David Icke być może jako pierwszy przedstawił masom koncepcję Księżyca jako system kontroli („Moon Matrix”), ale swoją wiedzę zaczerpnął od innych, nie podając swoich źródeł. Założenie jest takie, że Icke jest strażnikiem i wstrzymuje pewne informacje. Ezoteryczne koncepcje dotyczące Księżyca sięgają różnych grup okultystycznych, a rosyjski mistyk Gurdżijew jako pierwszy wyraził je w jasnych słowach.
Właśnie w 1914 roku upublicznił tę koncepcję, a był to czas pojawienia się okultyzmu we wszystkich publicznych sferach życia, w tym teozofii, antropozofii itd. Dziwne jest to, że przed tymi grupami okultystycznymi pod koniec XIX i na początku XX wieku nie było wyraźnej koncepcji, że Księżyc jest sztuczną strukturą, która ma kontrolować rozwój duchowy człowieka. Pierwsze dwa (subtelne) odniesienia do Księżyca jako struktury kontrolnej były najwyraźniej.
1) książka A. P. Sinneta pt. „Ezoteryczny buddyzm” z 1883 roku, oraz
2) „Fragmenty zapomnianej historii” (1885), obie związane z wątpliwą Blavatsky.
Wydaje się, że publikacje te doprowadziły do wewnętrznej walki pomiędzy różnymi odłamami Teozofii:
W 1883 roku A.P. Sinnet wydał Ezoteryczny buddyzm, książkę, która mimo ezoterycznej treści stała się bestsellerem. Dwa lata później, w 1885 roku, książka miała już piąte wydanie. Książka ta zawierała błędne informacje, a Tajna Doktryna Blavatsky’ego kontynuowała tę drogę mylących lub błędnych informacji – wyraźnie pod kątem, który chciał wymazać nauki Impulsu Chrystusowego. To wywołało sprzeciw. W 1893 roku nieznany C.G. Harrison wygłosił sześć wykładów o głęboko ezoterycznej treści. W tych wykładach Harrison atakuje bezpośrednio Blavatsky jako kontrolowaną opozycję:
Innymi słowy, dążyła do ustanowienia rywala dla Kościoła katolickiego, a ci, którzy wierzą, że „żaden człowiek nie może położyć fundamentu innego niż ten, który został położony”, postarają się dobrze zbadać podstawy teozoficznych wierzeń i praktyk oraz roszczenia Towarzystwa Teozoficznego do katolickości.
Jeśli chodzi o samą Madame Blavatsky, to jest powód, by wierzyć, jak mam nadzieję wykazać, że była ona w większości nieświadoma prawdziwych źródeł swojego natchnienia; że była narzędziem w rękach pozbawionych skrupułów osób, które niesprawiedliwie wykorzystały jej niezwykłe dary i wykorzystały ją, jak gdyby, do swoich własnych celów; i że, gdy więcej będzie wiadomo o naturze konfliktu, który szalał wokół jej nieszczęśliwej osobowości, będzie ona postrzegana bardziej jako ofiara niż grzesznik.
Co więcej, mam zamiar pokazać, że pomimo swojej ogromnej wiedzy (którą zdobyła nie wiadomo skąd, ale prawie na pewno nie z Tybetu), czasami wykazywała niezwykłą ignorancję, którą trudno wytłumaczyć, chyba że założy się celowy zamiar oszukania niewtajemniczonych. Jej „Tajemna doktryna” jest również niezwykle wadliwa, zarówno pod względem jej kosmogenezy, jak i antropogenezy, zwłaszcza tej ostatniej; ponadto jest ona ubarwiona i przesiąknięta jej osobowością w stopniu poważnie obniżającym jej wartość jako dzieła naukowego.
Gurdżijew nigdy nie był bezpośrednio związany z teozofami i rozwijał swoje idee niezależnie. Nauka Czwartej Drogi, którą zapoczątkował Gurdżijew, zakłada, że człowiek jest pokarmem dla księżyca i że wszystko, co robimy, jest bezpośrednio kontrolowane przez księżyc i że dosłownie karmimy lub odżywiamy księżyc swoim zachowaniem. Gurdżijew powiedział, że był pierwszym, któremu pozwolono wypowiedzieć tę prawdę publicznie i że była ona znana w kręgach ezoterycznych od dawna i była uważana za wiedzę tajemną.
Ale na przestrzeni dziejów księżyc zawsze był kojarzony z ciemną stroną człowieka i z podziemiem („obłędem”), więc ogólne powiązanie jest samo w sobie dość oczywiste. Astrologia była uznawana przez naszych przodków za wiarygodną naukę i przyjmowano za pewnik, że człowiek jest pod wpływem ciał niebieskich.
Zakładano, że każdy człowiek jest przede wszystkim związany z pewnym ciałem niebieskim, w tym z księżycem – przynajmniej według wątpliwego średniowiecznego źródła zwanego Hausbuch von Schloss Wolfegg. Nawet jeśli ta książka jest humanistycznym fałszerstwem, to prawdopodobnie opierała się na dawnych tradycjach i dlatego zawiera ziarno prawdy.
Wszyscy znamy termin Lunacy i Lunatic Asylums – był on nawet częścią języka urzędowego wraz z Lunacy Acts w Anglii: Lunacy Act – Wikipedia
Pojawienie się azyli lunatycznych od około 1800 roku można tłumaczyć zmianami w strukturze naszego świata, które doprowadziły do dominacji energii księżycowej i duchowego upadku ludzkości.
Uważam, że Gurdżijew jako pierwszy przywrócił koncepcję Księżyca, która została utracona podczas ostatniego kataklizmu. Problem w tym, że myśli Gurdżijewa o Księżycu zawierają prawdopodobnie wiele błędów i oferują nam jedynie zniekształcony pogląd na to, co kiedyś uważano za prawdę. Chociaż uważam Gurdżijewa za jedną z bardziej wiarygodnych postaci w ruchu okultystycznym, to jednak jest on szemrany. Wzmianka o księżycu znajduje się również w autobiograficznej książce Marka Hedsela „Zelator”:
„Pod koniec ubiegłego wieku z powodu rozłamu wśród członków tajnych szkół doszło do zaskakującego objawienia. Informacje, które do tej pory były zazdrośnie strzeżone przez najbardziej zamkniętych członków zakonu, zostały upublicznione. Tajemnice objawione dotyczyły znacznie głębszego poziomu wiedzy niż dotychczas przedstawiany przez szkoły jako egzoteryczny – nawet w tym oświeconym wieku.”
Jego śladowy cynizm zdawał się być niezauważony. Nie chodzi tu o to, by udokumentować, w jaki sposób tak głęboko ezoteryczna idea trafiła do opinii publicznej – ani nawet o to, by ocenić, czy mądrym posunięciem było przedstawienie jej opinii publicznej. W skrócie, tym co upubliczniono w szkołach podczas tego konfliktu była prawda, że nasz księżyc jest rodzajem przeciwwagi dla innej sfery, która pozostaje niewidoczna dla zwykłego oka.
Owa sfera przeciwwagi nazywana jest w kręgach ezoterycznych Ósmą Sferą. Musimy być ostrożni z tymi słowami, ponieważ pomimo tego, co właśnie stwierdziłem, region ten nie jest sam w sobie kulą, ani księżycem. Nawet jeśli umieścisz go za fizycznym księżycem, to nie jest to poprawne, ponieważ w świecie duchowym przestrzenie i odległości są inne. Prawda jest taka, że ta ósma sfera nie ma nic wspólnego z tym, co znamy na planie fizycznym, a jednak musimy używać słów z naszego własnego słownictwa, gdy chcemy zaznaczyć jej istnienie.
Gdybyśmy mieli użyć słowa, które najlepiej pasuje do tej sfery, to właściwie musielibyśmy ją nazwać próżnią. Z pewnością próżnia jest bardziej odpowiednim określeniem niż sfera, gdyż Ósma Sfera wsysa rzeczy w swój własny, cienisty byt.
Ta sfera jest niższa w skali bytu niż siódma sfera (którą jest ziemia). To działa jako rodzaj demonicznego kanału, który zasysa do swojej paszczy pewne zdegenerowane formy duchowe na ziemi. Jest to sfera cienia kontrolowana przez istoty cieniste. Jednak fakt, że są to istoty cieniste, nie powinien skłaniać nas do dewaluowania czy niedoceniania ich zdolności i inteligencji. Pod wieloma względami są one bardziej inteligentne niż istoty ludzkie, ponieważ nie są ograniczone siłą miłości, jak to jest w przypadku ludzkości.
Działanie tej Ósmej Sfery jest złożone. Jej mieszkańcy – te cieniste istoty, dla których jest ona domem – pragną zaludnić swoją sferę ludzkością lub (dokładniej) ludzkimi duszami. W tym celu wzniosło na Ziemi coś w rodzaju terminali: Te terminale są kanałami duszy, które zasysają do niższej sfery pewną formę zmaterializowanej energii duchowej, wytworzonej na planie ziemskim.
Najzwyklejsze okoliczności, w których następuje ta materializacja czy generacja, to seanse i inne miejsca, w których ludzie próbują ingerować – wbrew kosmicznemu prawu – w niższe płaszczyzny eteryczne. Kolejne odniesienie do systemu okradającego ludzi z ich cennej energii życiowej znajdujemy w książkach Roberta A. Monroe (który prawdopodobnie był w jakiś sposób związany z CIA).
Energię życiową ludzi nazwał „Loosh„, a także opisał, że widział ogromne struktury przypominające rury, które transportowały energię wytworzoną przez ludzi na ziemi w inne miejsce:
Ziemia, jak się wydaje, była tworem „kogoś”, kto przybył „skądś”, aby uprawiać ten Looshowy zbiór. Oczywiście loosh jest w gdzieś bardzo wartościowy, ale stosunkowo rzadki i trudny do znalezienia. Ten Ktoś Który Przybył Skądś był Istotą/Bytem/Inteligencją, która stworzyła system życia na Ziemi, który widzimy na tej planecie dzisiaj.
W trakcie eksperymentów odkryto, że Loosh został uwolniony w bardzo nierafinowanym stanie jako naturalny produkt uboczny cyklu życia węgla i tlenu na Ziemi.
Chociaż film „Moonfall” nie wspomina o żadnej z powyższych ezoterycznych wiedzy, myślę, że jest to dobra informacja kontekstowa do spekulacji, że rządzące siły są opętane przez księżyc. Moim zdaniem ruchy okultystyczne szerzyły pewne prawdy 100 lat temu, ponieważ był to czas, kiedy elity władzy nie były tak dobre jak dzisiaj w utrzymywaniu pewnych rzeczy w całkowitej tajemnicy. Na bardziej powierzchownym poziomie naukowym ustalono już pewne dziwne fakty:
- Księżyc z naszej perspektywy jest tej samej wielkości co Słońce. Naukowcy tłumaczą to jednak tym, że księżyc jest po prostu 400 razy bliżej nas niż słońce, a także 400 razy mniejszy, więc w teorii ma to sens. Ale nawet gdybyś w to uwierzył, to i tak byłby to niezwykły zbieg okoliczności, który wymaga wyjaśnienia.
- Księżyc pokazuje nam zawsze tę samą stronę, co sugeruje, że został sztucznie zainstalowany.
- Istnieją doniesienia, że księżyc jest pusty i brzmi jak dziurawy dzwon.
Wszystkie te podstawowe obserwacje posłużyły – żartobliwie – za podstawę fabuły w nowym filmie Rolanda Emmericha. W filmie księżyc jest gigantyczną pustą sferą Dysona zasilaną przez białego karła, który przechowuje kod genetyczny do zasiewu planet takich jak Ziemia niczym gigantyczna arka.
Roland Emmerich traktuje swój film jako metaforę zagrożeń związanych ze zmianami klimatycznymi, a więc wpisuje się on w sam raz w aktualną propagandę polityczną. Niektórzy twierdzą, że Emmerich jest masonem 33 stopnia.
Choć sam film nie oferuje nic nowego i w pewnym stopniu ośmiesza teoretyków spiskowych, to jednak wprowadza pomysł, że Księżyc jest sztucznym konstruktem i że teoretycy spiskowi rzeczywiście mają ostatecznie rację. Oczywiście, jak zawsze w dzisiejszych czasach, ma to związek z rozhukaną koncepcją sztucznej inteligencji, która zastąpiła zagrożenie ze strony kosmitów w filmach science fiction.
Pod koniec filmu „świadomość” człowieka zostaje wgrana na Księżyc, negując duszę, w duchu transhumanizmu. I jak zawsze propagowany jest heliocentryczny, nihilistyczny model naszej Ziemi, wystarczający do uśpienia człowieka. Sposób, w jaki postrzegam (dobre) science fiction i historie fantasy jest taki, że obie zawierają elementy, za którymi ludzie tęsknią, ale które nie mogą być częścią oficjalnej narracji o tym, jak działa nasz świat.
Te książki i filmy często zawierają różne aspekty, które zbiorowo utraciliśmy – zwłaszcza ideę, że życie ma głębsze znaczenie, że istnieją niewidzialne światy, których nie można bezpośrednio postrzegać, i że istnieje coś więcej niż świat materialny. Rzekomo fikcyjne historie fantasy wyraźnie odnoszą się do naszej własnej historii – „magia” była uważana za prawdziwą i ścigana, w przeszłości, przed kościołem i nowoczesną nauką.
Jest oczywiste, że świat naszej oficjalnej narracji o naturze naszego świata jest tak nudny, że nie sposób wykorzystać tej rzeczywistości jako podstawy intrygującej opowieści – oficjalnie nie dzieje się nic poza powolną, przypadkową ewolucją. Zagrożenie zmianami klimatycznymi jest najbliższym pojęciem, jakie mamy do zbliżającej się katastrofy – ale pozostaje bardzo abstrakcyjne i jest również mało wiarygodne, ponieważ idea gradualizmu jest tak głęboko zakorzeniona w naszej kulturze. Myślę więc, że ludzie, którzy próbują sprzedać nam ideę zmian klimatycznych, wykorzystują nasze zbiorowe wspomnienia o katastrofalnej przeszłości, by nami manipulować, a ten film nie jest inny.