Założona z inicjatywy Heinricha Himmlera w 1935 roku oraz wchodząca w skład administracji SS organizacja ”Lebensborn” jest tematem bardzo często pomijanym przez badaczy tajemnic okresu II wojny światowej. Jej nazwę można przetłumaczyć jako „Źródło Życia”, brzmi to dość pretensjonalnie jednak w całości oddaje cele jakie miały być przez nią realizowane, a w szczególności ten jeden najważniejszy jakim było określone w jej statucie odnowienie niemieckiej krwi.
Ich osiągnięcie miało odbywać się m.in. za pomocą wspierania wartościowych pod kątem rasowym jak i biologicznym rodzin wielodzietnych, opieką nad samotnymi matkami wychowującymi dzieci (oczywiście aby do tego doszło należało najpierw dokładnie zbadać samą matkę, dziecko, a także ojca pod kątem ich przydatności rasowej), udzielaniu pomocy brzemiennym kobietą na terenach okupowanych, które miały wydać nieślubne dziecko – jeśli spełniały one wymogi czystości rasowej udzielano jej pomocy, a także pozwalano na oddanie dziecka do adopcji.
Smoszew – zaginiony ośrodek Lebensbornu
Realizacja celów miała się również odbywać za pomocą budowy specjalnych ośrodków Lebensbornu o różnorakim przeznaczeniu. Według oficjalnego przekazu organizacja ta pozostająca pod kierownictwem Maxa Sollmanna miała mieć charakter społeczno-dobroczynny jednak pod pozorem chęci niesienia opieki kryło się drugie, bardziej mroczne dno.
Pomimo tego, że rzeczywiście działalność organizacji z niemieckiej perspektywy mogła się w ówczesnym okresie wydawać jako dobroczynna to w rzeczywistości działania podejmowane przez nią szokują do dzisiejszego dna – głównie dlatego, że związane one były z dziećmi. Budowa obozów przesiedleńczych dla dzieci była normą na terenach okupowanych, należy jednak pamiętać, że nie były to zwykłe obozy, a miejsca selekcji. To właśnie w nich gromadzono dzieci spełniające normy pozwalające na uznanie ich za Aryjczyków po czym już na tym etapie rozpoczynano prace nad ich zniemczaniem, a następnie odsyłano je do Rzeszy gdzie trwała dalsza germanizacja.
Tak „zaprogramowane” dzieci zostawały adoptowane przez nie mogące mieć potomstwa niemieckie rodziny. Znane mi ośrodki tego typu znajdowały się m.in. w Bydgoszczy, Kaliszu czy też Łodzi jak i w Poznaniu jednak skąd pozyskiwano do nich te wszystkie dzieci? Jednym ze sposobów było rzeczywiście przekazywanie ich przez matki, które z własnej lub przymuszonej woli zaszły w ciąże z żołnierzem Wermachtu czy też SS – dotyczyło to jednak tych najmłodszych. Starsze dzieci natomiast to już znacznie bardziej poważna sprawa, były one najzwyczajniej zabierane matkom… sam jestem ojcem i nie jestem w stanie sobie wyobrazić jakie cierpienie przeżywały zarówno dzieci jak i ich rodzice.
W tym momencie należy wspomnieć o działalności nieżyjącego już prawnika Romana Hrabara, który w powojennym polskim rządzie objął stanowisko pełnomocnika ds. rewindykacji dzieci polskich wykradzionych przez Lebensborn podczas II Wojny Światowej, był również członkiem Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu (organizacji znanej ze swojej działalności m.in. na terenie Riese). Jego prace na tym stanowisku trwały od 1947 do 1950 roku choć ze sprawą grabieży polskich dzieci zetknął się w 1945 tuż po zakończeniu wojny kiedy przyjechał na Śląsk w celu organizowania opieki społecznej dla mieszkających tam Polaków.
Na żywo zainteresował się działalnością organizacji Lebensborn gdy zaczęły wychodzić na światło dzienne dokumenty dotyczące nie tylko grabieży dzieci ze Śląska ale również z innych części Polski, dzięki jego zaangażowaniu otrzymał wyżej wymienione stanowisko. Współpracował między innymi z założoną w Waszyngotnie organizacją UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration – Administracja Narodów Zjednoczonych do Spraw Pomocy i Odbudowy), do której siedziby znajdującej się w bawarskim Heidelbergu udał się tuż po objęciu stanowiska w Polskim rządzie.
Jego obecność w tym miejscu nie była przypadkowa gdyż uzyskał tam akredytację jako Senior Child Research Officers (Starszy Specjalista ds. Poszukiwań Dzieci) z ramienia Polskiego Czerwonego Krzyża. Jego szerokie kontakty (m.in. z przyjaciółką żony ówczesnego prezydenta USA Eleonor Roosevelt) nie pozostawały bez znaczenia na sukcesy jego prac poszukiwawczych, dzięki nim dotarł m.in. do około 4000 stron dokumentów dotyczących organizacji Lebensborn, a następnie odzyskał pierwsze 25 dzieci z zakładu opiekuńczego „Schloss Hubertus” jaki znajdował się w bawarskim Oberlauringen.
Jego działalność polegająca na poszukiwaniu uprowadzonych dzieci przyniosło można powiedzieć dodatkową korzyść – dzięki zeznaniom odnalezionym w Niemczech Aliny Antczak, Barbary Mikołajczyk oraz Sławomira Grodomskiego-Paczesnego udało się skazać w VII procesie norymberskim na wieloletnie więzienia 13 ludzi związanych z Lebensbornem. Niestety ze względu na coraz bardziej pogarszające się relacje pomiędzy ZSRR oraz Aliantami Zachodnimi jego współpraca stawała się coraz trudniejsza aż w końcu wręcz niemożliwa.
Wraz z dniem 31 sierpnia 1950 delegatury PCK przestały istnieć po zachodniej stronie żelaznej kurtyny, która na blisko 40 następnych lat podzieliła świat. Przez bardzo, krótki okres działalności Romana Hrabara jako pracownika Polskiego rządu jak i zespołowi, który stworzył udało mu się odzyskać około 33000 uprowadzonych przez Niemców dzieci (co stanowiło 20% całości tych wywiezionych z Polski w okresie II Wojny Światowej).
Niestety aż 170000 tysięcy pozostało poza granicami ich ojczyzny (głównie w Niemczech oraz Austrii) , najmłodsze z nich byłyby dziś w wieku 80 lat. Po zakończeniu swojej misji Roman Hrabar osiadł na stałe w Katowicach gdzie zajął się działalnością adwokacką jak i pisarską. Jest autorem sześciu książek, w których opisywał swoją działalność poszukiwawczą dzieci, należy podkreślić, że do dzisiejszego dnia publikacje jego autorstwa stanowią wręcz obowiązkową lekturę wyjściową dla każdego kto chciałby zapoznać się działalnością „Źródła Życia”.
To jednak nie wszystko, wszyscy Ci którzy potrzebowali pomocy od Głównej lub Okręgowych Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w związku z zaginionymi dziećmi byli kierowani do niego. Dzięki swoim szerokim kontaktom i jakoby zakulisowym działaniom w okresie Zimnej Wojny próbował odzyskać to co było cenniejsze dla tych ludzi – ich własne dzieci. Do dzisiejszego dnia jest również jak do tej pory jedynym Polakiem, który brał czynny udział w poszukiwaniu porwanych dzieci jak również badaczem zagadnień związanym z organizacją Lebensborn.
Historia ta śmiało mogła by być treścią na niesamowity scenariusz do niejednego filmu, który mógłby osiągnąć kasowy sukces…..oczywiście jeśli druidyczne Hollywood zarządzane przez czarnogłowych dopuściło by w ogóle taki film do produkcji.
Konkluzja
Jest jeszcze jeden ciekawy wątek o którym wspomnieliśmy w tytule, czy aby przypadkiem takie ośrodki jak ”źródło życia” nie były przypadkiem miejscem w którym pobierano z dzieci adrenochrom ? nie ma o tym temacie praktyczne żadnych wzmianek w sieci a na ten trop nakierował nas Dariusz Kwiecień, badacz tematyki związanej z kompleksem Riese w górach sowich.
Sama nazwa ”źródło życia” daje do myślenia, a sam adrenochrom ma właściwości odmładzające przy czym wykazuje niesamowicie euforyczne doznania jak żaden znany narkotyk. Nie kojarzy wam się to z czymś….tak, a skąd te płomienne i porywające tłumy przemówienia Hitlera który propagując chwałę ”1000-letniej Rzeszy” prawie unosił się w powietrze…. ? Szukamy więcej dowodów i odpowiedzi na ten temat.