”ROTSZYLDOWIE NOWEGO ŚWIATA” – PEDOFILSKI KULT ”NXIVM” OTWIERAJĄCY DROGĘ DO HOLLYWOOD.
5 lutego 2021”NEOM” – POWSTAJE FUTURYSTYCZNE PODZIEMNE MIASTO, KTÓRE BĘDZIE RAJEM NA ZIEMI DLA ELIT.
6 lutego 2021Jak czasowo wypadają wizyty UFO w poszczególnych krajach Europy? Polska znalazła się na 7. miejscu najnowszego zestawiania portalu PsychicWorld.com. Na 48 krajów opisanych w tym rankingu nasz kraj pod względem liczby wizyt zajmuje 15 miejsce.
Zjawiska paranormalne stale wzbudzają ogromne zainteresowanie, a przypadki pojawiania się UFO są badane i szeroko dyskutowane. Okazuje się bowiem, że według różnych źródeł nawet 5 procent obserwacji UFO nie da się wyjaśnić w racjonalny sposób.
UFO NAD POLSKĄ.
Opowieści o spotkaniach z obcymi, najczęściej pochodzą z Ameryki. Tam też odnotowuje się najwięcej przypadków pozostawiania przez kosmitów domniemanych śladów: znaków, latających spodków czy „ciał” nie pochodzących z naszej planety. Jednak Polacy nie gęsi i swoje obserwacje UFO również mają. W naszym kraju również zaobserwowano zjawiska, które kojarzone są z tym fenomenem.
Do najsłynniejszych należało spotkanie, które miało miejsce w 1978 roku w Emilcinie. Na pamiątkę tego zdarzenia, z inicjatywy członków Fundacji Nautilus, postawiono tam pomnik informujący o wylądowaniu UFO.
Do niecodziennego spotkania mieszkańca małej lubelskiej wioski i przedstawicieli obcej cywilizacji miało dość 10 maja 1978 r.
Urodzony w 1907 r. Jan Wolski był prostym rolnikiem ze wsi Emilcin. Tego dnia wracał wozem przez las do gospodarstwa. Jak później zeznał, nagle na drodze pojawiły się dwie dziwaczne postacie ubrane w czarne kombinezony.
Były niewysokie, zielonkawe, miały skośne oczy i wystające kości policzkowe. Wolski dostrzegł między ich palcami błonę pławną, a na plecach dziwaczne wybrzuszenia. Uwagę rolnika wzbudził też niecodzienny język, jakim posługiwały się postacie. Jak mówił, ich słowa padały „drobniutko a gęsto”.
Nieznajomi wskoczyli na wóz i cała trójka pojechała na polanę. Tam znajdował się pojazd wielkości „połowy autobusu”, który unosił się kilka metrów nad ziemią.
Windą trójka dostała się do środka. Na podłodze Wolski dostrzegł martwe ptaki. Istoty kazały mu się rozebrać i przebadały go urządzeniem, które wyglądało jak „złączone talerzyki”.
Wolski zeznał, że po badaniu istoty chciały poczęstować go tajemniczym „soplem”, ale grzecznie odmówił. Wychodząc ze statyku mężczyzna powiedział „Do widzenia”, a kosmici odpowiedzieli ukłonem. Po powrocie do domu Wolski opowiedział o wszystkim rodzinie. Kiedy wrócił na polanę z synami i sąsiadami, obiektu już nie było.
UFO Z MAZUR.
W 2000 roku w mazurskich lasach miało dojść do kolejnej „kraksy” niezidentyfikowanej maszyny. Tak twierdził anonimowy żołnierz, który przekazał informacje na ten temat jednemu z polskich ufologów, dodając, że podczas próby przejęcia obiektu doszło do bardzo niebezpiecznego zdarzenia.
„Dwa plutony Pułku Specjalnego z Warszawy jadą na poligon w Orzyszu. 14 marca śmigłowiec wysadza je w lesie, 18 km na północny zachód od Węgorzewa. Następnego dnia po południu, ok. 17.30, 22 żołnierzy widzi dużą smugę jasnego ognia przemieszczającą się z południa na północ (…), z nieba do ziemi. Zjawisko trwa zaledwie minutę”
– pisała o początku tej kontrowersyjnej historii „Gazeta Olsztyńska”.
Zaskoczeni żołnierze zaczęli zastanawiać się, czy nie jest to czasem kolejny element ćwiczeń w terenie. Po chwili usłyszeli jednak głuchy odgłos. Myśleli, że to upadek meteorytu, jednak dowódca grupy odebrał przez radio dziwny komunikat:
„Udać się na miejsce. Niczego nie dotykać! Zabezpieczyć miejsce katastrofy wojskowego statku powietrznego”
Wszystko wskazywało na to, że doszło do jakiejś nadzwyczajnej sytuacji. Po ok. 40 minutach marszu przez chaszcze grupa dotarła nad leśne jeziorko, położone niedaleko granicy z obwodem kaliningradzkim. Tam zastali widok rodem z amerykańskiego filmu science-fiction.
„W małym jeziorku o średnicy ok. 20 m stał NOL (niezidentyfikowany obiekt latający – przyp. aut.). Właściwie nie stał, ale był wbity pod kątem 15 stopni w południowy brzeg (…), z lekko pochyloną w kierunku zachodnim lewą burtą. Część obiektu znajdująca się pod wodą emanowała zielonkawożółtą poświatą”
– pisał ufolog Bronisław Rzepecki, z którym skontaktował się anonimowy informator twierdzący, że widział to na własne oczy. Nie był to jednak koniec dziwnych wydarzeń.
Obiekt miał kształt „mocno spłaszczonej kuli” i był w jasnosrebrnym, „rtęciowym” kolorze. Na kadłubie nie było widać nitów, łączeń, spawów ani okien. UFO mierzyło ok. 5 m średnicy i 2 m wysokości. Na rysunku dołączonym do artykułu Rzepeckiego, który opublikowano w nieistniejącym już periodyku „Czas UFO”, maszyna przypomina wielką piłkę do rugby, do połowy zanurzoną w wodzie. Z jej ściany, od strony brzegu, wystawało mechaniczne „ramię” – rodzaj wysięgnika o długości ok. 40 cm zakończonego „jajem”, które według świadka roztaczało „bladą, trupią poświatę”.
Dowódca oddziału otrzymał od zwierzchników rozkaz otoczenia obiektu i trzymania broni w pogotowiu, co było zabawne, gdyż – jak wyjaśniał Rzepecki – żołnierze nie dysponowali ostrą amunicją. Podenerwowani wykonywali zlecone zadanie w oczekiwaniu na przybycie „wsparcia”. Ich niepokój potęgowała jednak dziwna cisza, jaka zaległa w sąsiedztwie jeziorka. Nie było słychać dosłownie nic, nawet szmeru wiatru.
Żołnierze pilnowali UFO przez kilka godzin. Przez ten czas nie wydarzyło się nic ciekawego. Około wpół do pierwszej pojawiły się jednak helikoptery. Jeden z nich zawisł nad jeziorkiem i włączył szperacze. Pozostałe wylądowały na pobliskiej łące.
„Przybyli nimi żołnierze GROM-u oraz ‘wysokiego stopnia oficerowie’. Żołnierzy zabezpieczających dotychczas miejsce załadowano do śmigłowca i wysłano do Orzysza”
Gdy obszar katastrofy zaczęli badać technicy, którzy taszczyli „wielkie teczki”, doszło do bardzo niebezpiecznego incydentu. Jajowata „sonda” na wysięgniku rozbłysła nagle ostrym zimnym światłem. Przypominało to intensywny, błękitnawy flesz. Znajdujący się najbliżej żołnierze mieli odnieść wskutek tego obrażenia, choć nie wiadomo, jak poważne.
Nie wiadomo również, co stało się z niezidentyfikowanym obiektem, w jaki sposób wyciągnięto go z wody i gdzie go przetransportowano. Najprawdopodobniej był on wcześniej śledzony na radarach, a obrona przeciwlotnicza dobrze wiedziała, z czym ma do czynienia – dodawał Rzepecki, który kilka lat po opisaniu incydentu przestał zajmować się ufologią.
– Rzepecki miał jednak wątpliwości co do wiarygodności tego zdarzenia – mówi Arkadiusz Kocik z Warmińsko-Mazurskiej Grupy Ufologicznej (WMGU), która od lat zbiera relacje o NOL z terenów północno-wschodniej Polski. Członkowie grupy nigdy nie otrzymali dodatkowych informacji na temat „mazurskiego Roswell”, mimo że Węgorzewo to ich „teren operacyjny”.
Arek dodaje, że doniesienia od anonimowych informatorów, szczególnie wojskowych, są niezwykle trudne w ocenie, gdyż zazwyczaj nie da się ich zweryfikować.
„Gazeta Olsztyńska” po konsultacji z wojskowymi także uznała zdarzenie z marca 1997 r. za mało prawdopodobne.
Gdyby coś takiego się wydarzyło, to całe miasto huczałoby od plotek i domysłów
Mnożące się wątpliwości oraz brak potwierdzeń sprawiły, że Rzepecki – człowiek o nieposzlakowanej opinii, uważany za legendę w środowisku badaczy UFO, nie kontynuował śledztwa w tej sprawie, a domniemana katastrofa NOL spod Węgorzewa pozostała mało znanym epizodem, w przeciwieństwie do słynnego incydentu z Gdyni.
MORSKIE UFO.
Wczesnym styczniowym rankiem 1959 r., gdy na Bałtyku szalał sztorm, rozgrzany do czerwoności nieduży stożkowaty obiekt runął do basenu portowego. Dźwięki „metalu trącego o metal” zwróciły uwagę pracowników portu, z których kilku obserwowało upadek domniemanego UFO.
Sama katastrofa dziwnego obiektu – jak mówi Arek Kocik – bez wątpienia miała miejsce, ale to, co działo się potem, to już legenda.
– Jak zwykle w tamtych czasach powstały opowieści, że wszystko, co wartościowe musiało zostać wywiezione w głąb ZSRR – dodaje.
W ręce „wielkiego brata” miał więc trafić nie tylko wrak gdyńskiego UFO, ale też ciało jego pilota znalezione na plaży. Humanoid przypominał człowieka, choć miał inną ilość palców (nie sprecyzowano jaką) i odmienną budowę organów wewnętrznych. Świadkowie, którzy obserwowali upadek obiektu w porcie mówili jednak, że był on zbyt mały jak na pojazd załogowy.
Wszystko wskazywało, że opowieść o kosmicie z plaży została dodana do historii „trójmiejskiego Roswell” w późniejszych latach, a incydent z 1959 r. mógł mieć związek z jakimś nieudanym, tajnym wojskowym testem.
Wcześniejsze przypadki miały miejsce w roku w 1947 w Czaplinku i 1959 roku w Gdyni. 21 stycznia 1959 roku, tajemniczy obiekt w kształcie spodka runął wprost do Bałtyku w gdyńskim porcie. Stało się to na oczach wielu świadków, którzy rozpoczęli właśnie pracę na rannej zmianie. Polska słynie również z tajemniczych kręgów z zbożu, które od kilkudziesięciu lat obserwuje się we wsi Wylatowo.
Wieś leżąca w południowo-zachodniej części województwa kujawsko-pomorskiego, nad rynnowym Jeziorem Szydłowskim i niewielką strugą Panną Południową nazywana jest polskim Roswell. A od 2000 roku stało się prawdziwą Mekką dla ludzi zainteresowanych zjawiskami paranormalnymi, ufologów i badaczy zjawisk niewyjaśnionych.
NAJNOWSZE PRZYPADKI
Najnowsze przypadki obserwacji UFO miały miejsce między innymi w Radzionkowie, Władysławowie i Środzie Wielkopolskiej. W Kutnie i Legionowie mieszkańcy twierdzili, że nagrali kosmitów. Niedawno w Oświęcimiu domowy monitoring uchwycił tajemnicze zjawisko, a niezidentyfikowany obiekt widziano i nagrano w województwie śląskim.
POLSKA NA 7. MIEJSCU.
Niedawno agencja CIA opublikowała kilka tysięcy dokumentów dotyczących spotkań z UFO. Wszystkie dane możemy znaleźć w serwisie The Black Vault. Na ich podstawie redakcja „Psychic World” opracowała listę najczęstszych i najdłuższych wizyt UFO w krajach Europy.
Pierwsza 10. prezentuje się w tym przypadku następująco:
- Monako (45 minut)
- Liechtenstein (39 minut)
- Łotwa (24 minuty)
- Ukraina (22 minuty)
- Grecja (21 minut)
- Włochy (21 minut)
- Polska (21 minut)
- Bułgaria (21 minut)
- Kazachstan (20 minut)
- Norwegia (20 minut)
UFO najczęściej w Europie było widziane w Irlandii (105 przypadków), Francji (71 przypadków) oraz Hiszpanii (70 przypadków). W Polsce widziano je tylko 26 razy.
Jeśli chodzi o średnią długość trwania wizyt UFO, Polska zajmuje 7 miejsce na 48 krajów ujętych w zestawianiu.