Site icon Globalna Świadomość

RAPORT SPECJALNY – JAK KORPORACJA VANGUARD KONTROLUJE WSZYSTKIE ASPEKTY NASZEGO ŻYCIA

Jeśli przeczytałeś artykuł Jak BlackRock podbił świat i teraz wiesz, jak ten finansowy gigant dysponujący aktywami wartymi biliony dolarów przejął ogromne obszary gospodarki. Wiesz, że BlackRock jest jednym z czołowych inwestorów instytucjonalnych w pozornie każdej większej firmie z listy Fortune 500, i rozumiesz, jak Fink i jego gang wykorzystują to niesamowite bogactwo, aby sprawować władzę polityczną i społeczną, kierując przemysłem i ostatecznie sterując biegiem cywilizacji.

W poprzednim artykule jak zwróciłem uwagę, że największym inwestorem instytucjonalnym w większości tych spółek nie jest BlackRock, ale The Vanguard Group.

Czym więc jest Grupa Vanguard? Skąd się to wzięło? Co to robi? A jak ten finansowy kolos wpisuje się w ogólny plan BlackRock/ESG/Net Zero dotyczący przyszłości (kontrolowanej) gospodarki? Dobre pytania! Zakasujmy rękawy i zabierajmy się do odpowiadania na nie.

Powstanie Straży Przedniej

Tak jak oficjalna historia BlackRock zaczyna się od upokorzenia wschodzącej gwiazdy świata finansów – założyciel BlackRock Larry Fink rzekomo nauczył się cennej lekcji zarządzania ryzykiem po tym, jak stracił 100 milionów dolarów w ciągu jednego kwartału w banku inwestycyjnym First Boston – Historia Vanguard także zaczyna się od opowieści o cytrynie i lemoniadzie o dzieciaku-szpiegu finansowym.

W przypadku Vanguard historia zaczyna się od Johna Cliftona „Jacka” Bogle’a, tytana branży finansowej, którego konserwatywny etos inwestycyjny ukształtował się, jak nam powiedziano, w tyglu Wielkiego Kryzysu. Urodzony w New Jersey w maju 1929 r. – zaledwie kilka miesięcy przed wielkim krachem na giełdzie, który zniweczył fortunę jego rodziny, wpędził ojca w alkoholizm i ostatecznie doprowadził do rozwodu rodziców – Bogle był zmuszony zapiąć pasy i osiągnąć doskonałe wyniki w nauce nawet gdy pracował na różnych stanowiskach, aby pomóc rodzinie przetrwać.

Pokonując wszelkie przeciwności losu, Bogle otrzymał stypendium na studia ekonomiczne w Princeton. Jednak będąc przeciętnym studentem prestiżowej instytucji pełnej błyskotliwych, ambitnych młodych fenomenów, Bogle wiedział, że aby się wyróżnić, będzie musiał napisać znakomitą pracę magisterską. Przysięgając, że napisze o czymś, czego nigdy wcześniej nie poruszano, znalazł temat swojej pracy magisterskiej na łamach magazynu Fortune z grudnia 1949 roku : branża funduszy wspólnego inwestowania.

Fundusze wspólnego inwestowania, jak informuje nas Investopedia , to instrumenty finansowe, które „łączą aktywa akcjonariuszy w celu inwestowania w papiery wartościowe, takie jak akcje, obligacje, instrumenty rynku pieniężnego i inne aktywa”. Istniały one w USA w różnych formach od końca XIX wieku, ale to szereg ustaw przyjętych przez Kongres w następstwie krachu na giełdzie w 1929 r. – w tym przede wszystkim ustawa o spółkach inwestycyjnych z 1940 r. – utorował drogę do drogę do gwałtownego rozwoju branży funduszy wspólnego inwestowania w połowie XX wieku. Bogle po prostu przeczytał właściwy artykuł we właściwym czasie, aby złapać pierwszą falę czegoś, co ostatecznie przekształciło się w finansowe tsunami.

Jeśli Bogle miał nadzieję, że dzięki swojej pracy magisterskiej odmieni swoją słabnącą karierę akademicką, to mu się to udało. Praca ta nie tylko zakończyła się uzyskaniem dyplomu magna cum laude w Princeton, ale nawet przykuła uwagę Waltera Morgana, założyciela prestiżowego Wellington Fund, pierwszego zrównoważonego funduszu inwestycyjnego w Stanach Zjednoczonych. Morgan zaproponował młodemu geniuszowi pracę w Wellington Management Company, firmie zarządzającej funduszem, a Bogle rozpoczął karierę, która stała się znana.

Zostając zastępcą menedżera w 1955 r., Bogle nadzorował okres gwałtownego rozwoju firmy i całej branży funduszy wspólnego inwestowania. Przekonał zarząd, aby wykorzystał rosnące zainteresowanie opinii publicznej takimi inwestycjami, tworząc nowy fundusz składający się wyłącznie z akcji, Wellington Equities Fund. Sukces nowego funduszu i ciężka praca Bogle’a ugruntowały jego pozycję jako starannie wybranego następcy Waltera Morgana. W 1967 roku został prezesem firmy, a w 1970 dyrektorem generalnym.

Była to decyzja Bogle’a podjęta w szczytowym okresie hossy w latach 60. XX w. , która jednak okazała się być tym, co później uznał za swój największy błąd. W 1966 roku, w obliczu rosnącej konkurencji ze strony nowszych, bardziej ryzykownych funduszy inwestycyjnych, które obiecywały inwestorom większe zyski niż nudne, konserwatywne fundusze Wellington, Bogle dokonał fuzji z firmą doradztwa inwestycyjnego Thorndike, Doran, Paine i Lewis, menedżerów dobrze rozwijający się fundusz Ivest z Bostonu.

Jednak Bogle i jego nowi partnerzy szybko odkryli, że mają różne wizje połączonej firmy. Tak więc, kiedy w latach 70. zakończyła się hossa, a na giełdzie doszło do krachu, wspólnicy połączyli siły, aby zwolnić go ze stanowiska dyrektora generalnego Wellington Management Company.

Bogle określił później fuzję jako największy błąd w swojej karierze, a późniejsze zwolnienie jako najgorszy moment w tej karierze. Jednak zwolnienie posłużyło jako odskocznia do utworzenia Grupy Vanguard.

Bogle wpadł na pomysł , jak zamienić wypaloną cytrynę w lemoniadę nowego przedsięwzięcia:

Odpowiedzią Jacka na zwolnienie był apel do zarządów funduszy Wellington. Grupy te były oddzielone od zarządu Wellington Management Company, który właśnie zwolnił Jacka. Chociaż zarządy funduszy były odrębne, zasadniczo podlegały spółce zarządzającej, a przewodniczącym zarządu każdego funduszu był tradycyjnie dyrektor generalny spółki zarządzającej. Tak właśnie postępowano w branży funduszy inwestycyjnych. Jack zasugerował jednak, aby każdy z zarządów rozważył przejęcie funkcji spółki zarządzającej.

Zarządy różnych funduszy Wellington zgodziły się z tym pomysłem i zdecydowały się pozostawić Jacka na stanowisku prezesa. Następnie zaproponował – w radykalnym oderwaniu od norm branżowych – aby zarządy funduszy przejęły odpowiedzialność za własne usługi administracyjne świadczone dotychczas przez Wellington Management Company. Wellington Management pozostanie doradcą inwestycyjnym funduszy i głównym gwarantem emisji, ale wynagrodzenie płacone spółce zarządzającej przez fundusze zostanie obniżone o 1 milion dolarów w celu odzwierciedlenia tej zmiany w usługach administracyjnych.

Zgoda zarządu Wellington Group of Investment Companies umożliwiła Bogle utworzenie nowej korporacji mającej przejąć administrację jedenastoma funduszami Wellington Group. Nazwał ją Grupą Straży Przedniej na cześć okrętu flagowego floty Lorda Nelsona biorącego udział w legendarnej bitwie nad Nilem.

„W sumie powiązania z Wellington, dumna tradycja morska ucieleśniona w HMS Vanguard i nowatorskie znaczenie nazwy awangarda były czymś więcej, niż mogłem się oprzeć” – wyjaśnił później .

Za jednym zamachem Bogle stworzył zupełnie nowy podmiot, który zrewolucjonizował branżę: „wspólny” fundusz inwestycyjny, w którym zyski nie płynęły do ​​spółki zarządzającej, ale z powrotem do samych funduszy, co oznacza, że ​​„ w praktyce W tej kwestii Vanguard próbował działać po kosztach i przekazywać oszczędności akcjonariuszom.

Bogle musiał pokonać jeszcze jedną przeszkodę. Dyrektorzy funduszy zdecydowali, że Vanguard będzie miał najwęższe uprawnienia: będzie zajmował się jedynie administracją funduszami i nie będzie mógł zajmować się działalnością doradczą ani zarządzaniem inwestycjami. Bogle przezwyciężył to ograniczenie, proponując fundusz całkowicie pasywny, taki, który nie byłby aktywnie zarządzany, ale zamiast tego był powiązany z wynikami indeksu S&P 500.

Powiedzieć, że początkowa reakcja doświadczonych inwestorów na tę innowację była pogardliwa, byłoby niedopowiedzeniem. Nazywany „szaleństwem Bogle’a” pomysł inwestowania nie w pojedynczą spółkę, ale w cały indeks był na przemian wyśmiewany jako „wyskok”, „poszukiwanie przeciętności” i – biorąc pod uwagę odejście od tradycyjnego rynkowego etosu wybierania zwycięzcy i przegrywający – jako „nieamerykańscy”.

Na nieszczęście dla Bogle’a krytyka nie ograniczała się do samych wyzwisk. Pomogło to również zniechęcić potencjalnych inwestorów do zapisywania się do funduszu. Cel w wysokości 150 milionów dolarów w zakresie gwarantowania emisji dla pierwszego funduszu indeksowego, First Index Investment Fund, okazał się zbyt ambitny. Jednak kiedy w sierpniu 1976 r. zakończono pierwszą gwarancję, fundusz zebrał jedynie 11 milionów dolarów.

To nie wystarczyło nawet na zainwestowanie we wszystkie 500 akcji z indeksu S&P 500, zgodnie z intencją funduszu. Zarządzający funduszami zdecydowali się zatem na inwestowanie w 200 największych spółek oraz 80 innych spółek wybranych jako reprezentatywne dla pozostałych 300 spółek. Mimo to nie poddawali się i pod koniec roku aktywa funduszu wzrosły o 3 miliony dolarów, do 14 milionów dolarów.

„Szaleństwo Bogle’a” opłaciło się. Dosłownie. Model indeksowania zyskał na popularności podczas hossy na początku lat 80. XX wieku i aby wykorzystać sukces pomysłu, Vanguard uruchomił nowe fundusze, w tym fundusz indeksowy obligacji i fundusz total market, który objął całą giełdę bez S&P 500.

Obecnie The Vanguard Group jest największym dostawcą funduszy inwestycyjnych na świecie i drugim co do wielkości dostawcą funduszy ETF po iShares firmy BlackRock. Zarządza aktywami o wartości ponad 7 bilionów dolarów i, jak już widzieliśmy, jest największym pojedynczym inwestorem instytucjonalnym w niemal każdej ważnej spółce w Stanach Zjednoczonych.

Kto jest właścicielem akcji?

OK, więc proszę bardzo. To bardzo skondensowana wersja pigułki tego, jak Vanguard zyskała na znaczeniu. Jak wiemy, Vanguard jest teraz częścią tajemniczej kliki finansowej, która jest właścicielem wszystkiego.

. . . Albo czy to wiemy? W tym miejscu weryfikatorzy faktów przyjdą, aby dać nosową uwagę na temat tego, jak bardzo zwolennicy teorii spiskowych się mylą. I wiesz co? Choć raz mogą nie być całkowicie błędne.

Jak widać, weryfikatorzy faktów w AAP i Reuters zajęli się kwestią rosnącego oligopolu finansowego Vanguard i BlackRock w taki sam sposób, w jaki robią to weryfikatorzy faktów: przyjmując najbardziej absurdalne sformułowanie argumentu, jakie tylko mogą znaleźć, i przeciwstawiając je opinii swoich akredytowanych „eksperci”.

W przypadku AAP film „ Globalne twierdzenia o monopolu korporacyjnym tańczy na krawędzi rzeczywistości ” podejmuje bardzo poważną kwestię lewiatana Vanguard/BlackRock, obalając film na Facebooku, na którym ktoś omawia problem podczas wykonywania tańca interpretacyjnego.

Po przyznaniu, że obie firmy inwestycyjne są rzeczywiście największymi akcjonariuszami szeregu ważnych spółek, AAP wyjaśnia następnie, że dzieje się tak nie bez powodu: „strategicznie inwestują [sic!] pieniądze swoich klientów, aby uzyskać dobry zwrot”.

Och, OK, w takim razie.

Mówiąc dokładniej, AAP następnie zatrudnia Roba Nichollsa – profesora nadzwyczajnego ds. regulacji i zarządzania w Szkole Biznesu UNSW – aby nadać powagę swojej głównej tezie: Vanguard i BlackRock nie są „posiadaczami” Pepsi i Coca-Coli, Amazonu, Apple i wszystkie inne firmy cytowane przez zwolenników teorii spiskowych. Zamiast tego ich udziały w tych spółkach to w dużej mierze inwestycje pasywne – albo fundusze ETF, w których akcje nabywa się proporcjonalnie do kapitalizacji rynkowej, albo fundusze indeksowe, w których akcje nabywa się proporcjonalnie do indeksu, na którym są przedmiotem obrotu. Zatem zakup i sprzedaż udziałów w tych spółkach odbywa się w dużej mierze automatycznie: gdy kapitalizacja rynkowa spółki spada lub gdy jej akcje zyskują w stosunku do ogólnego indeksu, powiązany ETF lub fundusz indeksowy byłby zobowiązany do przeniesienia lub zakupu akcji w celu utrzymania mandat funduszu.

Zatem w zakresie, w jakim udziały Vanguard i BlackRock stanowią inwestycję pasywną, udziały te nie mają żadnego wpływu na spółki ani ich działania. Argument jest taki, że Vanguard nie może grozić sprzedażą akcji Apple, jeśli Apple nie zastosuje się do planu obudzonego, ponieważ Vanguard tak naprawdę nie może sprzedać tych akcji dla kaprysu. Zamiast tego Vanguard jest zobowiązany do posiadania akcji Apple proporcjonalnie do pozycji Apple w indeksie S&P 500 (przynajmniej jeśli chodzi o ich fundusz indeksowy S&P 500). A tam, gdzie nie ma wiarygodnej marchewki nagradzającej „dobre zachowanie” (kupowanie akcji, gdy Apple robi to, czego chce Vanguard) lub karania „złego zachowania” (sprzedaż akcji, gdy Apple nie robi tego, czego chce Vanguard), nie ma sposób, aby Vanguard mógł bezpośrednio wpłynąć na zachowanie Apple.

Poza tym, jak powiedział AAP FactCheck Lorenzo Casavecchia, starszy wykładowca w UTS Business School, „inwestor może kontrolować spółkę tylko wtedy, gdy ma ona więcej niż połowę głosów oddanych na walnym zgromadzeniu”. Ale nawet jeśli połączyć udziały inwestorów z tzw. Wielkiej Trójki (BlackRock, Vanguard i State Street), ich udziały w tych największych spółkach nie zbliżają się nawet do większości. Często każdy z nich posiada jednocyfrowy punkt procentowy ogółu udziałów.

Co więcej, jak podkreśla Reuters w analizie faktów na ten temat (oczywiście cytując rzecznika BlackRock): „BlackRock sam w sobie nie jest udziałowcem” w tych spółkach. Zamiast tego „właścicielami tych papierów wartościowych są nasi klienci poprzez inwestycje dokonywane w ich imieniu za pośrednictwem funduszy zarządzanych przez Blackrock”.

To samo dotyczy Vanguard, który w swoim korporacyjnym PR lubi przechwalać się, że Vanguard „jest własnością jego funduszy, które z kolei są własnością ich akcjonariuszy – w tym Ciebie, jeśli jesteś inwestorem Vanguard”. A zatem sposób, w jaki przedstawia to Vanguard, kiedy nieuchronnie pojawia się pytanie „kto jest właścicielem Vanguard?” (lub „kto jest właścicielem BlackRock?”), odpowiedź będzie brzmieć: „Inwestorzy tak!”

Więc widzisz? Vanguard i BlackRock (nie zapominajmy o State Street) nie są „właścicielami” największych korporacji. Nie zarządzają tymi spółkami i nie mają na nie żadnego wpływu. A poza tym ich akcje są trzymane w imieniu inwestorów, więc to inwestorzy są tak naprawdę największymi posiadaczami Apple, Exxon, Walmart i całej reszty.

Cóż, to chyba podsumowuje sprawę, ludzie. Nie ma tu nic więcej do zobaczenia, prawda?

Vanguard, BlackRock i cienie mocy

Zaczekaj. Oczywiście jest coś więcej. w tej historii

To prawda, że ​​Vanguard, BlackRock i State Street nie są „właścicielami” tych firm w bezpośrednim tego słowa znaczeniu, ale stwierdzenie, że biliony dolarów aktywów pod ich zarządem nie niesie ze sobą siły potrzebnej do wywarcia wpływu na kierunek korporacyjnej Ameryki jako całość lub nawet wybrane przedsiębiorstwa z osobna jest poza naiwnością.

Rzeczywiście, jak zauważyło wielu poważnych, certyfikowanych badaczy – w przeciwieństwie do interpretacyjnego tańca TikTokerów „obalonego” przez weryfikatorów faktów – istnieją sposoby, dzięki którym te firmy inwestycyjne mogą napiąć muskuły, jakie dają biliony dolarów w kapitale, w którym można inwestować.

Jak przyznaje nawet AAP w trakcie sprawdzania faktów ( cytując Adama Triggsa , dyrektora ds. badań w Azjatyckim Biurze Badań Ekonomicznych ANU), istnieją dowody na to, że wspólna własność konkurencyjnych firm (takich jak Coca-Cola i Pepsi) ogranicza konkurencję, pomagając utrwalić korporacjokrację.

Tę zdroworozsądkową i oczywistą tezę potwierdzają badacze tacy jak John Coates z Harvard Law School, którego artykuł zatytułowany „ The Future of Corporate Governance Part I: The Problem of Twelve ” opisuje, w jaki sposób „w najbliższej przyszłości około dwanaście osób będzie miało praktyczne umiejętności władzę nad większością amerykańskich spółek publicznych.”

Nie trzeba ekonomisty ani profesora uniwersyteckiego, aby wyobrazić sobie, jak tak intensywna koncentracja własności może prowadzić do szeregu problemów, od wyższych cen produktów konsumenckich po obniżone płace i zatrudnienie . Ale wstrzymując oddech i czekając, aż weryfikatorzy faktów powiedzą ci, dlaczego jest to całkowicie cudowny obrót wydarzeń, który nie będzie miał żadnych złych konsekwencji, powinieneś poświęcić czas na przetrawienie podsumowania Coatesa na temat nieodłącznego zagrożenia, jakie stanowi tak intensywna koncentracja własności stwarza zagrożenie dla rynku, a nawet dla samej praworządności:

Indeksacja, private equity i globalizacja grożą trwałym uwikłaniem biznesu w państwo i utworzeniem organizacji – doradców funduszy indeksowych i funduszy private equity – kontrolowanych przez niewielką liczbę osób posiadających niezrównaną władzę. Ta koncentracja kontroli podkreśla rozbieżność między doświadczeniami zwykłych obywateli w zakresie wycofania się i dystansu od rządu, które uwidoczniły się w 2016 r., a rosnącą przepaścią majątkową między ultrabogatymi a większością populacji. Politykę kształtuje się na podstawie poglądów. Prawo – samo w sobie będące funkcją (częściowo) polityki – prawie na pewno ulegnie zmianie w odpowiedzi na te trendy. Pytanie tylko jak.

Pozostaje jeszcze kwestia głosów. Oczywiście akcjonariusze mogą głosować w wyborach korporacyjnych, w tym w wyborze dyrektorów i głosowaniu nad uchwałami akcjonariuszy. Kto zatem ma prawo głosować, skoro akcje faktycznie znajdują się w posiadaniu podmiotu zarządzającego aktywami w imieniu jego klientów? Tradycyjnie to Vanguard i BlackRock faktycznie głosują. Vanguard nazywa to „zarządzaniem” i lubi przechwalać się na swojej stronie internetowej, jak jej menedżerowie „głosują zgodnie z polityką funduszy dotyczącą głosowania przez pełnomocnika”.

Fundusze oczywiście mówią palcem wskazującym, żeby po prostu odpoczęli. Przecież nie koordynują swoich głosów jako blok, więc ich niewielki procent głosów i tak nie będzie miał na nic decydującego wpływu. Jednak badanie opublikowane w 2017 r. wykazało, że Wielka Trójka w rzeczywistości „stosuje skoordynowane strategie głosowania, a zatem kieruje się scentralizowaną strategią ładu korporacyjnego”. Cholera, nawet Bloomberg widzi propagandę sugerującą, że ich siła głosu jest niewielka i nieistotna:

A jednak siła głosu to siła głosu. Łączne głosy towarzystw funduszy i bezczelne wtrącanie się, podczas których przedstawiają swoje poglądy dyrektorom i dyrektorom generalnym, mogą wpłynąć na wynik ważnych spraw, takich jak fuzje, ważne decyzje inwestycyjne, sukcesja dyrektorów generalnych i wybory dyrektorów – nawet jeśli żaden fundusz nie ma możliwości samodzielnego decydowania o wyniku takich spraw. Stanowią potencjalnie najpotężniejszą siłę na ogromnym obszarze America Inc. Zaczęły włączać się sygnały alarmowe u niektórych organów regulacyjnych, a także wśród zróżnicowanej ideologicznie grupy naukowców i aktywistów.

Aby dowiedzieć się, jak faktycznie działają te głosy, możesz przeszukać publiczny rejestr głosów proxy Vanguard . Jeśli ma to jakiekolwiek znaczenie, losowe wyszukiwanie najnowszych głosów oddanych przez pełnomocnika Vanguard na Exxon pokazuje, że Vanguard głosował przeciwko każdej rezolucji, łącznie z tymi, które propagują przebudzony zielony program technokratyczny.

Problem jednak pozostaje: jeśli menedżerowie będą mogli głosować (nawet jeśli będzie to „w imieniu” funduszy będących własnością inwestorów) zgodnie z źle zdefiniowanymi i ciągle zmieniającymi się „zasadami”, kto tak naprawdę będzie sprawował władzę nad akcjami ?

To nie jest trywialna kwestia. Przynajmniej BlackRock, uznając, że jego roszczenia do bycia po prostu neutralnym podmiotem zarządzającym aktywami, a nie siłą kształtującą cywilizację, są podważane przez jego zdolność do dysponowania głosami akcjonariuszy, przeprowadził dużą kampanię PR na temat wprowadzenia, a następnie rozszerzenia programu umożliwiającego inwestorom zdecydować się na głosowanie z własnych akcji.

Jednak biorąc pod uwagę <sarc>niezwykle trudne</sarc> pytanie, czy ludzie kierujący firmami, które wspólnie zarządzają aktywami o wartości dziesiątek bilionów dolarów, mają jakikolwiek wpływ na firmy, w które inwestują, odpowiedź jest prosta: tak . Tak, robią to.

As I explained in How BlackRock Conquered the World, even the boffins and eggheads at the prestigious universities have been forced to concede (after years of careful study, no doubt) that Larry Fink doesn’t pen his annual „Letter to CEOs” just for the fun of it. The word of Fink does carry weight in corporate boardrooms.

Te listy, czasami nazywane „wezwaniem do działania” skierowanym do liderów korporacji, od człowieka zarządzającego znaczną częścią światowych aktywów, w które można inwestować, w rzeczywistości zmieniają zachowanie korporacji. To, że tak jest, powinno być oczywiste dla każdego, kto ma dwie komórki mózgowe do potarcia, i właśnie dlatego zespół badaczy potrzebował miesięcy żmudnych badań, aby opublikować recenzowany artykuł, w którym podsumowano ten oślepiająco oczywisty fakt: „firmy portfelowe są w odpowiedzi na wysiłki BlackRock w zakresie zaangażowania publicznego.”

Oto pytanie warte 20 bilionów dolarów: jaką władzę Larry Fink lub Jack Bogle tak naprawdę sprawują nad światem za pośrednictwem swoich firm?

Cóż, na najbardziej podstawowym poziomie, odpowiedź na to drugie pytanie jest łatwa. Jack Bogle został zmuszony do opuszczenia stanowiska dyrektora generalnego w Vanguard w 1996 r., przeszedł na emeryturę jako prezes w 2000 r. i zmarł w 2019 r., więc obecnie nie ma zbyt dużego wpływu.

Ale tutaj jest poważniejszy punkt: Larry Fink z BlackRock i Mortimer „Tim” Buckley (obecny prezes The Vanguard Group) faktycznie sprawują władzę nad gospodarką, a ostatecznie nad społeczeństwem. Dopóki ich spółki pozostaną czołowymi inwestorami instytucjonalnymi na większości rynku akcji, jedyne pytanie brzmi: jak wielkie spustoszenie spowodują narzucając światu swoją wolę?

Widziałeś już Larry’ego Finka i jego przebudzone narzucanie programu ESG. A co z Buckleyem? Cóż, trzeba mu przyznać, że Buckley faktycznie wycofał The Vanguard Group z inicjatywy Net Zero Asset Managers, twierdząc, że Vanguard „nie uczestniczy w grze politycznej” i że „ nasze badanie wskazuje, że inwestowanie w ESG nie ma żadnej przewagi nad szeroko- inwestowanie oparte na zasadach”. I choć Vanguard rzeczywiście oferuje tak zwane fundusze „zrównoważone” i fundusze indeksowe ESG, stanowią one niewielki procent oferty grupy, przy czym Buckley twierdzi, że chce „umożliwić inwestorom wyrażenie swoich wartości i preferencji”, ale decyzja, czy kontynuowanie inwestycji w obszarze ESG „musi być wyborem indywidualnego inwestora”.

Niezależnie od tego, jak wiele z tego to tylko korporacyjne bełkoty mające na celu ochronę Vanguard przed rosnącą reakcją na ESG (i późniejszym wycofaniem funduszy inwestycyjnych ), która dotknęła BlackRock w ostatnich latach, podstawowy problem pozostaje. Nawet gdyby Buckley był aniołem, który zstąpił z nieba, aby chronić nas przed zielonymi przebudzonymi tłumami, kto może powiedzieć, że jego następca również byłby aniołem? fakt, że ludzie tacy jak Fink i Buckley mogą wpływać na decyzje korporacji, Problemem jest sam a nie konkretny sposób, w jaki sprawują (lub powstrzymują się od sprawowania) tej władzy.

Jak na ironię, ten punkt nie został utracony przez Jacka Bogle. Zauważysz, że Bogle nie jest synonimem nikczemnych intryg korporacyjnych w taki sam sposób, jak obecnie Fink. W rzeczywistości w ostatnich dziesięcioleciach nieżyjący już Bogle stał się kimś w rodzaju świętego w świecie inwestycji.

Jego pomysł „umutualizowania” funduszy inwestycyjnych poprzez wyeliminowanie pośredników ze spółek zarządzających, a tym samym znaczne zmniejszenie opłat, sprawił, że do kieszeni zwykłych inwestorów wróciło ponad bilion dolarów (i tym samym uchroniono je przed przedostaniem się do kieszeni menedżerów z Wall Street). A jego zdroworozsądkowe, praktyczne strategie inwestycyjne, które wystrzegały się planów szybkiego wzbogacenia się i fantazyjnych trendów inwestycyjnych opartych na ilościach, dały początek całemu ruchowi inwestorów, którzy nazywają siebie „Bogleheadami” (tak, naprawdę) i nadal to robią . organizować konferencje w jego imieniu.

Jakie więc było stanowisko Bogle’a na temat zdumiewającego rozwoju Vanguard i BlackRock w latach poprzedzających jego śmierć?

Większość obserwatorów spodziewa się, że w nadchodzącej dekadzie udział własności przedsiębiorstw w funduszach indeksowych będzie nadal rósł. Wydaje się, że to tylko kwestia czasu, kiedy indeksowe fundusze inwestycyjne przekroczą granicę 50%. Gdyby tak się stało, „Wielka Trójka” mogłaby posiadać 30% lub więcej amerykańskiego rynku akcji, co oznaczałoby efektywną kontrolę. Nie sądzę, aby taka koncentracja służyła interesowi narodowemu.

Przynajmniej w tym się nie myli.

Jak zawsze zauważę, że niesamowita władza, jaką dzierżą Finkowie i Buckleyowie na całym świecie, to w rzeczywistości nasza władza, czerpana z naszych pieniędzy poprzez inwestowanie naszego czasu , naszej energii, naszej pracy i naszej siły produkcyjnej w służbie społeczeństwu. ich program korporacyjny. Zatem zasadnicze rozwiązanie problemu Vanguard i BlackRock nie nadejdzie dzięki jakiejś zewnętrznej sile. Nadejdzie, gdy wycofamy nasze bogactwa z ich systemu.

Czy istnieje jakiś sposób aby powstrzymać Takich gigantów jak Blackrock czy Vanguard ? O tym wkrótce!

Exit mobile version