W poniedziałek policjanci odnaleźli ciało Grzegorza Borysa podejrzanego o zamordowanie 6-letniego syna. Był poszukiwany od blisko trzech tygodni. Tyle samo czasu przed policją umykał Stanisław Antczak, którego media ochrzciły „Snajperem”. Tygodniami ukrywał się w jednym z leśnych bunkrów.
Pod koniec lipca w pomorskiej Redzie doszło do podobnej tragedii. Wówczas 32-latek zabił swoją 6-letnią córkę, później psa, a na koniec popełnił samobójstwo. Mężczyzna — podobnie jak Grzegorz Borys — był czynnym żołnierzem, miał stopień starszego marynarza — działał w pododdziale Wojsk Specjalnych Formoza, czyli jednostce płetwonurków bojowych.
Prokuratura Okręgowa w Gdańsku informowała, że na szyi dziewczynki były rany od noża. Na ciele mężczyzny było wiele ran kłutych, pies również zginął od tego samego narzędzia.
— W sobotę 32-letni mężczyzna napisał SMS-a do matki, w którym poinformował, że „zrobił coś strasznego”. Wiadomość mocno zaniepokoiła kobietę. Między godz. 17 a 18 pojechała do mieszkania do Redy. Mieszkanie było zamknięte, ale kobieta miała swój klucz. Gdy weszła do środka, zobaczyła swoją nieżywą wnuczkę. A także syna, który był w łazience zakrwawiony — mówił w rozmowie z Onetem prokurator Mariusz Duszyński.
— Poszukiwania Grzegorza Borysa bardzo przypominają mi działania związane z poszukiwaniami „Snajpera” ze Szczecina — mówi emerytowany policjant Maciej Karczyński. Kim był „Snajper”, który tygodniami ukrywał się przed policją i wolał się zabić, niż wrócić do więzienia?
Na podobieństwo obu akcji poszukiwawczych zwrócił uwagę emerytowany policjant, który w 2007 r. był rzecznikiem Komendanta Wojewódzkiego Policji w Szczecinie. W rozmowie z PAP Maciej Karczyński stwierdził, że poszukiwania Borysa przypominają działa związane z historią „Snajpera” ze Szczecina.
Faktycznie, nie tylko czas prowadzonych poszukiwań jest podobny, ale również pewne cechy samych poszukiwanych. Grzegorz Borys był nie tylko zawodowym żołnierzem, ale również fanem survivalu. Po zabiciu syna uciekł prosto do lasu.
W 2007 r. poszukiwania Stanisława Antczaka również skupiały się przede wszystkim na obszarach leśnych. Antczak był znany ze swojego zamiłowania do lasu. Wcześniej przez długi czas mieszkał w samym sercu Puszczy Bukowej, znał ją jak własną kieszeń. Do szałasu udało mu się doprowadzić nawet prąd.
Obaj ostatecznie zostali znalezieni martwi. Jest tylko jedna zasadnicza różnica. Wiele wskazuje na to, że Borys utonął w niewielkim stawie zaraz po zabójstwie syna. Antczak strzelił sobie w głowę podczas policyjnej obławy. Wcześniej zapowiedział, że woli zginąć, niż wrócić do więzienia.
Snajper
Pseudonim Snajper Antczakowi nadały media. On sam lubił śledzić doniesienia medialne na swój temat. Czytał artykuły na portalach i wpisy na forach. To pomagało mu też w ucieczkach przed policjantami. Z wpisów mieszkańców wiedział, kiedy więcej patroli zaczynało się pojawiać w okolicy.
W lutym 2007 r. „Snajper” postrzelił w sumie dwie osoby. Pierwszą z jego ofiar był ówczesny rzecznik Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Albin Majkowski został trafiony w kolano. — Broń była wyposażona w laserowy celownik — relacjonował.
To właśnie tej broni (rewolwerowi Smith and Wesson wraz z profesjonalnym celownikiem laserowym) Antczak zawdzięczał swój pseudonim. Tydzień po postrzeleniu rzecznika SLD, „Snajper” z tej samej broni oddał strzał w kierunku „opiekuna” prostytutek pod hotelem Panorama. Celował w głowę, ale kula tylko drasnęła mężczyzna i utkwiła w samochodzie.
Waldemar Horodko, ówczesny komendant szczecińskiej policji prezentuje broń „Snajpera”
Te dwie strzelaniny postawiły na nogi całą zachodniopomorską policję. Od tej chwili Antczak z niegroźnego włamywacza stał się poszukiwanym numer 1. Do akcji zaangażowano najnowocześniejsze na tamtą chwilę metody. Teren przeczesywały helikoptery, termowizję.
Za poszukiwania Snajpera odpowiedzialna była grupa policjantów, której rdzeń stanowili funkcjonariusze z zespołu poszukiwań celowych, zajmującego się odnajdywaniem najgroźniejszych przestępców.
Policjanci od początku podejrzewali, że Antczak ukrywa się w lesie, jednak miał nad nimi przewagę. Wychował się w domu dziecka, który znajdował się na skraju Puszczy Bukowej. Gdy dzieci szły do szkoły, on całe dnie spędzał w lesie.
Początkowo jednak Snajper nie wybierał lasu. Miał szerokie kontakty towarzyskie. Znajomi użyczali mu mieszkań i garaży. To właśnie w jednym z nich policjanci znaleźli jego rzeczy, a wśród nich laptopa.
Kiedy wpadł jeden z jego wspólników, Antczak przestał jednak wierzyć komukolwiek. Zmieniał kryjówki, aż w końcu trafił do bunkrów w Puszczy Bukowej.
Akcja poszukiwania Antczaka w Puszczy Bukowej w połowie lutego 2007 r.
— On był świetnie przygotowany do życia w lesie. Stąd pewnie skojarzenie z Borysem, który uchodził za survivalowca — wspomina jeden z emerytowanych policjantów. — Antczak potrafił zrobić własne zabezpieczenia-pułapki, w latach 90. zbudował sobie coś w rodzaju magazynu. Miał wtedy w tym szałasie nawet odtwarzacz kaset VHS — dodaje.
Wolał zginąć, niż wrócić do więzienia
Policjantom udało się namierzyć Antczaka po blisko trzech tygodniach. Ukrywał się w bunkrach w pobliżu ul. Bukszpanowej. Miał czystą bieliznę, buty na zmianę i miejsce do spania. Brakowało mu jednak pieniędzy, a jego dotychczasowe kontakty były spalone. Policjanci czekali więc, aż w końcu się wynurzy z kryjówki. To nastąpiło 1 marca.
— Od czterech dni mieliśmy go właściwie osaczonego, ale czekaliśmy na moment, w którym wejdzie w miejsce, które sobie obraliśmy. Nie chcieliśmy dopuścić, żeby dotarł do Puszczy Bukowej, bo mielibyśmy problem, by go zlokalizować w tych bunkrach — wspominał później Waldemar Horodko, ówczesny komendant miejski policji w Szczecinie.
Zdecydował właściwie przypadek. Antczaka spłoszyła przejeżdżająca pobliską ulicą karetka. Usłyszał syreny i rzucił się do ucieczki. Był pewny, że to policja. W tym samym czasie ok. 40 funkcjonariuszy czekało na jego ruch. Kolejni byli w tzw. obwodzie.
Ruszyli w pościg za „Snajperem”, a on zaczął strzelać. — Znaleźliśmy przy nim saszetkę, w której znajdowało się 40 pocisków – opowiadał już po akcji insp. Marek Bronicki, zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Szczecinie. — Naboje miały specjalnie nawiercenia, by po wejściu w ciało powodowały duże obrażenia.
Ciało Antczaka znaleziono na boisku szkolnym. Zastrzelił się
Policjanci odpowiedzieli ogniem. W końcu Antczakowi została ostatnia kula w magazynku. Nie uzupełnił go. Zamiast tego strzelił sobie w głowę. Zginął na miejscu. Późniejsza sekcja zwłok potwierdziła, że „Snajper” zginął z własnego rewolweru.
W bunkrze policjanci znaleźli dobrze przygotowaną kryjówkę. Komplety ubrań, kosmetyki, portfele i dokumenty, a także kilka zapasowych telefonów.
Jednym z najciekawszych aspektów tej sprawy była współpraca policji z lokalnymi mediami. Po informacjach o tym, że Antczak śledzi doniesienia na swój temat, policjanci zaapelowali do mediów, by przez kilka dni nie podawali żadnych informacji dotyczących „Snajpera”. To miało pomóc w jego schwytaniu.
Coraz więcej wskazuje na dziwne zbiegi okoliczności. W krótkim odstępie czasu, dwóch wojskowych, zabiło swoje dzieci w Trójmieście. Jeden chłopca, drugi dziewczynkę. Borys był żołnierzem GROM, z kolei sprawca zabójstwa dziewczynki służył w pododdziale Wojsk Specjalnych Formoza, w jednostce płetwonurków bojowych.
Sprawa jest o tyle ciekawa że takich przypadków jest coraz więcej w całej Europie a dziwnym trafem schemat działań jest taki sam… Czyżby tajne wojskowe projekty wymykały się z pod kontroli ? Czy ci wszyscy żołnierze są ofiarami projektu MK ultra ?
Project Artichoke.
Był to podprojekt wspomnianego programu MKUltra. Do czego dążono w pracach badawczych projektu Karczoch? Jak twierdzi Roman Nacht na swoim blogu: „Odpowiedź na to pytanie znajduje się w notatce sporządzonej w styczniu 1952 roku: »Czy można kontrolować człowieka do punktu, w którym będzie wykonywał rozkazy wbrew własnej woli, a nawet wbrew podstawowym prawom natury, takim jak np. instynkt samozachowawczy?«. Odpowiedź brzmi: można. Przykłady: kamikadze, samobójcy islamscy itp.”.
W odtajnionym dokumencie CIA, pochodzącym z marca 1952 r., znajduje się relacja oficera CIA, przeznaczona dla przełożonych, z wywiadu przeprowadzonego kilka dni wcześniej z osobą zatrudnioną przy projekcie Karczoch. Najprawdopodobniej lekarzem, który „omówił pewne zachowania psychologiczne jednostek, zwracając uwagę, że zachowania te można kierunkować na określony cel. Potrzebny jest do tego odpowiedni czas, a wytypowane do eksperymentu osoby winny być przebadane klinicznie przez psychologów”.
Rozmówca miał też zauważyć, że psychologowie i psychiatrzy, którzy pracują nad tym, aby przywrócić i odbudować osobowość pacjenta zaburzonego, mogliby przeprowadzić proces odwrotny: „działając metodami psychologicznymi doprowadzić do dezintegracji jego psychiki”.
Nie dziwmy się zatem, że przy takim założeniu kolejne streszczało się w tym, że najlepiej „hodować” ludzi posłusznych i zdalnie sterowanych od najmłodszych lat. Zagadka znikających z ulic dzieci, o której wspomniane było na przykładzie z wczesnych lat 80. XX w., chociaż samo zjawisko zaczęło się znacznie, znacznie wcześniej, wydaje się teraz bliższa rozwiązania. Wszak wszelkie eksperymenty, a co dopiero tak niebezpieczne, najlepiej przeprowadzać na dzieciach cudzych, o czym zatrudnieni przy projekcie naukowcy wiedzieli bardzo dobrze.
Jedną z podstawowych metod stosowanych przez CIA w ramach projektu Karczoch była hipnoza. Od wielu lat informacje na ten temat krążyły w prasie, a wiele szczegółów jest ujawnianych do dziś. Np. w 2010 r. strona Unredacted, piórem Nate’a Jonesa, przypomniała czytelnikom, że projekt Artichoke to była próba, podjęta przez CIA, stworzenia „mordercy doskonałego” – działającego pod wpływem hipnozy zamachowca, który byłby zupełnie nieświadomy celu swej pracy oraz jej zleceniodawców. Stąd jego ewentualne ujęcie przez służby nie groziłoby dekonspiracją osób zaangażowanych w proceder.
Wcześniej kandydat na zamachowca doskonałego musiałby przejść szereg badań psychiatrycznych oraz eksperymentów psychologicznych, których celem byłaby, wspomniana w dokumencie z marca 1952 r., dezintegracja osobowości ofiary, a następnie „odbudowa” jej, ale już jako nowej osobowości, z nowym poczuciem tożsamości, nową pamięcią, a co za tym idzie z wytartymi wspomnieniami z przeszłości.
Notatka CIA ze stycznia 1954 r. ujawnia, że Agencja zastanawiała się nad tym, czy można użyć do „zlikwidowania” przeciwnika zahipnotyzowanego zabójcy. Głównym pytaniem w raporcie było: „Czy osoba zahipnotyzowana może zostać zmuszona do mimowolnego wykonania próby zamachu?”. Według kolejnego raportu CIA Artichoke jest kryptonimem, pod którym ukrywa się zespół przeprowadzający badania nad „specjalnymi” metodami przesłuchań i sterowania ludzką aktywnością. Metody te obejmują stosowanie narkotyków i substancji chemicznych, hipnozę i „całkowitą izolację”, „formę molestowania psychicznego”.
Dokument przewidywał, czytamy na stronie Unredacted, że próba zabójstwa będzie skierowana „przeciwko wybitnemu politykowi lub, w razie potrzeby, przeciwko amerykańskiemu urzędnikowi”. Po zwrocie „amerykańskiemu urzędnikowi” pojawił się odręcznie naniesiony odsyłacz do zamieszczonej na końcu dokumentu informacji, równie odręcznie napisanej: „tylko upozorowanie”.
Czy jednak CIA zadawałaby sobie tyle trudu wkładanego w tworzenie „zabójcy doskonałego”, aby później li tylko pozorować zamachy? Przypomnijmy, że proces był skomplikowany i długotrwały. Często zaczynał się od porwania dziecka wytypowanego do „hodowli”.
W każdym razie odtajnione dokumenty rządowe dowodzą, że dzięki projektowi MKUltra i wielu innym tajnym eksperymentom kontroli umysłu, właśnie takim jak Karczoch, udało się uzyskać przerażające efekty – zdalnie sterowanych ludzi zaprogramowanych do przeprowadzania zabójstw, podkładania bomb, świadczenia sług seksualnych i innych, niemających przy tym świadomości tego, co robią.
Dwa odtajnione dokumenty CIA z lat 50. nie pozostawiają wątpliwości, że kierownicy projektów MKUltra z powodzeniem wykorzystali hipnozę do stworzenia zarówno zabójców, jak terrorystów podkładających bomby. Mówi o tym dokument CIA nr 190691: „Panny [nazwiska anonimizowane] natychmiast zapadły w głęboki hipnotyczny sen (…).
Panna [nazwisko usunięte] została następnie poinstruowana (po uprzednim wyrażeniu przez nią strachu przed bronią palną), że musi użyć każdej dostępnej metody, aby obudzić pannę [nazwisko usunięte], będącej teraz w głębokim śnie hipnotycznym, a jeśli to się nie uda, musi wziąć pistolet i strzelić do panny [nazwisko usunięte]. Poinstruowano ją, że jej wściekłość będzie tak wielka, iż nie zawaha się »zabić« [nazwisko usunięte] za to, że się nie obudziła”.
Pod wpływem poleceń osób przeprowadzających doświadczenie, dziewczyna wzięła do ręki pistolet pneumatyczny (broń była nienaładowana) i wymierzyła w śpiącą. Po popełnieniu „zabójstwa” zapadła w głęboki sen. „Po wybudzeniu ze stanu hipnotycznego kobiety nie pamiętały niczego, co zaszło w trakcie eksperymentu. Panna [nazwisko usunięte] ponownie odmówiła wzięcia do ręki pistoletu, zaprzeczyła, że opisana wyżej sekwencja zdarzeń miała miejsce”.
Drugi dokument z 1951 r. pokazuje, jak menedżerowie projektu MKUltra przeszkolili dwie niepodejrzewające niczego młode kobiety do podłożenia bomby. Poddane eksperymentowi dziewczyny, będąc pod wpływem hipnozy, wykonały swoje zadanie doskonale. Po zakończeniu doświadczenia obie nie pamiętały, w jakim badaniu wzięły udział. Odtajniony numer dokumentu CIA to MORI ID 190527.
Przypomnijmy, że na bazie tej wiedzy, która zresztą przedostawała się do społeczeństwa na długo przed oficjalnym odtajnieniem części dokumentów CIA, dość powszechne (przynajmniej wśród teoretyków spisku) jest przekonanie, że ofiarami „spreparowanych” przez CIA w ramach MKUltra zamachowców byli: obaj bracia Kennedy, Marcin Luter King, Malcolm X, John Lennon i przynajmniej kilka innych, znanych w USA osób.
Będziemy wracać do tego zagadnienia…