
CO MA WSPÓLNEGO ZE SOBĄ ”LĄDOWANIE NA KSIĘŻYCU” I ”ZMIANY KLIMATYCZNE ?
9 lipca 2025To, co kiedyś było odrzucane jako naciągana teoria spiskowa, teraz trafia do głównego nurtu dyskusji naukowych: rozpylanie odblaskowych cząstek w atmosferze w celu zwalczania „zmian klimatycznych”. Metoda geoinżynieryjna, znana jako stratosferyczny wtrysk aerozolu (SAI), przez długi czas była wyśmiewana jako „teoria spiskowa”, ale obecnie jest reklamowana przez naukowców głównego nurtu jako realny sposób na „kupienie trochę czasu” na walkę z rzekomym zagrożeniem „zmianą klimatu”. Naukowcy proponują obecnie wykorzystanie pyłu diamentowego – drobnych cząstek odbijających światło – w celu niemal całkowitego zniwelowania ocieplenia spowodowanego działalnością człowieka od czasu rewolucji przemysłowej.
Pomysł ten, jak twierdzą, mógłby tymczasowo ochłodzić planetę o 1 stopień Celsjusza, spowalniając tempo zmian klimatycznych, podczas gdy rządy pracują nad osiągnięciem zerowej emisji dwutlenku węgla netto.
„To bardzo kontrowersyjny temat” – mówi Sandro Vattioni, badacz eksperymentalnej fizyki atmosfery w ETH Zurich i współautor badania. „Jest wielu naukowców, którzy chcą zakazać badań na ten temat – a nawet badań w ogóle”.
Badanie, opublikowane w październiku, modelowało skutki rocznego wprowadzania 5,5 miliona ton pyłu diamentowego do stratosfery. Stratosfera, warstwa atmosfery ziemskiej znajdująca się na wysokości od 12 do 50 kilometrów nad powierzchnią, zapewnia stabilne środowisko, w którym cząsteczki mogą unosić się przez ponad rok i odbijać światło słoneczne z powrotem w przestrzeń kosmiczną.
Pomysł wstrzykiwania aerozoli do stratosfery został zainspirowany naturalnymi efektami chłodzenia obserwowanymi po dużych erupcjach wulkanicznych. Wulkany emitują dwutlenek siarki, który zamienia się w aerozole siarczanowe w stratosferze. Te drobne cząsteczki odbijają światło słoneczne i tymczasowo chłodzą planetę. Jednak wykorzystanie aerozoli siarkowych do walki ze zmianami klimatu ma istotne wady, wyjaśnił Vattioni.
Cząsteczki kwasu siarkowego mogą absorbować ciepło, ogrzewając stratosferę i zakłócając globalne wzorce wiatru i opadów. Efekty te mogą dotrzeć do troposfery i spowodować niezamierzone konsekwencje środowiskowe i pogodowe. Według badań, diamenty pozwalają uniknąć tych pułapek. Ich wysoki współczynnik odbicia i odporność na zbrylanie sprawiają, że są idealnym kandydatem do geoinżynierii. W przeciwieństwie do aerozoli na bazie siarki, cząsteczki diamentów odbijają światło słoneczne, nie pochłaniając ciepła i nie ogrzewając stratosfery. Minimalizuje to ryzyko zakłócenia globalnych systemów pogodowych.
„Właściwości materiałowe proszku diamentowego sprawiają, że jest on szczególnie odpowiedni do tego celu” – powiedział Vattioni.
Dziennik nature. com donosi dalej:
Obliczenia sugerują, że stałe cząstki diamentu lub tlenku glinu mogą być bezpieczniejsze niż krople siarczanu w przekierowywaniu energii słonecznej. Naukowcy zajmujący się klimatem wymyślili wiele futurystycznych sposobów na ochłodzenie planety. Ale analiza opublikowana 26 października 1 r. bada być może ich najbardziej szalony pomysł: rozpylanie małych diamentów wysoko w atmosferze.
Naukowcy od lat debatują nad korzyściami płynącymi z rozpylania siarczanów na bazie wody w celu odbijania i rozpraszania energii słonecznej – zasadniczo naśladując chłodzenie spowodowane erupcjami wulkanów. Podobnie jak większość rodzajów geoinżynierii, pomysł ten jest wysoce kontrowersyjny i jak dotąd nieprzetestowany.
Jeśli jednak miałoby dojść do próby takiego „zarządzania promieniowaniem słonecznym”, bezpieczniejsze może być użycie pyłów stałych cząstek o wielkości nanometrów, sugeruje zespół naukowców z Uniwersytetu Harvarda w Cambridge w stanie Massachusetts. W artykule opublikowanym w Atmospheric Chemistry and Physics 1 obliczają oni, że nanocząsteczki diamentu lub tlenku glinu mogą być bardziej skuteczne i mniej szkodliwe dla środowiska niż siarczany. I chociaż pył diamentowy jest drogi, nie jest to całkowicie wykluczone, twierdzą naukowcy.
„Nasze badanie ma na celu rozwianie przekonania, że siarczany muszą być używane do kontrolowania promieniowania słonecznego” – mówi Debra Weisenstein, ekspert w dziedzinie modelowania atmosfery na Harvardzie i jeden z autorów badania.
Skutki uboczne siarczanu
Inni badacze sugerowali wcześniejsze rozpylenie stałego pyłu. 2 Jednak najnowsze badanie jest pierwszym, które szczegółowo modeluje skutki cząstek, mówi Weisenstein. Obejmuje to analizę ich interakcji – zarówno fizycznej, jak i chemicznej – z różnymi substancjami w atmosferze i porównanie ich z siarczanami. W atmosferze siarczany prowadzą do produkcji kwasu siarkowego, który uszkadza warstwę ozonową. Pochłaniając określone długości fal świetlnych, ogrzewają również dolną stratosferę, co z kolei może wpływać na wzorce cyrkulacji powietrza i klimat. Siarczany rozpraszałyby również światło, co mogłoby sprzyjać wzrostowi roślin, ale zmniejszałoby moc paneli słonecznych.
Zarówno tlenek glinu, jak i pył diamentowy powodują mniej problemów, mówi Weisenstein. „Wpływ na warstwę ozonową może być znacznie mniejszy, ocieplenie stratosfery może być mniejsze, a wzrost światła rozproszonego na powierzchni Ziemi może być mniejszy” – mówi. Wynika to z faktu, że tlenek glinu i diamenty nie wytwarzają kwasu siarkowego oraz rozpraszają i pochłaniają pewne długości fal światła w inny sposób.
Oprócz analizy wpływu na środowisko, artykuł pokazuje również, że pył aluminiowy osiągnąłby podobny efekt chłodzenia jak rozpylanie siarczanu – ale pył diamentowy byłby co najmniej o 50 procent bardziej skuteczny.
Diamenty na niebie
Oczywiście rozpylanie diamentowego pyłu na niebie wiązałoby się z wysokim rachunkiem. Diamentowy pył jest tańszy niż polerowane kamienie szlachetne: maleńkie syntetyczne cząsteczki diamentu są obecnie dostępne za mniej niż 100 dolarów amerykańskich za kilogram, podkreślają naukowcy z Harvardu. Jednak zgodnie z wynikami ich badań, potrzebne byłyby setki tysięcy ton pyłu rocznie, aby zrównoważyć zaledwie kilka procent energii uwięzionej przez gazy cieplarniane emitowane przez ludzi. Chociaż naukowcy z Harvardu podkreślają, że nie przeprowadzili szczegółowej analizy kosztów, przy obecnych cenach nadal potrzebne byłyby miliardy dolarów rocznie.
Weisenstein jest jednak głęboko przekonany, że ostateczny koszt byłby niższy. „Gdy produkcja może zostać zwiększona do odpowiednich ilości, zakłada się, że cena spadnie” – mówi. Nie jest szczególnie przydatne dokonywanie szacunków w oparciu o obecne koszty diamentów.
David Keith, inny naukowiec zajmujący się klimatem na Harvardzie i jeden z autorów badania, nie wierzy, że nawet dzisiejsze koszty byłyby zaporowe. Według niego, gdyby w 2065 roku na Ziemi żyło 10 miliardów ludzi, koszt wydobycia 450 000 ton diamentowego pyłu mógłby wynieść około 5 dolarów na osobę. Niemniej jednak, zespół z Harvardu koncentruje się obecnie na tlenku glinu, mówi Weisenstein, ponieważ jest on łatwiejszy w produkcji, a jego zachowanie chemiczne jest lepiej zbadane.
Naukowcy ostrzegają jednak, że zarówno tlenek glinu, jak i nanocząstki diamentu stanowią nieznane ryzyko. Siarczany są dość dobrze poznane dzięki badaniom nad wulkanami. Chemia cząstek stałych – na przykład sposób, w jaki ich powierzchnie katalizują reakcje chemiczne – nie jest tak jasna, chociaż naukowcy z Harvardu przeprowadzają testy laboratoryjne, aby to wyjaśnić.
Badanie „zdecydowanie sugeruje”, że takie stałe pyły mogłyby znacznie zmniejszyć niektóre zagrożenia związane z siarczanami, mówi Matthew Watson, wulkanolog z Uniwersytetu w Bristolu w Wielkiej Brytanii, który był głównym badaczem w anulowanym eksperymencie geoinżynieryjnym na małą skalę, projekcie Stratospheric Particle Injection for Climate Engineering (SPICE). Podejrzewa on jednak, że nieznane zagrożenia i brak naturalnego analogu sprawią, że stałe pyły będą jeszcze bardziej niepopularne wśród opinii publicznej niż rozpylanie siarczanów.
Pomimo wszystkich obietnic, projekt nie byłby tani. Rozpylanie milionów ton diamentowego pyłu rocznie kosztowałoby około 175 bilionów dolarów. Rodzi to pytanie, czy taka inwestycja jest wykonalna – lub etyczna.
Krytycy twierdzą, że wysiłki geoinżynieryjne mogą odwrócić uwagę i zasoby od redukcji emisji gazów cieplarnianych, pozostawiając ludzkość na krótkoterminowych rozwiązaniach zamiast zająć się podstawowymi przyczynami zmian klimatu. Inni obawiają się potencjalnych niezamierzonych konsekwencji, w tym politycznych i etycznych implikacji celowego manipulowania klimatem Ziemi.
Według BBC , która przez dziesięciolecia zaprzeczała istnieniu smug chemicznych, smugi chemiczne powinny teraz zostać oficjalnie uznane za „nowy typ chmur” w Międzynarodowym Atlasie Chmur.
Nie możemy pozwolić, aby stało się to nową normalnością.
A dla tych, którzy mówią: „to jest terytorium z folii aluminiowej”, co jeśli powiem, że mamy wszystkie dowody, których potrzebujemy, aby udowodnić, że rząd i media głównego nurtu okłamują opinię publiczną na temat operacji zasiewania chmur chemicznych od dziesięcioleci?
Peggy Hall, pedagog i aktywistka, odkryła dokumenty rządu USA sprzed ponad 50 lat, z których wynika, że rząd przyznał się do manipulowania zjawiskami pogodowymi, w tym huraganami, dla własnej korzyści.
Z dokumentów wynika, że Departament Marynarki Wojennej i Departament Sił Powietrznych wraz z General Electric współpracowały przy manipulowaniu huraganami.
Jeśli robili to za kulisami ponad 50 lat temu , wyobraźcie sobie, co robią teraz.
Ta bombowa informacja została odkryta przez Halla w artykule opublikowanym przez General Electric zatytułowanym „ Historia projektu Cirrus od 1947 do 1952” , który dotyczył badania wpływu cząstek chmur i modyfikacji chmur na huragany.
Dlaczego rząd miałby próbować manipulować pogodą?
Hall twierdzi, że celem rządowej manipulacji huraganami i pożarami lasów jest zaszczepienie strachu, niepewności i spowodowanie trudności w niektórych skupiskach ludności w celu przejęcia kontroli nad ludźmi za pomocą FEMA i funduszy federalnych.
Okazuje się, że praktyka zasiewania chmur srebrem i jodkiem ołowiu nie jest niczym nowym .
Podczas wojny w Wietnamie wojsko amerykańskie przeprowadziło geoinżynieryjne modyfikacje pogody w celu zabłocenia dróg dostawczych na szlaku Ho Chi Minha poprzez spowodowanie opadów deszczu i zasiewu chmur.
Program chemicznej modyfikacji pogody prowadzono z Tajlandii nad Kambodżą, Laosem i Wietnamem i rzekomo sponsorował ówczesny sekretarz stanu Henry Kissinger i CIA.
Następnie w 2017 r. główny nurt w końcu dogonił to, co tak zwani „teoretycy spiskowi” wiedzieli od dziesięcioleci.
Manipulacja pogodą przeniosła się z „teorii spiskowej” do rzeczywistości głównego nurtu, gdy Kongres przeprowadził pierwsze przesłuchanie na temat „Geoinżynierii”, podczas którego przesłuchanie Podkomisji ds. Środowiska i Podkomisji ds. Energii Izby Reprezentantów omawiało, w jaki sposób rząd potajemnie kontroluje pogodę.
Polskie lato
Zastanawiasz się, czemu polska ch…wa pogoda stała się jeszcze bardziej ch…wa!? No to masz to odpowiedź. Pierwsza grafika to mapka pokazująca temperatury w Europie. Jak to już bywa, nad Polską znowu mamy „bąbel” niskich temperatur. Pozytywne jest tylko to, że trochę popadało i jednocześnie uniknęliśmy powodzi. To da zasilanie rzekom i nawodni rośliny spragnione od tygodni wody.
Czwartek, 10 lipca 2025. Temperatura rano bardzo „letnia”, bo aż 11 stopni. Podobno w Słupsku było dziś jedynie 8 stopni. Na razie pogodnie, słonecznie, choć już teraz słońce jest przysłonięte mleczną zawiesiną. Gdzieniegdzie pojawiają się słynne ślady od samolotów, które powodują, że to mlecznobiałe świństwo rozchodzi się po całym niebie.
Od końca kwietnia 2025 miał zacząć się eksperyment przysłaniania części światła słonecznego i odbijania go z powrotem w kosmos. I od tamtej pory pogoda się zepsuła. Bo w kwietniu chociaż z 10 dni ciepłych i przyjemnych było. Takie eksperymenty noszą zbiorczą nazwę geoinżynierii, i są realizowane przez 50 krajów świata (tyle państw oficjalnie się do nich przyznało). Wejdź w komentarze do tego artykułu, tam będą linki do moich obszernych artykułów na ten temat. Naprawdę warto się nad nimi zapoznać.