Site icon Globalna Świadomość

GATES WDRAŻA CENZURĘ INTERNETU W CZASIE RZECZYWISTYM DZIĘKI A.I !

W niedawnym wywiadzie Bill Gates pożałował, że Pierwsza Poprawka stanowi barierę uniemożliwiającą cenzurowanie „dezinformacji” w Internecie.

Gates, globalistyczny miliarder i współzałożyciel Microsoftu, nie jest obcy forsowaniu kontrowersyjnych programów, ale jego ostatnie komentarze świadczą o chęci odebrania Amerykanom jednego z najbardziej podstawowych praw — prawa do wolności słowa.

W wywiadzie dla CNET Gates pożałował, że Pierwsza Poprawka, która gwarantuje wolność słowa w Ameryce, „utrudnia” cenzurowanie treści, które uważa za wprowadzające w błąd lub szkodliwe.

„Stany Zjednoczone są trudnym przypadkiem, ponieważ obowiązuje u nas Pierwsza Poprawka i istnieją wyjątki, takie jak krzyczenie „pożar” w teatrze” – wyjaśnił Gates.

Ostrzegając przed coraz powszechniejszym wykorzystaniem deepfake’ów i dezinformacji, Gates zaproponował rozwiązanie, które skutecznie ominęłoby Pierwszą Poprawkę: cyfrowe dowody osobiste.

Według Gatesa taka cyfrowa identyfikacja zmusiłaby ludzi do weryfikacji swojej tożsamości online, co ułatwiłoby śledzenie i cenzurowanie treści oraz karanie osób, które nadal udostępniają „dezinformację”.

Propozycja Gatesa budzi poważne obawy.

Gates najwyraźniej uważa, że ​​ochrona zagwarantowana przez Pierwszą Poprawkę, która gwarantuje różnorodność głosów i opinii w społeczeństwie, jest przeszkodą w realizacji jego dystopijnej wizji całkowitej kontroli nad dyskursem internetowym.

Jego propozycja wprowadzenia cyfrowych dowodów tożsamości to coś więcej niż tylko narzędzie do walki z deepfake’ami i dezinformacją — to sposób na ograniczenie anonimowości, a co za tym idzie, wolności ludzi do wyrażania odmiennych poglądów bez obawy przed represjami ze strony rządów.

Co niepokojące, komentarze Gatesa na temat regulacji wolności słowa nawiązują do trendu, który w ostatnich latach obserwuje się wśród elit technologicznych: dążenia do kontrolowania narracji poprzez decydowanie, co jest, a co nie jest „dezinformacją”.

Granica między autentyczną troską o bezpieczeństwo publiczne a cenzurą jest cienka, a pomysł Gatesa dotyczący stworzenia monitorowanego środowiska dla wypowiedzi w sieci budzi obawy o to, kto może definiować, co stanowi „dezinformację” i kto kontroluje tę narrację.

Oczywiste jest, że samozwańczy Globalny Car Zdrowia uważa się za oczywisty autorytet w zakresie określania, co kwalifikuje się jako dezinformacja.

Przytaczając przykłady takie jak „krzyczenie „pożar” w teatrze”, Gates bagatelizuje szersze implikacje ograniczania wolności słowa. Pierwsza poprawka nie dotyczy przecież tylko ochrony nieszkodliwej wypowiedzi; ma chronić niepopularne, odmienne, a nawet niewygodne poglądy.

Wizja Gatesa dotycząca przyszłości, w której wypowiedzi w sieci będą powiązane ze zweryfikowanymi tożsamościami, może wydawać się atrakcyjna w kontekście ograniczenia szkodliwych treści, ale otwiera również drzwi rządowemu i korporacyjnemu nadzorowi oraz autorytarnej kontroli dyskursu publicznego.

Wróć myślami do tego, jak bardzo media społecznościowe były cenzurowane podczas pandemii. David Mikkelson i jego niekompetentny zespół zbieraniny fact-checkerów w Snopes zasadniczo mieli władzę, aby zbanować każdego, kto odmówił podporządkowania się globalistycznej agendzie.

Gates chce, aby ten poziom kontroli stał się czymś stałym.

W czasach, gdy wielkie firmy technologiczne mają już ogromną władzę nad przepływem informacji, uwagi Gatesa powinny przerazić wszystkich.

Choć Gates przedstawia swoją wizję jako niezbędny krok w walce z niebezpieczeństwami ery cyfrowej, ostatecznie grozi ona osłabieniem wolności definiujących amerykańskie społeczeństwo.

Ostatecznie największym zagrożeniem wynikającym z wypowiedzi Billa Gatesa nie jest dezinformacja, lecz sugestia, że ​​wolność słowa, jedno z najbardziej cenionych praw w Stanach Zjednoczonych, należy ograniczać, a nie chronić w szybko zmieniającym się cyfrowym świecie.

Exit mobile version