CZY MOŻLIWE JEST ”ODSZCZEPIENIE” ORGANIZMU ?
12 września 2024DO 2023 ROKU NAWET NIE ZAUWAŻYMY WPROWADZENIA ”ZNAKU BESTII”
13 września 2024W niedawnym wywiadzie Bill Gates pożałował, że Pierwsza Poprawka stanowi barierę uniemożliwiającą cenzurowanie „dezinformacji” w Internecie.
Gates, globalistyczny miliarder i współzałożyciel Microsoftu, nie jest obcy forsowaniu kontrowersyjnych programów, ale jego ostatnie komentarze świadczą o chęci odebrania Amerykanom jednego z najbardziej podstawowych praw — prawa do wolności słowa.
W wywiadzie dla CNET Gates pożałował, że Pierwsza Poprawka, która gwarantuje wolność słowa w Ameryce, „utrudnia” cenzurowanie treści, które uważa za wprowadzające w błąd lub szkodliwe.
„Stany Zjednoczone są trudnym przypadkiem, ponieważ obowiązuje u nas Pierwsza Poprawka i istnieją wyjątki, takie jak krzyczenie „pożar” w teatrze” – wyjaśnił Gates.
Ostrzegając przed coraz powszechniejszym wykorzystaniem deepfake’ów i dezinformacji, Gates zaproponował rozwiązanie, które skutecznie ominęłoby Pierwszą Poprawkę: cyfrowe dowody osobiste.
Według Gatesa taka cyfrowa identyfikacja zmusiłaby ludzi do weryfikacji swojej tożsamości online, co ułatwiłoby śledzenie i cenzurowanie treści oraz karanie osób, które nadal udostępniają „dezinformację”.
Propozycja Gatesa budzi poważne obawy.
Gates najwyraźniej uważa, że ochrona zagwarantowana przez Pierwszą Poprawkę, która gwarantuje różnorodność głosów i opinii w społeczeństwie, jest przeszkodą w realizacji jego dystopijnej wizji całkowitej kontroli nad dyskursem internetowym.
Jego propozycja wprowadzenia cyfrowych dowodów tożsamości to coś więcej niż tylko narzędzie do walki z deepfake’ami i dezinformacją — to sposób na ograniczenie anonimowości, a co za tym idzie, wolności ludzi do wyrażania odmiennych poglądów bez obawy przed represjami ze strony rządów.
Co niepokojące, komentarze Gatesa na temat regulacji wolności słowa nawiązują do trendu, który w ostatnich latach obserwuje się wśród elit technologicznych: dążenia do kontrolowania narracji poprzez decydowanie, co jest, a co nie jest „dezinformacją”.
Granica między autentyczną troską o bezpieczeństwo publiczne a cenzurą jest cienka, a pomysł Gatesa dotyczący stworzenia monitorowanego środowiska dla wypowiedzi w sieci budzi obawy o to, kto może definiować, co stanowi „dezinformację” i kto kontroluje tę narrację.
Oczywiste jest, że samozwańczy Globalny Car Zdrowia uważa się za oczywisty autorytet w zakresie określania, co kwalifikuje się jako dezinformacja.
Przytaczając przykłady takie jak „krzyczenie „pożar” w teatrze”, Gates bagatelizuje szersze implikacje ograniczania wolności słowa. Pierwsza poprawka nie dotyczy przecież tylko ochrony nieszkodliwej wypowiedzi; ma chronić niepopularne, odmienne, a nawet niewygodne poglądy.
Wizja Gatesa dotycząca przyszłości, w której wypowiedzi w sieci będą powiązane ze zweryfikowanymi tożsamościami, może wydawać się atrakcyjna w kontekście ograniczenia szkodliwych treści, ale otwiera również drzwi rządowemu i korporacyjnemu nadzorowi oraz autorytarnej kontroli dyskursu publicznego.
Wróć myślami do tego, jak bardzo media społecznościowe były cenzurowane podczas pandemii. David Mikkelson i jego niekompetentny zespół zbieraniny fact-checkerów w Snopes zasadniczo mieli władzę, aby zbanować każdego, kto odmówił podporządkowania się globalistycznej agendzie.
Gates chce, aby ten poziom kontroli stał się czymś stałym.
W czasach, gdy wielkie firmy technologiczne mają już ogromną władzę nad przepływem informacji, uwagi Gatesa powinny przerazić wszystkich.
Choć Gates przedstawia swoją wizję jako niezbędny krok w walce z niebezpieczeństwami ery cyfrowej, ostatecznie grozi ona osłabieniem wolności definiujących amerykańskie społeczeństwo.
Ostatecznie największym zagrożeniem wynikającym z wypowiedzi Billa Gatesa nie jest dezinformacja, lecz sugestia, że wolność słowa, jedno z najbardziej cenionych praw w Stanach Zjednoczonych, należy ograniczać, a nie chronić w szybko zmieniającym się cyfrowym świecie.