GRUPA BLIDERBERG – MIĘDZYNARODOWE STOWARZYSZENIE UKRYTEJ WŁADZY.
22 stycznia 2020NIEZNANA I UKRYWANA STRONA PISMA ŚWIĘTEGO. CZĘŚĆ 1.
24 stycznia 2020Wielu antropologów podziela wraz z ortodoksyjnymi chrześcijanami wiarę, że rasy ludzkie pochodzą z jednego pnia rodzicielskiego. Jeżeli to jest prawda, to pytanie, gdzie ten pień wzrósł. Rosyjscy etnologowie ogłosili, że rodzaj ludzki po raz pierwszy pojawił się w Rosji. Wielu natomiast orientalnych antropologów wypowiedziało się na korzyść Wschodu. Mało które miejsce na naszym globie uniknęło przypisywania mu zaszczytu stania się kolebką rodzaju ludzkiego.
Im bardziej nieprawdopodobny był obszar, tym bardziej przyciągał on myślicieli pewnego typu. Trudno sobie wyobrazić obszar mniej odpowiedni, niż Biegun Północny, a jednak William F. Warren, duchowny metodystów i rektor Uniwersytetu Bostońskiego przez 30 lat, był głęboko przekonany, że biegun stanowił teren Raju. Jego Książka Paradise Found (Raj odnaleziony) z roku 1885 robi wrażenie opracowania naukowego i zawiera przeszło 500 stron. Opierając się na geologii, klimatologii, botanice, zoologii, antropologii i mitologii, Warren usiłuje wykazać, że klimat na Biegunie Północnym był ongiś nadzwyczaj ciepły i przyjemny. Tu Adam i Ewa zostali stworzeni. Potem potop Noego zalał Ziemię, na której był położony Raj, i doprowadził klimat do jego obecnej surowości.
Dużo bardziej jednak pomysłową teorię opublikowano 3 lata przed książką Warrena. Twórcą jej był Ignatius Donnelly reformator z Minnesoty. Jego książka Atlantis, wydana przez firmę „Harper and Brothers” w roku 1882, osiągnęła ogromne powodzenie. Potem przetłumaczono ją na wszystkie ważniejsze języki świata. Przed zaledwie kilku laty ukazało się w Ameryce i w Anglii jej nowe wydanie, opatrzone komentarzem. Żadna książka z tej dziedziny nie przewyższyła jej popularnością i wpływem.
Teza Donnelly’ego, mówiąc pokrótce, głosi, że raj biblijny był położony na wielkim kontynencie, który ongiś istniał na Oceanie Atlantyckim. To właśnie tam ludzkość dźwignęła się z barbarzyństwa po epoce lodowej i rozwinęła pierwszą na świecie cywilizację. Kultura i nauka osiągnęły wysoki poziom, w religii cześć oddawano Słońcu. Kolonizatorzy z Atlantydy rozeszli się we wszystkich kierunkach i oni to zaludnili obie Ameryki, Europę i Azję. Królowie, królowe i bohaterowie Atlantydy stali się bóstwami starożytnych religii. Około 13 000 lat temu gwałtowne wybuchy wulkaniczne wstrząsnęły Ziemią, a cały kontynent Atlantydy został zatopiony. Legendy o potopie, podobnie jak historia Noego, są wspomnieniem tej wielkiej katastrofy.
Na poparcie tego twierdzenia Donnelly zgromadził wielką ilość wątpliwej wartości materiałów geologicznych, archeologicznych i legendowych mających przede wszystkim wykazać podobieństwa między kulturą starożytnego Egiptu, a meksykańsko-indiańskimi kulturami dawnej Ameryki Południowej. W obu tych regionach spotyka się, na przykład, umiejętność balsamowania, stosowanie 365-dniowego kalendarza, budownictwo piramid, mity o potopie itd. Aby utworzyć pomost łączący świat Śródziemnomorski z Południową Ameryką, Donnelly dowodzi, że powinno się przyjąć istnienie wcześniejszej kultury, powstałej między tymi dwoma obszarami. Niewielu piszących na ten temat przewyższyło Donnelly’ego w wysuwaniu wniosków, jak to wyraził jeden z krytyków, „od wzgórka faktów do góry domysłów”.
W rzeczywistości książka Donnelly’ego nie jest niczym innym, niż unowocześnioną obroną starożytnego mitu greckiego o Atlantydzie, po raz pierwszy podanego przez Platona. Platon opisuje Atlantydę, jako krainę barbarzyńskiej kultury, pełnej wystawności i zbytku, która niegdyś istniała w pobliżu połączenia Morza Śródziemnego z Atlantykiem. Bogów oburzało zepsucie, krzewiące się na wyspie. Za karę zesłali wielkie trzęsienie ziemi, które sprawiło, że Atlantyda zatonęła w ciągu jednej doby. Może to było owo na wpół zatopione miasto Atlantów, które Poe opisał w swoim City in the Sea (Mieście w morzu).
Średniowieczni uczeni powszechnie uznawali istnienie Atlantydy. Wiele o niej wzmianek można znaleźć w pismach z tej epoki, lecz nic istotnego nie dodano ponadto, co podał Platon. W okresie odrodzenia mit ten był przedmiotem licznych spekulacji, zaś w XIX wieku jedynie kilka prac poświęcono specjalnie temu zagadnieniu. Ale nikomu przed Donnelly’m nie udało się opracować tak zwartej i pozornie naukowej obrony legendy Platona. Wybitna osobistość, William Gladstone *[Gladstone sam był czymś w rodzaju pseudouczonego, jako że napisał książkę o Homerze, w której dowodził, że starożytni Grecy mieli wzrok nieczuły na barwy, na co wskazuje szczupłość kolorystycznych określeń w Iliadzie i Odyssei.], premier angielski, był pod tak silnym wrażeniem książki Donnelly’ego, że zwrócił się do gabinetu ministrów o przyznanie funduszów na wysłanie statku na Atlantyk, aby wyznaczyć granice zatopionego kontynentu.
Od czasu wydania książki Donnelly’ego ukazała się niewiarygodna ilość podobnych prac, chociaż żadna z nich dotychczas nie przewyższyła swego pierwowzoru pomysłowością i siłą argumentacji. Skromnie licząc lista wszystkich tytułów na temat Atlantydy, które były opublikowane w bieżącym stuleciu we wszystkich językach, zawiera kilka tysięcy pozycji. Większość z nich są to, naturalnie, chaotyczne płody ekscentryków, nawet bez żadnej wartości beletrystycznej. Najbarwniejsze są prace okultystów różnych odcieni. Ci bowiem rozporządzają źródłami tajemnej informacji, nieosiągalnymi dla materialistów. Teozofowie i antropozofowie oraz wyznawcy kultu „Róży i Krzyża” *[„Róża i Krzyż” – tajne stowarzyszenie, którego niejasne zaczątki sięgają XIV wieku. Nazwa pochodzi przypuszczalnie od nazwiska niemieckiego notabla i podróżnika – Christiana Rosenkranza. W dalszej fazie (XVII wiek) stowarzyszenie przybrało charakter mistyczny i okultystyczny, stając się w pewnym stopniu prekursorem masonerii (przyp. tłum.).], piszący o Atlantydzie, opierają się na wiedzy posiadanej przez wtajemniczonych!, którym została ona przekazana na przestrzeni wieków, przez prawtajemniczonych. W wielu przypadkach wykazują w tej sprawie intuicję jasnowidzów. Wiadomości zawarte w niektórych książkach – takich, jak licząca 807 stronic Submerged Atlantis Restored (Zatopiona Atlantyda odnowiona) Josepha B. Leslie, wydana w Rochesterze w stanie Nowy Jork w roku 1911 – zostały przekazane autorom w całości przez duchy zmarłych Atlantów w seansach spirytystycznych. Taka pozycja daje, naturalnie, autorom możność uzyskania obszernej i wnikliwej wiedzy o wszelkich szczegółach życia starożytnej Atlantydy i, mimo że książki ich trudno zaliczyć nawet do pseudonauki, to jednak niektóre z nich są na tyle zabawne, że warto o nich wspomnieć.
Najbardziej trzeźwym z tajemnych znawców Atlantydy jest szkocki prezbiterianin, nazwiskiem Lewis Spence. Jest on autorem 40 „uczonych” książek o folklorze, z których kilka odnosi się do Atlantydy. W przeciwieństwie do innych okultystów, Spence opiera się prawie wyłącznie na geologii, biologii, mitologii i archeologii – naturalnie mocno zabarwionych wyobraźnią. Przyjmuje on wersję Platona, jako realnie prawdziwą. Sądzi, że Atlanci byli rasą mieszaną, o dużych mózgach, i że ich pierwsi przybysze do Europy należeli do rasy, którą antropologowie nazywają kromanoidalną. „Jeśli czytelnik zechce mi, jako patriocie szkockiemu, wybaczyć pewną przechwałkę – pisze w The Problem of Atlantis (Problemie Atlantydy) z roku 1924 – pozwolę sobie zauważyć, że jestem głęboko przekonany, iż uznana wyższość Szkocji w sferze umysłowej i duchowej wynika prawie całkowicie z przewagi krwi kromaniońskiej, która z pewnością płynie w żyłach jej ludu…”.
W początkach II wojny światowej Spence’a ogarnęła obsesja na punkcie paraleli między dekadencją starodawnej Atlantydy, a dekadencją nowoczesnej Europy. W książce pod tytułem Will Europe follow Atlantis? (Czy Europa pójdzie w ślady Atlantydy?) z roku 1942, dowodzi on, że cała Europa, a szczególnie Niemcy, cierpią na wielki moralny rozkład. Podobnie jak sztuki tajemne, takie jak astrologia (w którą Spence głęboko wierzy), zostały doprowadzone do upadku przez starożytnych Atlantów – tak obecnie naziści przekształcili sztukę tajemną w sataniczną formę „czarnej magii”. Spence’a specjalnie irytuje pogląd Rosenberga i innych niemieckich autorów, że rasa nordycka bierze swój początek z Atlantydy, podczas gdy świadectwa wykazują jasno, że właśnie Anglosasi są prawdziwymi spadkobiercami ludu zatopionego kontynentu. Tak jak Atlantydę spotkał gniew boży, tak i Niemcy, a wraz z nimi cała Europa, ulegną wielkiemu kataklizmowi, chyba że wykażą skruchę i powrócą do prawdziwego chrześcijaństwa. „Czy ta kara będzie taka sama, jak straszny los ludu Atlantydy? – pyta. – Nie zdoła odpowiedzieć na to śmiertelnik zrodzony z kobiety”. Wcześniejsze książki Spence’a miały duży wpływ na niemieckie spekulacje na temat Atlantydy, nic jednak nie wskazuje na to, by naziści przejęli się myślą, że Niemcy mogą podzielić losy Atlantydy i przegrać wojnę przez nagłe zatopienie. W roku 1944 Spence w książce The Occult Causes of the Present War (Tajemne przyczyny obecnej wojny) zapuścił się w jeszcze większe szczegóły dotyczące satanicznych początków niemieckiego okultyzmu i wiszącej nad Germanią zagłady.
Teozofowie zawsze brali Atlantydę bardzo na serio i do tej legendy dodali jeszcze inną – o Lemurii. Ta nazwa początkowo była przewidziana przez pewnego zoologa w XIX wieku dla dużego masywu lądowego, który, według niego, musiał istnieć na Oceanie Indyjskim, a który wyjaśniałby problem geograficznego rozmieszczenia lemurów. Madame Blavatska, wysoka kapłanka teozofii, przyjęła tę nazwę i pisała szczegółowo o „trzeciej głównej rasie”, która, jak wierzyła, rozkwitła właśnie na tej wyspie.
W myśl poglądów Blavatskiej, na naszej planecie pojawiło się dotychczas pięć głównych ras, a utworzenie się dwóch dalszych jest sprawą przyszłości. Każda główna rasa ma siedem podras, a każda pod rasa – siedem „gałęzi rasowych” (siódemka jest u teozofów liczbą mistyczną). Pierwsza główna rasa żyjąca gdzieś koło Bieguna Północnego była rasą ludzi „ognia i mgły”, ludzi eterycznych i niewidzialnych. Druga główna rasa zamieszkiwała północną Azję. Ludzie ci mieli ledwie widoczne ciała astralne. Początkowo rozmnażali się przez podział, lecz potem po przejściu przez stadium, w którym obie płcie były połączone w jednym osobniku, ten sposób rozwinął się w rozród płciowy. Trzecia rasa żyła na Lemurii. Były to małpokształtne olbrzymy, o ciałach materialnych, które zwolna przekształcały się w formy bardziej zbliżone do współczesnego człowieka. Lemuria została zatopiona podczas wielkiego wstrząsu. Zanim to się stało, jedna z podras przeniosła się do Atlantydy, by tam dać początek czwartej głównej rasie.
Piąta główna rasa – aryjska – powstała z piątej podrasy Atlantów. Obecnie – jak twierdzą teozofowie – szósta główna rasa rozwija się powoli z szóstej podrasy aryjskiej. Dzieje się to w południowej Kalifornii, gdzie, według słów Annie Besant „klimat jest najbardziej podobny do naszych wyobrażeń o raju”. W końcu Ameryka zatonie, a Lemuria wynurzy się z Oceanu Spokojnego, by stać się siedliskiem szóstej głównej rasy. Potem, gdy siódma główna rasa (która powstanie z siódmej podrasy szóstej głównej rasy) rozwinie się, a potem upadnie – cykl ziemski zostanie zakończony, a nowy rozpocznie się na Merkurym.
Późniejsi okultyści podjęli wątek myśli Blavatskiej, Besant i innych współczesnych przywódców teozofii i uzupełnili ich dzieło fascynującymi szczegółami. Teozoficzna praca W. Scott-Elliotta The story of Atlantis (Legenda Atlantydy) z roku 1914, jest najbogatszym źródłem informacji o siedmiu podrasach, które występowały kolejno po sobie na tym kontynencie. Pierwsza z nich, pochodząca z Lemurii, zwała się Rmoahal. Przedstawiciele jej mieli wzrost 10 do 12 stóp i odznaczali się mahoniowoczarną skórą. Druga podrasa, Tlavatli, miała barwę miedzi i oddawała cześć przodkom. Po niej przyszła Toltec, która stworzyła najwyższą kulturę Atlantydy, trwającą około 10 000 lat. Ci byli jeszcze bardziej miedzianoskórzy, wysocy, o greckich rysach. Ich poziom wiedzy był bardzo wysoki. Toltekowie mieli statki powietrzne, napędzane siłą kosmiczną, dzisiaj nieznaną. Niekiedy Toltekowie pili gorącą krew zwierząt. (Annie Besant napisała poprzednio, że Toltekowie mieli po 27 stóp wzrostu, a ciało ich było tak twarde, że „naszym nożem można by było krajać ich ciało z równym skutkiem, jak dzisiejszą skałę”).
Miejsce Tolteków zajęli Turańczycy – nieodpowiedzialni indywidualiści, lecz wybitni kolonizatorzy. Potem pojawili się Semici, z ich wysoko rozwiniętymi zdolnościami spekulatywnymi i wewnętrznym poczuciem sprawiedliwości. Stanowili oni burzliwą rasę malkontentów, wciąż w zwadach ze swymi sąsiadami. Szósta podrasa – Akkadyjczycy, byli pierwszymi prawodawcami. Wreszcie Mongołowie. Ci wyruszyli do Azji i byli pierwszymi Atlantami, którzy rozwinęli swoją kulturę poza rodzinną wyspą.
Nieżyjący już dziś Steiner, założyciel Towarzystwa Antropozoficznego (kult ten rozwija gwałtownie się w powojennych Niemczech Zachodnich), przyjął wszystko, co podaje Scott-Elliott, po czym dodał od siebie pewne szczegóły, których pochodzenia, jak twierdził, nie wolno mu było ujawniać. W swojej książce Atlantis und Lemuria (Atlantyda i Lemuria) z roku 1913 podaje, że Lemurowie nie potrafili ani rozumować, ani liczyć, a żyli kierując się instynktem. Nie mieli mowy, lecz porozumiewali się ze sobą drogą telepatii. Mieszkali w jaskiniach i mieli wysoce rozwiniętą siłę woli, co pozwalało im podnosić ogromne ciężary. Powietrze było wówczas gęstsze, niż obecnie, woda bardziej płynna, a ziemia miała plastyczną, niezespoloną konsystencję.
Najbardziej niestrudzonym propagatorem Lemurii lub Mu (jak ją nazywał) był pułkownik James Churchward, Brytyjczyk, który służył w Indiach, w lansjerach bengalskich. Jako młody oficer odkomenderowany do służby pomocniczej podczas klęski głodowej, zaprzyjaźnił się z pewnym wysokim kapłanem ze szkoły klasztornej w Indiach. Pułkownik twierdził, że kapłan pozwolił mu zapoznać się z kolekcją tabliczek z napisami w starodawnym języku Mu, które, dzięki pomocy tegoż kapłana, udało się w końcu odcyfrować. W wieku lat 70, mieszkając jako oficer emerytowany w Mount Vernon, w stanie Nowy Jork, Churchward rozpoczął publikować swoją serię książek o Mu, opartych na tabliczkach z klasztoru: The Lost Continent of Mu (Zaginiony kontynent Mu) w roku 1926, a następnie The Children of Mu (Dzieci Mu) w roku 1931; The Sacred Symbols of Mu (Święte symbole Mu) w roku 1933 i Cosmic Forces as They Were Taught in Mu (Siły kosmiczne według nauki w Mu) w roku 1934. Pułkownik zmarł w roku 1936 w wieku 86 lat.
Mu było, jak twierdził Churchward, właściwym rajem, gdzie człowiek został stworzony 200 milionów lat temu. Był to specjalny akt stworzenia, a nie wynik ewolucji. Lemurowie osiągnęli wysoką cywilizację, z nauką daleko przewyższającą naszą naukę. Między innymi opanowali oni „siłę kosmiczną”, która pozwalała im pokonać siłę grawitacji. Była to ta sama siła, której użył Jezus, gdy chodził po wodzie. Faktycznie Jezus studiował świętą religię Mu u mędrców z Indii i Tybetu, a więc nauka jego jest pochodną kultu Mu. Około 12 000 lat temu wybuchł podziemny pas gazowy, rozciągający się w pobliżu równika. W kataklizmie, który nastąpił, cały kontynent Mu zatonął i jego 64 miliony mieszkańców zginęło. Wyspy Oceanu Indyjskiego są „żałosnymi kikutami wielkiego lądu”. To samo wodne fatum stało się udziałem kontynentu Atlantydy.
Pułkownik przyjmuje cały aparat okultyzmu: reinkarnację, telepatię, fotografie duchów, ciała astralne itp. Jedna z jego książek o Mu kończy się opowiadaniem, jak Rishi – ten sam wysoki kapłan w Indiach, który pokazał mu tabliczki Mu – wprowadził go w trans i razem z nim odwiedzili miejsce swoich poprzednich wcieleń. Rishi stale nazywał Churchwarda: „mój syn”. W tej „przeszłościowej” wizycie widział siebie samego, jako zabitego żołnierza, a obok płaczącego Rishi, który wołał: „Mój jedyny syn poległ w bitwie!”
Pokrzepiająco nowy punkt widzenia na zatonięcie Atlantydy ma Hans S. Bellamy, którego przedstawiliśmy w jednym z początkowych rozdziałów, jako głównego w Anglii szermierza teorii lodu kosmicznego Hörbingera. W swojej książce The Atlantis Myth (Mit Atlantydy), wydanej w roku 1948, Bellamy dowodzi, że pogrążenie się Atlantydy zostało spowodowane wstrząsami, które towarzyszyły schwytaniu przez Ziemię jej obecnego Księżyca. Amerykański rywal Bellamy’ego, dr Immanuel Velikovsky ma tu inne zdanie. W Worlds in Collision (Światy w zderzeniu) pan doktor informuje nas, że Platon omylił się nieco, ustalając czas pogrążenia się wyspy na 9000 lat przed Solonem. „To jest o jedno zero za dużo” – pisze Velikovsky i dodaje uspokajająco: „Najbardziej prawdopodobnym okresem zatonięcia Atlantydy jest… 900 lat przed Solonem”. To oczywiście zbiega się z pierwszym pojawieniem się błądzącej komety Velikovsky’ego.
Jak można wytłumaczyć ten zachwyt, jaki mit zatopionych kontynentów wzbudzał w umysłach tak wielu wykształconych ludzi? Geologowie zgadzają się, że w odległych epokach układ lądów i mórz był zupełnie inny, niż obecnie. Ale również jednomyślnie uznają, że w tym stosunkowo krótkim czasie, od kiedy człowiek istnieje, nie zatonął żaden większy kontynent. Nie ma oczywiście ani strzępka rzetelnego dowodu geologicznego lub archeologicznego na podtrzymanie bliźniaczego mitu o Atlantydzie i Lemurii. Jednak literatura ta w dalszym ciągu się mnoży. Od roku 1900 dziesiątki pisemek swe łamy w różnych krajach poświęcają sprawie Atlantydy. Przez pewien czas Spence wydawał takie czasopismo w Anglii, obecnie na czele podobnego wydawnictwa stoi Bellamy. Założono mnóstwo towarzystw związanych z Atlantydą. Przed z górą dwudziestu laty grupa Duńczyków wypuściła atlantydzkie znaczki pocztowe i banknoty oraz ustaliła atlantydzką flagę. W roku 1936 w Chicago założono „Bractwo Lemuryjskie”, którego celem było propagowanie starożytnej mądrości macierzystej ziemi oraz zaprowadzenie nowego, lemurskiego porządku. Literatura Bractwa została napisana przez pewnego reinkarnowanego Lemuryjczyka, i opublikowana przez firmę „Lemurian Book Industries” w Milwaukee. Bractwo planowało zbudowanie gdzieś w południowej Kalifornii „supermiast”, lecz widocznie ich lemuryjska mądrość nie zdołała zaopatrzyć ich członków w dostateczne fundusze na ten cel.
Nietrudno zrozumieć, jakie jest podłoże psychologiczne tego zjawiska. Wchodzi tu w grę, oczywiście, element ucieczki w marzenie o wielkiej, mitycznej ziemi cudów. Lecz to nie wszystko. Działa tu inny, silny czynnik: stajemy się jednym z wybranych, czujemy w sobie krew Atlantów, lub wierzymy, że jesteśmy reinkarnacją jednego z nich, albo przynajmniej osobą wprowadzoną w wielkie misterium, ukryte przed okiem zwykłego pospólstwa. H. G. Wells w swojej powieści Ojciec Krystyny Alberty naszkicował trafny obraz niejakiego Mr. Preemby, człowieka samotnego, skłonnego do urojeń, neurotyka, którego mit Atlantydy tak bardzo pociągnął. To głos pana Preemby można usłyszeć w słowach Bellamy’ego:
„Istnieje magia nazw… a najpotężniejszym spośród tych magicznych słów jest Atlantyda. Kiedy je wymawiamy, nic nam ono nie mówi, lecz nagle, jak gdyby promień słońca przebił ciemność przeszłości i pozwolił nam ujrzeć spowite w chmury wierzchołki wież, wspaniałe pałace i uroczyste świątynie; wizja zaginionej kultury dotyka najtajniejszych zakątków naszej duszy”.
Powieści fantastyczne i „science fiction” również nie pozostały głuche na zew magii. W Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi J. Verne’a, łódź podwodna kapitana Nemo odwiedza zrujnowane wieże Atlantydy. W innej powieści o tematyce „science fiction” Głębina Marakotu Conan Doyle’a, grupa uczonych opuszcza się do Atlantydy w stalowej kuli i znajduje tam kwitnące miasto okryte wodoszczelnym dachem, wytwarzające swoje własne powietrze, oświetlone lampami fluorescencyjnymi i zamieszkałe przez ludzi szczęśliwych. Pewnemu atlantydzkiemu uczonemu, który przewidział nadchodzącą zagładę, w ten sposób udało się ocalić część miasta. Mieszkańcy opanowali energię jądrową i mogą przekazywać swoje myśli na ekran. W rozdziale o latających spodkach wspominaliśmy o Wielkiej tajemnicy Shavera, drukowanej w „Amazing Stories”. Zły deros, który występuje w opowieściach Shavera, pochodził właśnie z zaginionej Lemurii.
Można przewidywać z pewnością, że rozważania o Atlantydzie i o starej ojczyźnie Mu będą zajmowały uczonych przez następne dziesięciolecia. Dopóki ostatni skrawek dna morskiego nie zostanie do końca zbadany a do tego jeszcze długa droga.