Site icon Globalna Świadomość

KSZTAŁT ZIEMI JEST INNY – ANTARKTYDA NIE JEST TYM CZYM MYŚLIMY !

Do rozważań nad Antarktydą skłoniła mnie rozmowa z moim przyjacielem, człowiekiem wykształconym, który ukończył Wojskową Akademię Techniczną i który twierdzi, że według niego Ziemia jest płaska. W rozmowach przytacza szereg argumentów za. Nie chcę się skupiać w tym poście na udowadnianiu, bądź nie, że Ziemia jest kulista, tylko chcę się przyjrzeć kontynentowi Antarktydy. Jednym z argumentów na to, że Ziemia jest płaska, miała być kwestia Antarktydy.

Gdy zacząłem przeglądać artykuły na ten temat, to bardzo mnie to zainteresowało, a im dalej się w to zacząłem zagłębiać, tym mniej z tego rozumiałem. Na pierwszy ogień poszły zdjęcia tegoż kontynentu zrobione z lotu ptaka, czyli przez satelity, bądź przez statki kosmiczne, wysyłane w przestrzeń kosmiczną. Okazuje się, że jeszcze do niedawna ani jedno takie zdjęcie nie zostało opublikowane, a przynajmniej ja takiego nie potrafię odnaleźć.

Prawie dokładnie 3 lata temu ukazało się zdjęcie Antarktydy z kosmosu, „zrobione” – dosłownie i w przenośni przez NASA. W internecie zawrzało. Zdjęcie to, nie jest zrobione w rzeczywistości, jest to seria zdjęć zrobionych przez satelitę i połączonych w jedną całość. Internauci oczywiście od razu wytknęli NASA fałszerstwo. (https://www.twojapogoda.pl/wiadomosc/2020-01-31/czy-nasa-opublikowala-falszywe-zdjecie-satelitarne-antarktydy-gdzie-sie-podziala-noc/ )

Zacząłem badać, dlaczego tak właśnie postąpili. Okazuje się, że satelity latają po co najmniej dwóch orbitach, pierwsza to orbita geostacjonarna, gdzie satelity znajdują się na wysokości niecałe 36 tys. kilometrów nad Ziemią i krążą wzdłuż równika. Z tej perspektywy zdjęcia Ziemi wychodzą bardzo dobre, widać kontynenty. Drugą orbitą, jest orbita polarna, gdzie satelity krążą wzdłuż południka. Problem z tą orbitą jest taki, że wysokość na której znajdują się satelity, to nieco ponad 800 km. Nie da się w takim układzie zrobić jednego zdjęcia kontynentu w całości.

Pomyślałem, ok, logicznie to wytłumaczyli. Zacząłem więc szukać zdjęć z przestrzeni kosmicznej, w końcu cały czas jakieś wyprawy się odbywają. Marsa i księżyc mamy całego obfotografowanego. Niestety kolejne rozczarowanie – zdjęcia brak. Dalej zacząłem drążyć temat, skoro nie ma takiego zdjęcia, to chociaż znajdę film z przelotu satelity polarnego, wzdłuż południka. Chciałem zobaczyć dzień i noc polarną na obu biegunach. Filmów takich w sieci brak.

Jeszcze bardziej wszystko się skomplikowało, gdy przeczytałem o wyprawach armii amerykańskiej na Antarktydę i o tym, jak lotnik Richard Byrd przeleciał w 1929 roku nad tym kontynentem samolotem. Jego relacja była co najmniej dziwna:

„Kiedy 29 listopada 1929 r., po raz pierwszy w historii ludzkości, amerykański lotnik Richard Byrd przelatywał ponad biegunem południowym, nadał przez radio niezwykły komunikat. Relacjonował, że widzi pokryty zielenią ląd, na którym pośród wolnych od lodu jezior pasły się wielkie, podobne do bizonów zwierzęta oraz poruszali się prymitywni ludzie.”

Oczywiście uznano, że Byrd miał załamanie nerwowe. Co ciekawe, po latach wrócił tam, jako admirał amii Stanów Zjednoczonych. Operacji nadano kryptonim „High jump” czyli operacja wielki skok. Relacja Byrda jest znowu zaskakująca:

„Lot, który rozpoczął się 19 lutego 1947 roku o 6.10 czasu lokalnego, nie zapowiadał niczego niezwykłego i przez pierwsze cztery godziny przebiegał prawidłowo. W pewnym momencie przestały jednak działać urządzenia pokładowe, a pod samolotem, w miejscu, gdzie powinna znajdować się lodowa pustynia, rozpostarła się wielka porośnięta drzewami dolina.

Inne było jednak światło, na niebie nie było widać słońca. Byrd próbował opisać przez radio to, co widzi, połączenie z bazą zostało jednak przerwane. Na pokrywającej dolinę łące pasły się przypominające mamuty zwierzęta, a przed samolotem pojawiło się coś, co wyglądało jak miasto.

Nagle, tuż obok samolotu, pojawiły się dziwne pojazdy, które miały kształt dysku. Dakota przestała reagować na stery, a przyrządy kontrolne stały się bezużyteczne. W radiu rozległ się głos mówiący po angielsku z ledwo słyszalnym niemieckim akcentem: „Witamy panie Admirale, w naszym królestwie(…). Proszę się odprężyć, jest pan w dobrych rękach”.

Samolot Byrda został sprowadzony na ziemię, tak że dotykając powierzchni, załoga odczuła jedynie lekki wstrząs. Na powitanie wyszło kilku mężczyzn. Byli wysocy i mieli blond włosy. Wprowadzili go do wnętrza jednego z budynków, jeden z mężczyzn powiedział: „Nie bój się, Admirale, będziesz miał audiencję u Mistrza…”.

Według „Admiral Richard E. Byrd’s Secret Diary (Feb. Mar. 1947)”, czyli relacji Byrda w „Tajemnym Dzienniku” z 1947 roku, wkrótce stanęli przed obliczem mężczyzny, którego Byrd opisał jako osobę o delikatnych rysach i twarzy naznaczonej upływem czasu.

Po przywitaniu Mistrz oświadczył: „Admirale, pozwoliliśmy panu wlecieć tu, gdyż ma pan szlachetny charakter i jest pan dobrze znany w Świecie na Powierzchni”. Wyjaśniając dodał, „jest pan w domenie Arian, w Wewnętrznym Świecie”.

Dalsza rozmowa, w trakcie której Mistrz poruszył wszelkie istotne kwestie dotyczące naszej cywilizacji, upłynęła w przyjaznej atmosferze. Mistrz pożegnał Byrda, nakazując mu powrót do swojego świata, by rozgłosić przekazane mu wiadomości. Ostatnie słowa, jakie usłyszał Byrd, gdy wzniósł się w powietrze, brzmiały: „Zostawiamy tu pana, Admirale, pańska aparatura już działa. Auf Wiedersehen!”. I Byrd znów znalazł się ponad lodową pustynią.”

Wszystkie te relacje, brak zdjęć mogą dowodzić, że coś się przed nami chce ukryć. Co? Nie mam pojęcia. Sprawa jest co najmniej dziwna. Wiem, że zaraz pojawią się głosy, że jak chcę to sam mogę tam polecieć, popłynąć, bo takie wycieczki są organizowane. Owszem, można być na Antarktydzie, ale ten kontynent jest tak rozległy pod względem szerokości jak Stany Zjednoczone Ameryki, a jego wysokość jest jeszcze większa. Nie sposób jest wszędzie zaglądnąć. Brak jest filmów z przelotu satelitów, zwłaszcza tych zrobionych na żywo. Ktoś kiedyś wysłał mi niby zdjęcia satelitarne, ale były to znowu jakieś rendery:

Pewien niedowiarek Niemiec, chciał był sobie z Australii do Rio wycieczkę zrobić. Nic prostszego. On-line bilet sobie kupujesz. Lecisz. Jeśli na globus zerkniemy, tylko wszystko przez środek niemal Europy z przesiadkami (rozmowa niżej w filmie). Chyba nie opłaca się tanio latać. A już do Kapsztadu sam kiedyś szukając nie znalazłem.

Wprawdzie kilka lat temu udało mi się jeden raz, jeden lot do Kapsztadu z Sydney lub Melbourne, nie pamiętam wyszukać. Gites myślę sobie. Giets było jednak do momentu gdy chciałem zapłacić za bilet. System się wypiął i powiedział, że nie zapłacę. Nie tłumaczył dlaczego. Cofnął mnie nazad do wyszukiwarki lotów.

Tu ów Niemiec usiłuje dogadać się z liniami lotniczymi Zerknijmy na mapę (naukową w końcu). Trasa Sydney – Rio 17 godzin lotu.

Tyle, że z przesiadkami. choć ten sam gogole po kliknięciu na Zobacz wyniki w Lotach Google pokazuje już nie 17 godzin tylko w zależności od cazasu kliknięcia 36-46 godzin. Ale nie pokazuje lotów bez przesiadek. Sydney – Dubai – Rio 28 godzin lotu wg gogola Dubai – Rio

Rodzi się więc pytanie, czy z Australii nie lubią latać do Rio bezpośrednio i chętnych brak, czy może linie lotnicze wolą dopłacać i na okrętkę latać. Bardzo ciekawą lekturą jest obserwowanie mapy lotów Flightradar sam lecąc testowałem skrycie na tablecie lecę czy nie lecę wg Flightradar. Prosze zerknąć na dwa screeny:

Nie widzę niczego co bym Arktyką mógł nazwać. Jak poprosze gogola o The North Pole lub Biegun północny too mam taki wynik:

Prosze sobie pooglądać Antarktydę tu Antarctica jest widoczna i jest niesamowicie wielka, jak na mapach gogola. Mało tego teren jaby drutem kolczastym był ogrodzony, żadnego cywilnego lotu. Ot nie lata się nad Antarktydą, chyba za zimno, choć to nie argument, bo w korytarzach gdzie samoloty latają, jest równie zimno. Nie ma żadnej wyprawy „80 dni dookoła świata” tylko takiej co to by z północy na południe prowadziła, lub odwrotnie. NIE MA. 

Odbyła się kilka lat temu nasza polska wyprawa wokół Antratktydy Powiedzieli, że udowodnią że można ją opłynąć. Pomyślałem wreszcie. Cóż się okazało. Zdjęć setki ale jak to ryby sobie na targu nabywali, jak to w knajpie popijali, klepali się po plecach, na jacht wchodzili, z jachtu schodzili, po morzach pływali. A Antarktydę pokazali na zaledwie kilku zdjęciach z baaaaaardzo daleka, a chcieli udowodnić.

Prosze samemu ocenić ile jest Antarktydy z Antarktydy w owej wyprawie. Fetują, świętują, rekordy ustalają, do ksiąg się wpisują, wzajemnie adorują, tylko… niecooooo mało tej Antarktydy jak na wyprawę, która miała coś udowodnić, cytuję „Głównym celem Wyprawy kapitana Kopera było okrążenie Antarktydy po przybrzeżnych wodach kontynentu”.

Pomyślałem sobie biedni byli na sprzęt, tani w owym czasie i dostępny dla każdego nie mieli. Gdybym wiedział zasponsorowałbym. Nic nie pokazali. Czy w obecnych czasach nie stac nikogo na rzeczową udokumentowaną wyprawę wokół Antarktydy? Może nie wolno, może nie należy. Ok. Dlaczego?

W komentarzu dodałem, nie chcąc nikogo urazić, że tematowi poświęciłem sporo czasu i traktuję go poważnie. Mało spotkałem osób, które by zrozumiały dlaczego. Każdy oponent powtarza w rozmowie uhm.. aha… aha.. no wiesz… to jest ciekawe… ale o co chodzi. I mimo, że nie poświęcili tematowi ani minuty swojego cennego życia, to jednak mnie nazywają foliarzem i płaskoziemcem.

Osobiście mnie to nobilituje, potwierdza fakt, że łepetyna jeszcze pracuje. Ja myślę, zastanawiam się, oponenci nie za bardzo, ale to mnie nazywają jak wspomniałem. Argumentują słowami zakończonymi na …ono (wymyślono, zrobiono, udowodniono), zawsze ktoś to zrobił oni to na wiarę (znaczy w coś wierzą) przyjęli, jednocześnie (niektórzy) z wiarą, np. KK walcząc. W to wolno a w tamto nie wolno. Akurat Oni wiedzą najlepiej w co wolno.

Nie tak dawno jak łapali czarownice, a tak zwany tłum bojąc się posądzenia gardłował spalić ją. Tak to już z tłumem jest, chadzać lubi tłumnie, szarym komórkom szansy na rozwój nie dając.

Jak do tego dorzucimy do tematu wyprawy Byrda (a to już nie są wymysły płaskoziemców, tylko fakty) gdzie na Antarktydę wybrało się kilka tysięcy żołnierzy, sporo okrętów i samolotów i to nie jeden raz. No i co się z nimi stało, może jakieś naukowe wytłumaczenie? Jak Byrd za dużo chlapnął to go w psychiatryku zamknęli, co nie przeszkodziło im postawić go na czele kolejnej wyprawy kilka lat później (chyba cudownie ozdrowiał). Jak przypomnimy sobie dlaczego alianci nie mogą się doszukać kilkuset nienieckich okrętów podwodnych. Gołym okiem widać, że coś na rzeczy jest.

To nie koniecznie oznacza że twierdzę iż Ziemia jest jakąkolwiek figurą, znaczy tylko tyle, że sięgają tam moje zainteresownia. Mówię co zrobiłem, dlaczego, zadaję tylko pytania. Jeśli to zbyt wielkie przewinienie dla opornych, to ok. Być może nie chcę kroczyć w takim samym jak oni kierunku i to wielce drażni. Niech tam. Chadzając własnymi drogami, nawet nie specjalnie towarzystwa szukam. Żeby śmieszniej było wielu z oponentów wierzy w reptlian, anunaków i takich tam, wielu dało się zwieść symbolowi Mano cornuta jedni sądząc, że w karierze to pomoże inni doszukując się licho wie czego.

Jednak to my pytający jesteśmy nieukami i dlaczego? Bo nie wierzymy w systemową edukację, bo nie ufamy tak zwanej „oficjalnej wersji nauki”, która co chwilę się zgodnie z potrzebami zmienia.

Niektórzy się powołują na np. Newtona, znając historyję o dziecku walniętym jabłuszkiem w główkę. Jakież to słodkie. A to, że historia z innej strony temu przeczy to nie ważne. Ja przynajmniej mogę wybrać „rzewna scenka z jabłuszkiem ze szkółki”, czy też inne spojrzenie na Newtona adwersarzom pozostaje rzewna historyjka. Ja mam wybór.

Exit mobile version