Na Antarktydzie, w odległości 480 km od bieguna południowego, znajduje się ogromne jezioro Wostok, które powierzchnią nie ustępuje jezioru Czad. Grubość lodu nad jeziorem wynosi ponad 3,8 km, jego największa głębokość to 1200 metrów, a na obszarze rosyjskiej Antarktydy stacja „Wostok” znajduje się tuż nad nim – na 680 m.
Naukowcy na całym świecie uważają badanie tego wyjątkowego jeziora za jeden z najciekawszych i najtrudniejszych problemów nauki w XXI wieku. Kiedy dane z krążących amerykańskich satelitów szpiegowskich wykazały, że nad powierzchnią jeziora znajduje się wnęka o wysokości 800 m pokryta ciągłą kopułą lodową, a instrumenty zarejestrowały wysoką aktywność magnetyczną, dalsza realizacja amerykańskiego programu badawczego została nagle przerwana, a wszyscy cywilni specjaliści zostali z niego usunięci.
Zarządzanie dalszą pracą przeszło do specjalnego departamentu rządowego – Agencji Bezpieczeństwa Narodowego (NSA). Do 2002 r. w badaniach nad jeziorem uczestniczył zorganizowany przez USA międzynarodowy zespół naukowców. Następnie NSA przejęła je w całości. Ogłoszono, że taki krok był podyktowany względami bezpieczeństwa kraju. Od tego czasu żaden dziennikarz nie był w stanie dowiedzieć się, jaki rodzaj bezpieczeństwa miał na myśli w ogłoszeniu.
Cóż więc, pod lodową skorupą Antarktydy, potrafi tak bardzo przyciągnąć rząd USA, a także Rosję, że wysyłają one ekspedycje naukowe wyposażone w superdrogi i ściśle tajny sprzęt na szósty kontynent, a konkretnie w rejon jeziora Wostok?
Według dostępnych informacji, urządzenia zamontowane na satelitach wykazały, że temperatura wody w jeziorze waha się od +10 do +18 stopni C!
Oznacza to, że w głębi jeziora znajdują się źródła ciepła geotermalnego lub innego rodzaju. Naukowcy zasugerowali, że w jamie między kopułą lodową a powierzchnią jeziora może istnieć samooczyszczająca się atmosfera, a także mogą tam żyć rośliny.
Co tu jest takiego niebezpiecznego?
Według informacji z różnych źródeł, w lutym 2002 r. dwie grupy naukowców, realizujące wspólny program badawczy finansowany przez rządy USA i Wielkiej Brytanii, zamierzały opuścić do wód jeziora specjalne sondy wyposażone w różne czujniki. Nagle wydano im polecenie zaprzestania wszelkich prac. Nie podano żadnych wyjaśnień.
W tym samym czasie na rosyjską stację Wostok przybył nowy kontyngent badaczy, wraz z którym dostarczono dużą ilość bardzo drogiego, ultramodernego sprzętu. Wszystko to działo się w głębokiej tajemnicy.
Jakiś czas po tych wszystkich wydarzeniach dwóch sportowców ekstremalnych wyruszyło z australijskiej stacji „Casey” w kierunku jeziora z zamiarem przekroczenia lodowatego kontynentu na nartach. Gdy dotarli do jeziora i już szli po jego pokrywie lodowej, w pobliżu wylądował samolot US Air Force, a kilku „cywilów” zaprosiło zespół do wejścia na pokład, wyjaśniając, że przybyli, aby ich uratować.
Tymczasem podróżnicy dysponowali sprawnymi środkami łączności i nie prosili o pomoc. Wiadomo, że podczas wędrówki ci ekstremalni sportowcy informowali swoich bliskich i przyjaciół za pomocą telefonów satelitarnych, że po powrocie opowiedzą im o czymś absolutnie niewiarygodnym. Jednak po powrocie do domu nikomu o tym nie mówili, nie udzielali żadnych wywiadów, a próby spotkania się z nimi przez dziennikarzy niezmiennie kończyły się fiaskiem.
Niedawno na stacji Wostok biolodzy z Instytutu Fizyki Jądrowej w Petersburgu przeprowadzili analizę próbki rdzenia pobranej z głębokich warstw lodu na jeziorze. Znaleziono w niej bakterię, która może żyć w temperaturze +55 stopni C. Czyli kiedyś w jeziorze była taka temperatura. A może jest teraz? Okazuje się, że hipoteza, że woda w jeziorze jest w jakiś sposób podgrzewana, na przykład przez gejzery, nie wygląda aż tak nierealnie?
Według Walerija Łukina, szefa stacji Wostok, w ostatnich latach wywiercono supergłęboką studnię w masie lodowej i do powierzchni jeziora pozostało tylko 130 m, „butelki” zamkniętej przez miliony lat, zwykłego ziemskiego mułu. Dokąd to doprowadzi, nikt nie wie.
Być może jakieś bakterie lądowe zniszczą całe życie w jeziorze – ryby, glony, mięczaki… Ale nie ma jeszcze sterylnego wiertła. I co w tym przypadku wytryśnie na powierzchnię i jakie będą tego konsekwencje, również nie wiadomo. W końcu nie ma gwarancji, że stworzenia lub mikroby, których ludzie na Ziemi nigdy nie spotkali, nie pojawią się w Jeziorze Wostok!
NASA niedawno przetestowała specjalnego robota do wiercenia w lodzie na bardzo dużej głębokości na biegunie południowym
Został stworzony do badania lodowców na Europie, księżycu Jowisza, który również jest pokryty wielokilometrową warstwą lodu. Pod nim jest woda, a temperatura na powierzchni planety wynosi minus 70. To samo jezioro Wostok, tylko w kosmosie! Czapy lodowe Marsa są podobne do wschodnich.
Autor artykułu „Krioroboty eksplorują Antarktydę”, opublikowanego w czasopiśmie „Space”, twierdzi, że „ten robot już kilkakrotnie zanurzył się w grubości lodowca na biegunie południowym i osiągnął głębokość 1226 metrów”. Bez większego rozgłosu NSA również wykazuje zainteresowanie pracami nad stworzeniem kriorobota i badaniem jeziora podlodowcowego.
Plotki o Jeziorze Wostok są bardzo różne, nawet wśród polarników. Podobno w jeziorze znaleziono kilka łuskowców i nieznanych starożytnych potworów. Naukowcy nazywają całe to rozumowanie filisterskimi spekulacjami, ale sami nie potrafią odpowiedzieć na wiele pytań.
Al Sutherland, kierownik wyprawy na stacji McMurdo na Antarktydzie i rzecznik amerykańskiej Narodowej Fundacji Nauki, mówi:
„Jezioro Wostok jest interesujące, ponieważ każde odkrycie z nim związane przyniesie o wiele więcej pytań niż odpowiedzi”.
Różne kraje coraz częściej klasyfikują prace związane z tym wyjątkowym jeziorem, „czającym się” pod lodem. Wygląda na to, że dzieje się tam coś bardzo dziwnego.
Antarktyda wygląda teraz jak ogromny sejf, który kilka grup włamywaczy próbuje otworzyć naraz, mówi dr Ed Harvey Lou, glacjolog z Anglii. Problem w tym, że nikt nie wie, jaki nowy atak może nagle wyłonić się spod lodu, który ma miliony lat.
Czasopismo „Weekly World News” opublikowało doniesienie, że norwescy naukowcy ze stacji Amundsen-Scott odkryli wieżę o całkowicie tajemniczym przeznaczeniu i nieznanym pochodzeniu głęboko w Antarktyce, w odległości 160 km od góry McClintock.
Konstrukcja ma 28 m wysokości, zbudowana jest z setek bloków lodu i przypomina „wieżę strażniczą średniowiecznego zamku”. Do niedawna była ukryta w gigantycznych zaspach śnieżnych i ukazała się oczom zdumionych badaczy dopiero po tym, jak potężne huragany oczyściły teren wokół niej z zasp śnieżnych.
„Nie mamy pojęcia, kto mógł zbudować tę wieżę ani jak dawno temu. Może mieć 100 lub 1000 lat” – mówi Kjel Nergaard, członek ekspedycji, która dokonała odkrycia.