś interesowały pozaziemskie cywilizacje, to naukowcy niedawno ujawnili listę planet, z których mogą obserwować nas kosmici. Takich obiektów w kosmosie jest 29. Nieco mniej wesoła wiadomość jest taka, że niedawno badacze ostrzegali, jakoby kontakt z kosmitami mógłby wręcz zakończyć życie na Ziemi.
UFO rozbroiło dziesięć pocisków nuklearnych w ściśle tajnej bazie lotniczej USA. Tak twierdzy były inżynier NASA, który uczestniczył w przygotowaniu misji Apollo. Emerytowany kapitan amerykańskich sił powietrznych David D Shindel powiedział, że ten dziwaczny incydent miał miejsce w 1966 roku, kiedy dowodził zespołem silosu rakietowego na polu rakietowym Bazy Sił Powietrznych Minot w Północnej Dakocie.
Opowieści tego typu, nie są zresztą szczególnie przełomowe, a relacje o UFO operujących w okolicy amerykańskich baz pojawiały się jeszcze w 2012 roku, przy okazji publikacji tysięcy dokumentów z lat 60 w ramach Freedom of Information Act.
Raportowane obiekty miały głównie okrągły kształt, ale bywały doniesienia określające je, jako owalne lub podłużne. Obiekty potrafiły zawisnąć nad bazami przechowującymi ładunki nuklearne a nawet dezaktywować systemy sterujące powodując przejście rakiet w tryb NOGO, czyi tryb uniemożliwiający ich odpalenie.
Kapitan Shindele zeznał, że kosmici ingerowali w systemy broni jądrowej podczas testów, w bazach nuklearnych, a nawet wyłączali poszczególne rakiety. Incydent w bazie w której przyszło mu pracować, miał miejsce w grudniu 1966 roku. Inżynier usłyszał wówczas raporty radiowe o obserwacjach UFO przez cywilów w pobliskiej miejscowości Mohalla.
Po przybyciu do podziemnego pomieszczenia kontroli pocisków, został zabrany do naziemnego centrum bezpieczeństwa, gdzie szef bazy poinformował go o tym, że latający spodek pojawił się nad bazą. UFO nadal wisiało nad jej terytorium i Shindele widział je na własne oczy.
„On [kierownik obiektu] opisał duży obiekt tuż za ogrodzeniem, z jasnymi migającymi światłami, ale bez hałasu, który wisiał blisko ziemi. Ja i inni pracownicy, widzieliśmy to bardzo wyraźnie. Oceniłem obiekt na 10-30 metrów. UFO unosiło się nad bazą, a następnie obiekt przesunął się na północ od budynku i zniknął z pola widzenia. Personel ochrony czaił się w budynku, patrząc przez okna na unoszący się w powietrzu i jasno oświetlony statek… Minęło trochę czasu, zanim obiekt wystartował i zniknął sekundę później.
Wszyscy oni [strażnicy] opisali nam przerażający widok, jak mogłem stwierdzić z tonu ich głosów i ich emocjonalnych słów. Wiedzieli dobrze, że ten przedmiot nie był helikopterem. Śmigłowce nie latają w nocy, zwłaszcza bez powiadomienia służb bezpieczeństwa obiektu rakietowego.”
Schindele twierdził, że wkrótce po zakończeniu obserwacji, zjechał windą 20 metrów pod ziemię do pomieszczenia kontroli pocisków jądrowych. Wówczas okazało się, że zgodnie z ustaleniami zespołu kontroli startu, pociski nie reagowały na polecenia, gdy UFO zawisło w pobliżu głównej bramy i nad bunkrem podziemnej sterowni. Wszystkie pociski wskazywały na awarię systemu naprowadzania i sterowania.
Podobną historię, opowiedział były oficer sił powietrznych Robert Salas, który dowodził podziemnej kontroli startu w bazie sił powietrznych Malmstrom w stanie Montana. Zgodnie z jego wspomnieniami, 24 marca 1967 roku po obserwacji dziwnego obiektu, wszystkie dziesięć rakiet ICBM zostało uziemionych. Salas dodał, że osiem dni wcześniej, 16 marca 1967, podobny incydent miał miejsce w innym ośrodku kontroli startu.
Tego typu relacje nabierają zupełnie nowej optyki, w konfrontacji ze słynnym raportem UFO, który został opublikowany przez Pentagon w czerwcu tego roku. Raport z grupy zadaniowej UAP, przyznał że przynajmniej 144 niewyjaśnionych spotkań z UFO, wymyka się logicznym wyjaśnieniom.
Czy zatem możliwym jest, że niezidentyfikowane obiekty latające, zakłócają działanie pocisków nuklearnych? To wygląda tak, jakby ktoś pilnował, aby Ziemianie sami sobie nie wyrządzili zbyt wielkiej krzywdy. Nie można wykluczyć, że gdy któregoś dnia jakiś szalony przywódca postanowi ponownie wykorzystać broń jądrową, nasi tajni „strażnicy” dopilnują, aby nie działała ona prawidłowo.