27 września 2022 r. NASA zderzyła swój statek kosmiczny z asteroidą, aby przetestować teorię, że asteroida może zostać przekierowana. Misja ta była konieczna, aby zrozumieć, czy ludzkość w przyszłości będzie w stanie zmienić orbitę asteroidy w ten sposób w przypadku zagrożenia dla Ziemi. Okazało się, że wszystko zadziałało dokładnie tak, jak oczekiwali naukowcy, a nawet nieco lepiej, choć nie zgodnie z planem.
Rok później Jonathan Swift, nauczyciel z Kalifornii i jego uczniowie, dzięki szkolnemu teleskopowi odkryli, że asteroida Dimophros, w którą NASA rozbiła statek kosmiczny DART (Double Asteroid Redirection Test), zachowuje się teraz nieco chaotycznie. Stwierdzono to w badaniu opublikowanym na portalu preprint arXiv. Badanie musi jeszcze zostać zweryfikowane przez społeczność naukową.
Zderzenie skróciło orbitę Dimorphos, która okrążała inną asteroidę, Didymos, o 33 minuty w ciągu kilku tygodni.
Jednak teraz Jonathan Swift z Thacher School w Kalifornii, podczas obserwacji ze swoimi studentami, zauważył, że orbita Dimorphos nadal kurczyła się o kolejną minutę ponad miesiąc po zderzeniu.
Wcześniej krążył wokół Didymosa w 11 godzin 55 minut, teraz w 11 godzin 23 minuty. Dimorphos wyhodował również ogon, jak kometa, o długości 10 tysięcy kilometrów. Są to w rzeczywistości pozostałości asteroidy, wybite z jej powierzchni i rozciągnięte wzdłuż jej orbity.
„Liczba, którą otrzymaliśmy, była nieco wyższa – 34-minutowa zmiana. To było kontrowersyjne na niewygodnym poziomie” – powiedział Swift.
Podzielił się swoimi obserwacjami z Amerykańskim Towarzystwem Astronomicznym w Nowym Meksyku, które potwierdziło jego dane.
„Staraliśmy się znaleźć błąd w tym, co zrobiliśmy, ale nic nie znaleźliśmy” – wyjaśnił Swift.
Obserwacje sugerują, że coś spowodowało trwałe spowolnienie orbity Dimorphos po kolizji. Jedną z wersji jest to, że asteroida teraz spada, a wcześniej jej orbita znajdowała się pod wpływem pływów Didymos.
Według New Scientist, z kolei Garrison Agrusa, członek zespołu DART w Obserwatorium Lazurowego Wybrzeża we Francji, również zauważył, że istnieją pewne dowody na upadek asteroidy.
Powiedział, że po zderzeniu nastąpiła „znaczna libracja”, co sugeruje, że Dimorphos zaczął zmieniać swoją pozycję w stosunku do Didymos, podobnie jak Księżyc w stosunku do Ziemi.
„Teraz istnieje możliwość, że w zależności od bezwładności przekształci się to w bardziej chaotyczny upadek, w którym Dimorphos może się przewrócić” – powiedział naukowiec.
Jednak Agrusa uważa, że taka sytuacja raczej nie doprowadziłaby do zmniejszenia orbity Dimorphos, ponieważ zmieniłaby się ona losowo.
Powiedział, że bardziej prawdopodobne jest, że materiał wyrzucony w wyniku zderzenia, w tym głazy o średnicy do kilku metrów, pozostał na orbicie wokół Dimorphos, a następnie spadł z powrotem na powierzchnię, powodując spowolnienie jego orbity.
„Myślę, że to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie” – powiedział.
Nancy Chabot, koordynator projektu DART w Johns Hopkins Applied Physics Laboratory w Maryland (USA), powiedziała, że zespół nadal monitoruje Dimorphos i opublikuje wyniki w nadchodzących tygodniach.
Według jej danych, asteroida rzeczywiście nadal zwalniała przez pewien czas, ale przez około 15 sekund.
„Nie widzimy żadnych zmian po około pierwszym miesiącu” – powiedziała, odnosząc się do obserwacji do końca lutego, kiedy asteroida nie była już widoczna z Ziemi.
Przyszła misja Europejskiej Agencji Kosmicznej o nazwie Hera, która ma dotrzeć do asteroidy w 2026 roku, będzie w stanie dokładnie określić, co stało się z Dimorphos.
To, co dokładnie stało się z Dimorphos, może mieć wpływ na przyszłe próby przekierowania asteroid, ponieważ ważne jest, aby dokładnie wiedzieć, jak kosmiczna skała zachowa się po zderzeniu.
„Bardzo dobrze jest wiedzieć, co zrobiliśmy z Dimorphosem. Te konkretne szczegóły są naprawdę kluczowe dla wykorzystania tej techniki w przyszłości, jeśli okaże się przydatna” – powiedział Chabot.
Poważna sprawa
NASA postanowiła pobawić się zabawkami i wybrała do tego celu podwójną asteroidę: jej „księżyc”, asteroida Dimorphos, obraca się wokół ciała o nazwie Didymos. Są to niewielkie obiekty: Didymos ma około 800 metrów średnicy, a jego satelita około 160 metrów. Wystarczy, by zniszczyć całą ludzkość około dwudziestu razy.
Prawda jest taka, że jeśli Dimorphos spadnie na swojego „pana”, Didymosa, spowoduje eksplozję, której nie da się porównać z niczym znanym do tej pory. Nasza biedna planeta po prostu nie ma takiej liczby głowic nuklearnych do zważenia.
Jeśli stanie się to nagle w pobliżu Ziemi, orbita Didymosa może zmienić się w nieprzewidywalny sposób. Rozumiemy już, że NASA nie potrafi wyjaśnić konsekwencji swoich działań. W związku z tym zupełnie nie wiadomo, czy cała ta gospodarka spadnie na Ziemię, czy też tak się stanie – a obliczeniom nie można ufać.
Dimorphosowi po uderzeniu wyrósł ogon. Oznacza to, że asteroida zamieniła się w kometę. Dzieje się tak nawet bez interwencji człowieka; granica między asteroidą a kometą jest zatarta. Najprawdopodobniej siły reaktywne, które spowodowały erupcję tego ogona, nadal zmieniają orbitę Dimorphos. Oznacza to, że człowiek, przez własną głupotę, uruchomił mechanizm, którego nauka tak naprawdę nie rozumie. W końcu komety są raczej słabo zbadane.
Zwolennicy teorii spiskowych zwracają uwagę na dziwny zbieg okoliczności. Nauczyciel jest pełnym imiennikiem wielkiego pisarza XVIII wieku, autora Podróży Guliwera. W swoim eseju Swift przewidział istnienie dwóch satelitów Marsa, a nawet podał ich dokładne orbity. Są tam również inne przewidywania. Dlatego wielu uważa, że Swift był w rzeczywistości kosmitą, na co rzekomo wskazują niespójności w jego biografii, jednym z tych, których wyższa inteligencja wysyła na naszą planetę, aby ostrzegać i upominać.
A teraz wszechświat jasno pokazuje, że ludzie przekroczyli granice, zachowywali się agresywnie, naruszyli niepisane zasady i będą za to cierpieć. Czy ta hipoteza może stać się rzeczywistością? Być może tak.
O tym, że Swift jest rzekomo kosmitą, dowiedzieliśmy się jako dziecko z książki, a tam wszystko jest bardzo poważne, bo w czasach autora Podróży Guliwera satelitów Marsa nie dało się w żaden sposób zaobserwować. Kiedy przeczytaliśmy nazwisko nauczyciela, trochę nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom. Zbiegi okoliczności istnieją i załóżmy, że są.
Jednak pomysł strzelania do asteroid jest naprawdę destrukcyjny. Rozumiemy, że w istocie jest to test broni kosmicznej, pospiesznie zatuszowany „troską o ludzkość”. Otrzymaliśmy więc odpowiedź – z noosfery. A jeśli nie ma absolutnie żadnego mistycyzmu i teorii spiskowych, nie ma sensu brać młota kowalskiego tam, gdzie nic nie rozumiesz.