TAJEMNICZE WIZYTY CZŁONKÓW ELIT NA ANTARKTYDZIE.

Dziwne wieści z Antarktydy pojawiają się z równie zadziwiająca regularnością i to od czasu kiedy Niemcy założyli tu niesławny Neue Schwabenland (dzisiejsza Ziemia Królowej Maud), który osobiście wizytował Rudolf Hess i Herman Goering. Zaraz po wojnie wody Antarktydy stały się niemym świadkiem tajemniczej wyprawy amerykańskiego admirała Byrda.

Byrd wraz z całą flotyllą okrętów wojennych, wliczając w to pomocniczy lotniskowiec, wyruszył w 1947 r. w ośmiomięsięczny rej do Antarktyki i zakończył go nagle już po ośmiu tygodniach!

Do dziś przyczyny nie są jasne. W trakcie wyprawy doszło do walk w których zatonął amerykański okręt a kilka innych zostało uszkodzonych. Amerykańska ekspedycja poniosła także ofiary w ludziach. Problem w tym, że nigdy nie wyjawiono z kim walczyła flotylla Byrda, bo po powrocie wszystko co było związane z wyprawą – utajniono.

Wracając do USA admirał Byrd zawinął do Santiago w Chile, gdzie dał enigmatyczny wywiad do miejscowego “El Mercurio”, w którym powiedział, że Stany Zjednoczone muszą przygotować się do walki z przeciwnikiem (znów nie wiadomo jakim), posiadającym maszyny pozwalające przemieszczać się z ogromną prędkością od bieguna do bieguna. Od tego momentu admirał Byrd zamilkł na zawsze. Po powrocie przeszedł w stan spoczynku i objęto go ścisłą opieką” psychologiczną”. Richard Byrd był doświadczonym polarnikiem, ekspertem w kwestii Antarktydy, nad której biegunem południowym osobiście przeleciał samolotem. Tuż przed II WŚ Niemcy proponowali mu udział w swojej ekspedycji, ale admirał odmówił.

Za czasów prezydenta Clintona na Antarktydzie znaleziono meteoryt, który pochodził z Marsa. Po dokładnym zbadaniu stwierdzono, że w jego wnętrzu znajdują się skamieliny biologicznego życia! Informacje tą potwierdził sam prezydent i było to wydarzenie bez precedensu, bo łamało monopol Ziemi na życie we wszechświecie. Nie dziwi więc, że sprawie szybko urwano głowę, a naukowców, którzy badali meteoryt po prostu zwolniono z NASA. Sam Clinton osobiście wybrał się do Nowej Zelandii, do miejscowości Christ Church, gdzie zapoznał się z efektami operacji Deep Freeze – również w większości tajnej.

Koniec 2016 r. zaznaczył się m. in. całą serią zagadkowych wydarzeń do jakich doszło na Antarktydzie. Patriarcha Moskwy – Kirył – pofatygował się aby polecieć na Antarktydę tylko po to, aby poświęcić tam prawosławną kaplicę. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja. Była to jednak wizyta dziwna, bo na bardzo wysokim poziomie hierarchii prawosławnej, zwłaszcza, że do poświęcenia takiej kaplicy wystarczył pierwszy z brzegu biskup.

Wizytę tę łączy się z interesującym znaleziskiem na jakie miano natrafić w…Mekkce. Plotka głosi (wciąż mam kłopoty aby ją zaakceptować), że podczas remontu Wielkiego Meczetu w świętym mieście muzułmanów natrafiono na coś z bardzo odległej przeszłości. Miała to być Arka Gabriela – być może w jakiś sposób podobna do Arki Przymierza. Rzekomo znaleziony artefakt miał okazać się bardzo niebezpieczny i Arabowie zwrócili się do Rosjan o pomoc i przekazali im znalezisko. Podobno Arka miała zostać przewieziona na Antarktydę, bo w każdym innym miejscy była zbyt niebezpieczna dla ludzi a nawet ludzkości (!) i patriarcha Kirył miał przeprowadzić szereg starożytnych rytuałów, aby zabezpieczyć artefakt.

Trudno jednak sobie wyobrazić aby fanatyczni Saudowie zdecydowaliby się oddać cokolwiek w ręce chrześcijan – dlatego historia ta ma zbyt wiele dziur aby traktować ją poważnie. Z drugiej jednak strony potwierdzono fakt, że coś stało się w rosyjskiej stacji polarnej u brzegów zamarzniętego jeziora Vostok. Rosyjscy polarnicy zapadli nagle na tajemniczą chorobę i zostali w trybie natychmiastowym ewakuowani z Antarktydy. Czy mogło mieć to związek z Arką Gabriela? Dodatkowo Rosjanie wysłali w kierunku Antarktydy część swojej bałtyckiej floty…

Jakby tego było mało, 89-letni Buzz Aldrin, drugi człowiek, który postawił stopę na Księżycu ogłosił na swoim Twitterze, że udaje się właśnie na Antarktydę i jedzie na “wyrzutnię”.

Nie wiadomo co miał na myśli. Czy owa “wyrzutnia” to tylko żargon astronautów oznaczający lotnisko? Czy też może miał na myśli jakąś inną “wyrzutnię” na Antarktydzie? Aldrin dotarł na Antarktydę, lecz nie zabawił tam długo i ze względu na stan zdrowia musiał być natychmiast ewakuowany.

Raptowne pogorszenie się stanu jego zdrowia nastąpiło na Biegunie Południowym, skąd samolot zabrał go do amerykańskiej bazy antarktycznej McMurdo, gdzie udzielono mu pierwszej pomocy i odesłano do Nowej Zelandii. Trzeba tu dodać, że Aldrin podróżował po Antarktydzie prywatnie. Jego wpisy na Twitterze także szybko zniknęły. Podobno w jednym z nich Aldrin miał napisać, że to, co zobaczył jest “czystym złem” (!). Wśród ważnych osobistości odwiedzających Antarktydę był także brytyjski książę Harry (w 2013 r.) a także król Hiszpanii Juan Carlos.

Te nieoczekiwane i nietypowe pod każdym względem wizytacje siódmego kontynentu sugerują, że musi być tam coś niezwykłego, że wzbudza aż takie zainteresowanie możnych tego świata. Czyżby znaleziono tam coś, co ma siłę poważnie zamieszać w naszej historii i przedstawić ją z zupełnie innej perspektywy? Jakiś czas temu rozważano możliwość istnienia na Antarktydzie struktur przypominających piramidy. Nie można wykluczyć, że tak właśnie jest, ale znów: dowody na ich istnienie są zbyt cienkie aby móc choćby spróbować założyć, że istnieją one na Antarktydzie naprawdę. Ewidencję na ten temat rozważałem na NA w artykule: “Piramidy na Antarktydzie”.

Ale na tym nie koniec. Jedna z ostatnich rewelacji z Antarktydy to – znów – rzekome odkrycie struktury, którą w j. angielskim nazywa się “motte & bailey” i oznacza to zameczek z niewielkim podgrodziem. W tym przypadku już w ogóle nie wiadomo co o tym myśleć. Spreparowanie takiego zdjęcia na photoshopie jest dziecinnie łatwe nawet dla mnie. Z drugiej strony może to być autentyczna struktura, tyle że niekoniecznie z zamierzchłych czasów. Na Antarktydzie pracuje się nad wieloma tajnymi projektami i być może to, co wystaje z lodu jest jednym z nich. Struktura ma ok. 120-130 m średnicy i wszystko wskazuje, że została ona stworzona przez człowieka. Naukowcy jak zwykle znaleźli wytłumaczenie, mówiąc, że jest to tzw. sastrugi, efekt lat działania silnych wiatrów i padającego śniegu.

Krótko po tym pojawiło się kolejne zdjęcie z Google Earth przedstawiające tajemnicze schody i z braku jakiejkolwiek innej ewidencji można na ten temat tylko spekulować.

Może to być dosłownie wszystko: od legendarnej antarktycznej bazy nazistów po cyfrowy śmieć, który powstał przy nakładaniu na siebie zdjęć satelitarnych, kiedy tworzono tą mapę. Kilka lat temu na Google Mars znaleziono coś podobnego i okazało się to być takim właśnie cyfrowym zanieczyszczeniem.

Antarktyda wciąż kryje w sobie wiele tajemnic i to pobudza wyobraźnię tak samo jak złote miasta ukryte w amazońskiej dżungli. Nawet chłód tego kontynentu nie jest w stanie uspokoić domysłów i teorii jakie towarzyszą wszelkim anomaliom jakie znajdowane są na siódmym kontynencie. Kilka lat temu na Ziemi Wilkesa odkryto emisję pola elektromagnetycznego, które radykalnie różni się od otoczenia. Po zbadaniu tego miejsca za pomocą satelity okazało się, że obejmuje ono teren o średnicy ok. 250 km (!) i osiąga głębokość 848 m.

Dało to początek teoriom o bazach UFO ukrytych pod lodem, gdy tymczasem okazuje się, że jest to ogromny krater, który został wyżłobiony przez meteoryt dwa razy większy od Chicxulub, który skończył na ziemi panowanie dinozaurów. Nie oznacza to jednak wcale, że skoro jest to naturalny krater to nie może on mieścić w sobie jakiejś bazy. Spekulacjom jak zawsze w takiej sytuacji nie ma końca.

Ostatnia informacja z Antarktydy – jak się można spodziewać – znów wprawia w zdumienie. Podczas tworzenia mapy (za pomocą echosondy) dna morskiego u wybrzeży kontynentu zauważono dziwaczne ślady i znaki, których pochodzenia nikt nie jest w stanie w 100% wyjaśnić. Mapę dna morskiego zaprezentowano podczas spotkania europejskich geo-naukowców w Wiedniu i pokazuje ona obszar większy niż Wielka Brytania.

W prasie pokazano jednak tylko zdjęcia dna morskiego z… Morza Barentsa, które jest w Arktyce, pisząc, że podobne znaleziono w Antarktyce. Szramy w dnie morskim są bardzo głębokie i sięgają 10 m. Tłumaczy się je działalnością lodowca, który dryfował żłobiąc ślady w dnie morskim. Niektóre z nich przypominają regularne figury geometryczne co zawsze wzbudza spekulacje. Szczególnie jeden z nich, które przypomina regularne ogniwo, podobne do tych jakie można znaleźć w Południowej Afryce na lądzie i które skonstruowane są z kamienia.

Dziwne rzeczy dzieją się w Antarktyce. Od kiedy Rosjanie przewiercili wielokilometrową warstwę lodu w Jeziorze Wostok krąży plotka, że znaleźli w nim coś pokaźnych rozmiarów. Rosjanie w razie czego siedzą cicho tylko ich samoloty kursują regularnie do jeziora i z powrotem.

Inna antarktyczna plotka mówi o jakiejś tajemniczej chorobie atakującej pracujących tam ludzi, którzy wywożeni są z lodowego kontynentu dyskretnie i bez rozgłosu i natychmiast zastępowani nowymi. Czyżby wydobyto z lodów jakiegoś wirusa, który w uśpieniu czekał miliony lat na swoją szansę?

Tuż przed II WŚ Antarktydą zainteresowali się Niemcy, którzy wysłali tam sporych rozmiarów ekspedycję przyłączając do III Rzeszy solidny kawałek Ziemi Królowej Maud, który nazwali Neuschwabenlandem. Nie wiadomo czego szukali tam naziści, ale gdy wracali z wyprawy ich trasa przebiegała podejrzanym zygzakiem. Chcieli zgubić swój trop?

Tuż po wojnie dotarła do Antarktydy imponująca eskadra admirała Byrda, która miała w planach zostać tam przez wiele miesięcy. W wyprawie wzięli udział specjalnie szkoleni do warunków polarnych marines w towarzystwie niszczycieli i lekkiego lotniskowca. Znów nie znamy powodu tej zdumiewającej – choćby ze względu na rozmiary – wyprawy. Zamiast jednak miesięcy – trwała kilka tygodni, gdy admirał Byrd zarządził odwrót. Amerykańskie okręty stoczyły tam tajemniczą bitwę, w której niektóre z nich zatonęły a inne powróciły mocno sfatygowane walką…. Z kim????

Byrd w wywiadzie dla chilijskiego “El Mercurio” ostrzegał przed wrogimi pojazdami powietrznymi, które wylatują z rejonu bieguna południowego i poruszają się z ogromną prędkością… Później na Antarktydę miały przybyć brytyjskie i amerykańskie siły specjalne, które rozprawiły się (podobno!!!) z antarktycznym oddzialem SS. Co jakiś czas pojawiają się nowe strzępki informacji w tej sprawie.

Dziś Antarktyda wciąż dobrze kryje swoje tajemnice a także tajemnice tych, którzy realizują tam projekty o których świat nie ma pojęcia. Kilka miesięcy temu na ten kontynent przybył patriarcha Moskwy Kirył III. Wracał do Rosji dość okrężną drogą z Hawany, gdzie spotkał się z papieżem Franciszkiem. Czyżby przyjechał tylko po to, żeby sobie zrobić zdjęcia z pingwinami?

Dwa tygodnie temu na Antarktydzie wylądował ogromny C-17 Globemaster (nomen omen) z amerykańskim sekretarzem stanu, Johnem Kerry na pokładzie. Jest to najwyższy dostojnik państwowy USA jaki kiedykolwiek odwiedził to miejsce. I znów ciśnie się na usta wiele pytań. Dlaczego? i w ogóle: Dlaczego właśnie teraz? Oficjalnie wizyta związana jest ze zmianami klimatycznymi na Ziemi, w co można uwierzyć tak samo jak w to, że admirał Byrd był wojownikiem Greenpeace. Kerry jest głównym amerykańskim dyplomatą i jeśli pojechał na Antarktydę to z pewnością nie zajmował się negocjacjami z pingwinami… No tak… Skoro nie z pingwinami to z kim???

Znów – jest to dziwne. Człowiek z jego pozycją i władzą jest w stanie w kilka minut dostać na biurko najnowsze dane na temat tego co się dzieje z ziemskim klimatem. Chyba że… szef amerykańskiej dyplomacji pojechał tam w celach ściśle związanych z charakterem jego obowiązków służbowych, czyli dyplomatycznych. Tyle, że nie bardzo wiadomo z kim miałby tam prowadzić takie rozmowy – co budzi kontrowersyjne spekulacje.

Exit mobile version