Spośród wielu katastrof, które mogą spotkać rodzaj ludzki w przyszłości, jedną z najbardziej prawdopodobnych pozostaje ta o wymiarze ekologicznym.
Agonia cywilizacji może być procesem powolnym, acz konsekwentnym. Nie kometa, nie nuklearny wybuch, a postępujący głód będący skutkiem przeludnienia, zanieczyszczenia środowiska i wyczerpywania się naturalnych zasobów Ziemi – tak właśnie może wyglądać nasz koniec.
Zawsze jednak jest nadzieja. Przyjęło się, że jej symbolem jest zieleń. W 1973 Richard Fleischer, ówczesny spec od wielkich widowisk, mający na swoim koncie takie filmy jak 20 000 mil podmorskiej żeglugi czy Fantastyczna podróż, wykorzystał symbolikę tego koloru w bardzo przewrotny sposób. Tytułowa Zielona pożywka jest bowiem zarazem symbolem nadziei rodzaju ludzkiego, ale także jego moralnego upadku…
W 2018 roku, w kwietniu, mija dokładnie czterdzieści pięć lat od premiery tego niezwykłego filmu science fiction, reprezentującego fantastykę postapokaliptyczną. Filmu, którego przesłania wciąż pozostają aktualne. Ba, mam nawet wrażenie, że dopiero teraz zyskują one na wartości, gdy świat ukazany w filmie staje się nam coraz bardziej bliski. I jest to przerażające.
Zielona pożywka przenosi nas w czasie do roku 2022. Akcja odbywa się w Nowym Jorku, gdzie społeczeństwo na skutek przeludnienia stało się jedną, zbitą masą. Dosłownie. Ludzie walają się na ulicach i klatkach schodowych niczym śmieci, gdyż nie ma dla nich już po prostu miejsca. W powietrzu unosi się zapach rozkładu – także tego moralnego. Obraz upadku pieczętuje fakt, że zanieczyszczenie środowiska doprowadziło do zniknięcia wszelkich naturalnych źródeł pożywienia.
Jedynie produkowana przez tajną korporację tzw. zielona pożywka, będąca syntetycznym pokarmem, utrzymuje ludzi przy życiu. I w tym rozkładającym się świecie przyszło Robertowi Thornowi, prywatnemu detektywowi, prowadzić śledztwo dotyczące zabójstwa znanej osobistości. Nie wie jednak, że rozwiązanie węzła doprowadzi go do odkrycia przerażającej prawdy, dotyczącej spożywanego przez ludzi pokarmu.
Scenariusz filmu powstał na podstawie powieści Przestrzeni! Przestrzeni! autorstwa Harry’ego Harrisona, jednego z najważniejszych pisarzy science fiction. Filmowi zmieniono jednak tytuł, a akcję przesunięto w nieco bardziej odległą przyszłość – oryginał rozgrywał się w 1999 roku. Pieniądze – czyli ok. czterech milionów dolarów – wyłożyła wytwórnia MGM.
Ponoć najbardziej na realizacji filmu zależało Charltonowi Hestonowi, odtwórcy głównej roli. To nie może dziwić, gdy zerknie się na jego filmografię – aktor ewidentnie upodobał sobie fantastyczne widowiska. Po Planecie małp i Człowieku Omedze, Zielona pożywka była trzecim wielkim filmem science fiction sygnowanym jego nazwiskiem. Jak tu go nie kochać.
Zielona pożywka to jeden z tych filmów, którego jakość w dużej mierze wynika z dosadności komentarza, który formuje. Nie da się zatem rzetelnie go zrecenzować bez ujawniania treści zaskakującego finału. Finału, który za sprawą słynnej kwestii przeszedł do historii kina. Gdy ranny i sponiewierany Charlton Heston wykrzykuje na samym końcu swej krucjaty, że „zielona pożywka to ludzie!”, ujawniając makabryczny proceder polegający na zamienianiu szczątków ludzkich w pokarm, ma to być ostateczne świadectwo końca cywilizacji.
Nie ma jednak pewności co do tego, czy zostanie ten komunikat wysłuchany – montażowe cięcie stawia znak zapytania nad sensem walki Thorna, dając do zrozumienia, że dla tak zepsutego społeczeństwa przyszłości i tak nie ma już żadnych szans. Ukryta w kanibalizmie metafora każe przerazić się współczesnym, nieustannym poszerzaniem granic konsumpcji.
Ponura wizja Richarda Fleischera ma także charakter nostalgiczny. Pobudza bowiem tęsknotę za materią, która już wkrótce może odejść w zapomnienie – bogactwem natury. Natury, której nierozerwalną cechą jest przemijanie. W najbardziej wzruszającej scenie filmu, postać grana przez Edwarda G. Robinsona wpatruje się w ukazujące się przed jego oczami obrazy kwiecistych łąk, rwących strumieni i czystego nieba.
Tak bowiem zaplanował swoją śmierć – udając się do specjalnie do tego przygotowanej sali, gdzie pożegnanie ze światem ma charakter wybawienia. Łzy Charltona Hestona patrzącego na odejście przyjaciela są jednak autentyczne. Edward G. Robinson był w trakcie kręcenia filmu na tak zaawansowanym etapie choroby, że wielu liczyło się z tym, iż może nie dokończyć zdjęć. Dokończył. Ale scena, w której jego bohater umiera była ostatnią, w której wystąpił. Zmarł dziesięć dni po zejściu z planu. Sprawił sobie piękne pożegnanie.
Zielona pożywka to z pewnością jedna z najwybitniejszych pozycji kina science fiction tamtego okresu. Nie ma w tym stwierdzeniu krzty przesady. Świetne aktorstwo i sprawna, trzymająca poziom realizacja – to jedno. Intrygująca historia, stanowiąca swoistą wariację opowieści detektywistycznej, skrywająca zaskakująco aktualne prawdy – to drugie. Czterdzieści pięć lat mija od premiery, a dystopia Fleishera nadal działa, nadal przytłacza swoim realizmem.
TRANSFORMACJA ŻYWIENIOWA AGENDY 2030
Coś, co jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia, dziś staje się rzeczywistością. Unia Europejska daje zielone światło dla dodawania owadów do jedzenia. Nie oznacza to oczywiście, że od teraz będziemy znajdować w produktach insekty.
Najczęściej będą to sproszkowane domieszki owadów. Jak rozpoznać, że dany produkt zawiera w sobie składniki owado-pochodne? Dowiemy się tego oczywiście z etykiet, jednak niekoniecznie będzie to opisane w niezakamuflowanej formie.
Owady obecne w kuchniach niektórych egzotycznych krajów już mogą gościć na stołach w krajach Unii Europejskiej, która niedawno dopuściła wykorzystywanie kolejnych insektów w żywności. W terminologii unijnej możemy znaleźć owadzie „przysmaki” pod hasłem „Nowa żywność”.
Wbrew pozorom nie jest to nic nowego. Unia Europejska dopuściła stosowanie owadów w żywności już w 1997 roku, kiedy powstały i weszły w życie pierwsze przepisy, dot. tzw. „nowej żywności”. Pod tym terminem kryją się produkty pozyskiwane z nowych źródeł, np. przy użyciu technologii, oraz żywność tradycyjna, obecna w krajach poza UE.
Unia wydała zgodę. Kolejne owady w sklepowych produktach. Mogą być dodawane do pieczywa, słodyczy a nawet mięsa!
Jakie insekty możemy znaleźć już dzisiaj w składzie produktów, które kupujemy? Najgłośniej jest ostatnio o świerszczach, a dokładniej o mące ze świerszczy. Ten składnik mąko-podobny ma być wykorzystywany jako domieszka do składników pieczywa, słodyczy, zup a nawet wyrobów mięsnych. Świerszcze to jednak nie jedyne owady, które znalazły się na liście „nowej żywności”.
„Na tej liście znajdują się także mącznik młynarek (Tenebrio molitor) – suszone larwy, szarańcza wędrowna (Locusta migratoria) – mrożona, suszona i sproszkowana, świerszcz domowy (Acheta domesticus) – mrożony, suszony i sproszkowany” – pisze „Super Express”.
Od 5 marca 2023 roku do żywności będzie można legalnie dodawać także larwy pleśniakowca lśniącego (Alphitobius diaperinus) – mrożone, w postaci suszonej pasty oraz proszku.
Nie wiadomo jeszcze, jaki symbol na opakowaniu będzie skrywał obecność insektów. Od dawna na produktach możemy znaleźć nic nie mówiący symbol E120. To koszenila – proszek ze zmielonych i wysuszonych owadów Dactylopius coccus. E120 jest naturalnym barwnikiem, np. do jogurtów truskawkowych, choć nie występuje we wszystkich tego typu produktach.
Komisja Europejska już dopuściła do obrotu jako nową żywność cztery gatunki owadów a w kolejce czeka dalszych siedem i coraz natarczywiej nam się proponuje i promuje owadzio-robaczaną dietę. Co gorsza w wypadku świerszcza domowego etykietowanie jest wymagane tylko przy produktach z całymi lub rozdrobnionymi owadami a nie dotyczy maki czy proszku.
Wkrótce trudno będzie uniknąć tego typu dodatków w całej gamie wyrobów sprzedawanych w polskich sklepach. W tej sytuacji musimy się skrzyknąć i zorganizować własna dystrybucje zdrowej, bezpiecznej żywności. O tym, ze jest to możliwe i jak się w ten sposób zaopatrywać już od dziś w materiale. Albo robaki, albo oddolna samoorganizacja…Damy rade!