TŁUMIONE TECHNOLOGIE – CZY ”NANOFABRYKATORY” ISTNIEJĄ ?
10 lutego 2022TŁUMIONE TECHNOLOGIE XIX WIEKU – MŁODY WYNALAZCA I SILNIK NA ”ENERGIĘ Z POWIERZA”
14 lutego 2022Dość popularna swego czasu grupa na fejsie „Imperium Lechickie to bzdura”, zawiera czytane przez zagubionych poszukiwaczy prawdy pseudoargumenty przeciwko idei Wielkiej Lechii.
Sam podchodzę z ostrożnością do wielu skrótów myślowych i rewelacji rzucanych w internetowych dyskusjach w ferworze emocjonalnych przepychanek o to kto ma rację, a właściwie kto zna prawdę, a kto wierzy w kłamstwa. Ale nie można nie skomentować tego, co wypisuje ten anonim i jakimi „argumentami”, przekłamaniami i spłyceniami się posługuje.
Jednym z przykładów zagrywki dla mądrych inaczej jest stwierdzenie, że Lechici uważają, iż „Według naukowców Polacy zeszli z drzew w 966 roku”. Nasi turbogermańscy misjonarze jedynie słusznej wersji historii robią z tego główną bzdurę, jaką mają niby powielać Lechici.
Nie wiem kto tak mówi, ale wydaje mi się, że to uproszczenie wyraża jedynie rozczarowanie i niezgodę na umniejszanie naszego dorobku i poziomu cywilizacyjnego sprzed chrztu Mieszka I, co jest właściwe środowisku naukowemu w Polsce i na Zachodzie.
Wiadomo jest, że niejaki G. Kossinna prowadząc wykłady o kulturze Słowian stwierdzał arogancko, że Słowianie żadnej kultury nie mieli, więc właściwie nie ma on o czym mówić. Jego ucznia J. Kostrzewskiego, który się z tym nie zgadzał, badał Biskupin twierdząc, że mieszkały tam plemiona protosłowiańskie, dziś nasi naukowcy i wierni im turbogermanie nazywają komunistycznym sługusem. Każdy niech sam sobie oceni czy dostrzega tu jakiś problem i z czego to może wynikać.
Wspomniana stronka tłumaczy, że przed Mieszkiem I jakaś tam kultura jednak była, więc po co turbosłowianie plotą bzdury. Panowie krytycy robią jednak problem nie z tego, co jest istotą rzeczy. A chodzi przecież moim zdaniem o to, że umniejszanie dorobku Słowian sprzed chrztu przez polskich naukowców jest nie tylko niezrozumiałe, ale i podejrzane. Niejasne są też ich motywy plucia we własne gniazdo.
Podawanie przez autora tejże stronki znanych faktów historycznych dotyczących historii sprzed Mieszka I, w celu edukacji Lechitów, jest żenujące, bo nie problem w tym, że ludzie nic nie wiedzą o okresie od VI w. n.e. do chrztu Mieszka I, ale w tym jak wybiórcze są to fakty, jak są interpretowane oraz – co najważniejsze – co było przed VI w. n. e. przed rzekomym przybyciem Słowian na ziemie Odrowiśla.
Ważne jest też, by w końcu historycy i część zatwardziałych archeologów zapatrzonych w Kossinnę i jego zwolennika Godłowskiego, w końcu posypali głowy popiołem i przyznali, że teoria allochtoniczna o zasiedleniu ziem polskich przez Słowian w VI wieku n.e. to właśnie wielka bzdura. Podobnie jak teoria pustki osadniczej.
To, że archeologom nie udało się znaleźć ceramiki z jakiegoś okresu, nie oznacza, że nikogo nie było na tym terenie. Zwłaszcza, że wciąż odkrywane są nowe znaleziska. Czas zatem przyznać rację naukowcom z innych dziedzin, czyli antropologom i genetykom, którzy już od dawna dowodzą, że Słowianie mieszkają na terenie Odrowiśla od co najmniej 7000 lat (Grzybowski, Klyosow, Tomezzoli, Underhill i inni).
Wbrew insynuacjom naszych zaślepionych turbogermaństwem blogerów, tzw. Lechici (czyli zwolennicy teorii istnienia Lechii przed chrztem, jako organizmu politycznego o charakterze unitarnym – federacja, ale odmiennej formule niż imperia oparte na podbojach i wyzysku), dobrze wiedzą, że przed Mieszkiem nie siedzieliśmy na drzewach, a wręcz przeciwnie tworzyliśmy kulturę nie gorszą od innych. Po co więc to odwracanie kota ogonem?
Sprawę wyjaśnia nam częściowo komentarz admina tej pokracznej stronki, że „to właśnie pod zaborami wykształciła się polska inteligencja, która położyła podwaliny pod , dzisiejszą naukę w Polsce. Niemcy i Austriacy pozwalali historykom i starożytnikom pisać swoje prace i prowadzić badania, to Rosjanie konfiskowali wszystkie znaleziska jak sie nie dało łapówki.”
Czyli wiemy, że germańscy zaborcy pozwalali pisać i prowadzić badania, ale nie dodano, o jakie prace chodzi. Z pewnością nie takie, których by nie przepuściła zaborcza cenzura. To niestety fundament naszych naukowych elit w czasach późniejszych. I już wiemy skąd się wzięły u niektórych te turbogermańskie zamiłowania.
Kolejną lechicką bzdurą ma być twierdzenie, że „Zygmunt III Waza był 44 królem Polski”. Taka informacja domyślnie wynika z napisu na kolumnie tego władcy w Warszawie. Krytycy tej informacji twierdzą, że napis dotyczy Zygmunta, ale jako 44 króla Szwecji, co wynika z jego pozycji na liście szwedzkich władców. Jednak tak się składa, że w ówcześnie przedstawianych pocztach władców Polski, też wychodziło, że jest 44 z kolei. Na Poczcie jasnogórskim jest 45-tym.
Argument krytyczny ma jednak słabe oparcie w logice. Po co na kolumnie polskiego króla umieszczono napis o 44 królu innego kraju, zamiast dać liczbę, którym kolejnym władcą jest w Polsce? W podpisie jest przecież informacja, że jest on królem Polski i Szwecji i z racji, że liczba 44 się tu nałożyła podano ją bez dookreślania o jaki kraj chodzi.
Domyślnie, wiadomo, że dotyczyła ona obu państw. W każdym bądź razie, nie jest to zapewne dowód na istnienie Wielkiej Lechii, ale potwierdzenie, że w świadomości ludu i monarchów, do połowy XVII wieku powszechnie uznawano, że przed Mieszkiem I rządziło naszym krajem 14 władców znanych z imienia.
W krytyce teorii Wielkiej Lechii pojawia się też wyśmiewanie faktu istnienia nazwy Lehia w Biblii. W opowieści o Samsonie z XV rozdziału Księgi Sędziów, który przy pomocy szczęki osła zabił 1000 Filistynów, czytamy także: „Wtenczas Bóg rozwarł szczelinę, która jest w Lechi, tak że wyszła z niej woda. [Samson] napił się jej i wróciły mu siły i ożył. Istnieje ono w Lechi do dnia dzisiejszego.”
Polemika dotyczy faktu, że w Biblii zostało użyte słowo 'lehi’ (לחי), a nie 'lechi’, czy 'lechia’. Słowo 'lehi’ ma znaczyć po hebrajsku 'szczęka’. A miejsce potyczki miało zostać nazwane Ramat-Lehi, tłumaczone na Wzgórze Szczęki. Zatem szczelina w biblijnej Lehii i opisywane źródło dodające sił ma być na Szczęce, skoro w przytoczonym powyżej fragmencie napisano tylko „w Lehi”, a nie na „Ramat-Lehi”.
Wygląda więc na to, że cała okoliczna kraina nazwana została Szczęką. Szkoda, że się ta nazwa nie zachowała w Judei czy Palestynie do czasów późniejszych, o ile to właśnie o tym obszarze jest tam mowa. Mamy natomiast zachowane nazwy Lehistan, Lahestan u ludów wschodnich, Irańczyków, Turków, Arabów, Ormian i co ciekawe żydowskich Chazarów.
W odniesieniu natomiast bezpośrednio do krytycznych argumentów ze stronki „Imperium Lechickie to bzdura” należy wyjaśnić kilka kwestii. Jeśli chodzi o wyśmiewanie faktu, że w Biblii zapisano Lehi przez „h” a nie „ch” to, po pierwsze, nazwy Lehia i Lechia są wymienne, przy czym pierwsza z nich jest bardziej archaiczna, dlatego nie ma w tym nic dziwnego, że w Biblii ta nazwa może się pojawiać bez „ch”. Zwłaszcza, że w hebrajskim jest jeden i ten sam znak na „H”, jak i „Ch”. Ale nasi prześmiewcy nawet nie spojrzeli na hebrajski alfabet.
Po drugie, słowo „szczęka” po hebrajsku to raczej לסת (lmt – lamat), co można sprawdzić nawet samemu w translatorze Google, a nie jak się podaje na turbogermańskich blogach – לחי (lehi, a właściwie lhy). Ale ktoś tak kiedyś powiedział, a reszta powtarza, bo po co sprawdzać takie rzeczy.
Nie znam za dobrze hebrajskiego więc będę wdzięczny hebraistom za wyjaśnienie tej kwestii, bo póki co mam nie tylko ja spore wątpliwości czy te fragmenty zostały dobrze przetłumaczone z oryginalnego rękopisu hebrajskiego. Jeśli się mylę to z pewnością to sprostuję. Nie twierdzę, jak Szydłowski, że Biblia jest historią Lechitów a nie Żydów, ale nie wykluczam, że w Starym Testamencie mogła się pojawić wzmianka o Lehii. Może to tylko zbieżność nazw, a może nie.
Należy pamiętać, że w hebrajskim piśmie było wiele oboczności, a także inaczej wymawiano poszczególne litery niż u nas. Podobnie jak u Hiszpanów, L czytano czasem jako J (Mallorca – Majorka). Dlatego Lah wymawiano jak Jah.
A stąd już krótka droga do rozumienia rdzenia *jah/yah jako *pan, bóg. Istnieje on w wielu hebrajskich imionach, począwszy od Jahwe/Jehowa (JHWH), Jeremiah, Izaiah, Mesaiakh, przy czym w tłumaczeniu tych imion na polski rdzeń *jah przechodzi w *jasz, tak jak akurat nazwa głównego boga Polaków, według Długosza. To przypadek? Nie sądzę.
Co więcej, imię Izajasz w hebr. יְשַׁעְיָה – Yesha’yahu, czyta się Jeszajahu, co znaczy „Jahwe jest zbawieniem”. Wersja Lah jako „Pan” pozostała z kolei w innym języku semickim, a mianowicie arabskim, gdzie mamy Al Lach, czyli „Ten Pan (Bóg)”. Bo Jah[we] i [Al]Lah to ten sam bóg, co potwierdzają wyznawcy obu religii.
Z kolei imię Jesus pochodzi od łac. Iesus, będącego transliteracją gr. Ἰησοῦς (Iesous). Grecka forma jest odbiciem hebr. ישוע (Yeshua), a wcześniejszym wariantem tego imienia było hebr. יהושע (Yehoshua), co oznacza „Yah zbawia”. To było także imię potomka Mojżesza, najwyższego żydowskiego kapłana ze Starego Testamentu. Zatem w imionach najwyższych bogów 3 największych wyznań, zwanych religiami Księgi, mamy rdzeń *Jah – Lah, któremu w polskim panteonie odpowiada Jasz/Jesse/Jesza (hebr. Yesha – zbawiciel).
Oczywiście nasi naukowcy nie dostrzegają tu żadnych zbieżności i skupiają się na „oślej szczęce”. Nawet jeden z bardziej chamskich hejterów P. Miłosz z Seczytam, nazywa turbosłowian – osłoszczękowcami, bo uważają, że hebrajska szczęka to Lehia. Można spytać: i kto tu jest osłem?
Nazwę „Lech” turbogermanie starają się wywodzić od Lędzian, co kompletnie nie pasuje do siebie. Opierają się tu na jednym węgierskim etnonimie Lengyel, który dziś odnosi się do Polaków i być może dawniejszych Lędzian, ale nazewniczo z Lechem ma on niewiele wspólnego. Są i tacy historycy magicy, co wszędzie widzą liczbę 23, która dla Karola Szajnochy oznaczała wikingów, gdyż etnonim Lach wywodzi on od skandynawskiego ‘lach’ czyli towarzysza. Nawet mu przez myśl nie przeszło, że mogło to być nadanie nowego znaczenia nazwie Lach, oznaczającej słowiańskich chąśników, z którymi wikingowie czasem wojowali ramię w ramię, np. przy podboju Wielkiej Brytanii.
Za bzdurne uważane jest twierdzenie, że „Germanie to Słowianie”, a „Rzymianie nazywali Słowian Germanami”. Próba obalenia tej tezy idzie drogą, że gdyby Germanie byli Słowianami, to już w starożytności znano by ich język i z pewnością zapisano by jakieś słowiańskie słowa czy imiona. Nie podano jednak jakież to germańskie słowa wtedy znano i je zapisano.
Drugim argumentem ma być insynuacja, że gocki historyk Jordanes nie opisywałby Słowian jako nieznany mu wcześniej lud, bo przecież będąc Gotem sam byłby Słowianinem. To, że Jordanes tak napisał może tylko znaczyć, że to etnonim Słowianie mógł się ukształtować w czasie ekspansji kilku odłamów tego ludu na tereny zadunajskie, a nie, że wtedy ten lud się pojawił na naszych ziemiach.
Jordanes zresztą to jakby wyjaśnia pisząc, że Wenedowie, Sklawenowie i Antowie są jednej krwi i języka. Nazwa południowych Sklawenów (Sławenów), wraz z napływem nowych ekspansywnych grup Chorwatów i Serbów, mogła się przenieść na wszystkie ludy słowiańskie.
Jeszcze innym przykładem sporu jest „Płyta nagrobna Leszka Awiłły”. Według Wolańskiego, a za nim Szydłowskiego i Bieszka, postać z tej tablicy nagrobnej to Leszek Awiłło (Avillio Lescho), lechicki król. Sami krytycy naśmiewają się, że nie może to być nazwisko słowiańskie, bo miano Awiłło pochodzi z języka litewskiego. Ale co w takim razie Litwin robi na płycie nagrobnej z Rzymu, tego już nasi krytycy nie wyjaśniają. Według nich epitafium w oryginale z uwzględnieniem skrótów brzmi następująco:
C[aio] Avillio Lescho | Ti[berius] Claudius Buccio | columbaria IIII, oll. VIII,| se vivo a solo ad | fastigum mancipio | dedid.
Co tłumacząc na język polski znaczy:
Gajuszowi Awiliuszowi Lescho Tyberiusz Klaudiusz Buccio, cztery kolumbaria i osiem urn, za życia, od ziemi do sufitu przekazał i wystawił [tę inskrypcję].
Widać od razu próby latynizacji tłumaczenia już w samym nazwisku Awiłło, gdyż z Avillio zrobiono Awiliusza, nadając mu rzymską końcówkę –ius. Czemu Claudius występuje w formie z taką końcówką, a Avillio nie, nikt nie musi tłumaczyć, bo nikt nie pytał.
Nie tłumaczy się też pochodzenia imienia Lescho, które ewidentnie kojarzy się nam z Leszko. Awiłło może być jego przydomkiem, na przykład ze względu na jakieś wygrane boje z Bałtami lub przymierze z nimi. Z podobnych powodów także Rzymianie oraz inne ludy przezywali swoich bohaterów, stąd wziął się Germanus, czy Winitar (pogromca Winitów, czyli Słowian)
Argumentem, że nagrobek ten nie może dotyczyć żadnego władcy ma być fakt, że tablica z grobowcem w kolumbarium nie jest jakimś specjalnym zaszczytem. Nie wyjaśniono jednak, że fundowanie tablic i grobowców poległym wrogom nie było czymś powszechnym i taki gest z pewnością ma charakter prestiżowy wynikający z uznania dla pokonanego.
Szerokim echem obiła się przed kilku laty po necie mapa „Lechina Empire”. Jest to przeróbka mapy pochodzącej z amerykańskiego atlasu historycznego („The Historical Atlas”), wydanego w 1923 roku, autorstwa Williama R. Shepherda. Celem jej anonimowego autora było zapewne zamienienie propagandowego i deprecjonującego określenia widocznego na mapie Slavic People na dobitniejsze Lechina Empire (Imperium Lechickie), zwłaszcza w odniesieniu do zasięgu terytorialnego zajmowanego przez wskazane tu plemiona słowiańskie.
Jest to zatem co najwyżej dowartościowanie nazwy dotyczącej określonego terenu na opracowanej praktycznie współczesnej mapie, ale mającej odzwierciedlać stan z lat 535-600, a nie jakaś fałszywka jak to niektórzy sugerują. Nie wiem też kto twierdzi lub wierzy w to, że mapa z angielskimi nazwami może pochodzić z VI wieku. Sugerowanie czegoś podobnego jest kolejną zagrywką dla nieogarniętych umysłowo.
Zwróćmy uwagę, że na tejże mapie mamy także nazwę Awars (Awarowie), choć dobrze wiadomo z przekazów historycznych, że mieli oni dobrze zorganizowane państwo zwane Kaganatem, kierowane przez Kagana, którego można przyrównywać do króla. Jednak autor mapy nie nazywa Kaganatu Awarskiego królestwem, ale tylko ich nazwą etniczną, podobnie jak w przypadku Słowian. To samo zresztą dotyczy Northmenów, Danów, Saxonów, Britonów, Anglów i innych ludów, gdzie widocznie nie istniały królestwa w rzymskim rozumieniu.
Zajęcie tak dużego obszaru przez plemiona słowiańskie uprawnia do używania nazwy Imperium, czy Wielka. Swoją drogą to ani Rzymianie, ani Germanie nie rozumieli struktury organizacyjnej Sławi – Lechii opartej na demokracji wiecowej, władzy rodów, pospolitym ruszeniu (wici) i wybieraniu królów (książąt, wojewodów) tylko na czas wojen.
Turbogermanie odcinają się również od wniosków wynikających z badań genetycznych, twierdząc, że sama haplogrupa R1a1 w kontekście Słowian tak naprawdę nic nie znaczy. Jest to jedna z haplogrup indoeuropejskich i występuje u różnych ludów. W Europie przeważa u Serbołużyczan 63%, Polaków 55%, Białorusinów 50%, Ukraińców 43%, Rosjan 46%. To pokazuje jednak, że mamy dominantę genetyczną, czego brak Niemcom i Skandynawom, co świadczy, że ich etnos jest bardziej pomieszany.
Oczywiście nasi internetowi znafcy od genetyki wiedzą lepiej niż prof. Grzybowski, który wraz z zespołem prowadził badania przez 10 lat i wyciągnął z nich wnioski, że Słowianie są z pewnością ludnością autochtoniczną i zamieszkują Odrowiśle od co najmniej 7000 lat. Do podobnych wniosków doszedł Klyosow z Tomezzollim, Underhill i inni. Z tego powodu prof. Grzybowski twierdzi też, że przemiany kulturowe, które dokonały się pod koniec okresu wpływów rzymskich niekoniecznie musiały wiązać się z masowymi migracjami lub zmianami demograficznymi.
Jest to kontrteoria wobec tezy Godłowskiego o pustce osadniczej, ale także opinia o podejściu archeologów, którzy zazwyczaj przyjmują, że zmiana wyrobów kulturowych wiąże się z napływem nowej ludności, a nie jej rozwojem czy adaptacją czyichś rozwiązań.
Jak to prości krytykanci, a nie krytycy, nasi turbogermańscy hejterzy czepiają się też słówek w stylu „polskie piramidy”, co przypomina awanturę o „polskie obozy”. W przypadku megalitów kujawskich wiadomym jest, że nie budowali ich Polacy, których wtedy pod tą nazwą etniczną jeszcze nie było, ale jest to dzidzictwo tych ziem. „Polskie obozy” są natomiast celowym przekłamaniem, by kojarzyć je z Polakami, a nie Niemcami, na co zgody być nie może.
Optymizmem napawa fakt, że nawet na tej hejterskieh stronce „Imperium Lechickie to bzdura” przyznają, że „Wiele grup się ze sobą łączyło i tworzyło nowe społeczności, które stale się mieszały np. Słowianie i Sarmaci.” Co oznacza, że etos sarmacki nie jest mitem, o czym od dawna pisałem.
Co więcej, czytamy tam
„Dowodem na takie współistnienie dwóch różnych ludów jest kultura archeologiczna Sukow-Dziedzice z VI wieku, która zawiera zarówno cechy kultury przeworskiej jak i kultury praskiej, czyli Słowian. Z czasem elementy germańskie zanikają całkowicie, co oznacza, że Słowianie najprawdopodobniej zeslawizowali tych ludzi. Podobnie było w przeszłości z innymi ludami. Żaden przybysz, który jest silniejszy nie wybija miejscowych tylko sobie ich podporządkowuje, wchłania albo ewentualnie bierze ich kobiety, które były wtedy cennym łupem.”
Co z kolei potwierdza, że Słowianie byli wyżej rozwinięci cywilizacyjnie i silniejsi przez co mogli sobie podporządkować słabszych Germanów. Tak trzymać chłopcy. Dzięki za te kilka słów prawdy.
Żałośnie natomiast brzmi tekst o kradzieży tekstu przez Radosława Patlewicza, który splagiatował jeden z artykułów z danej stronki i opublikował go w Magna Polonia. Anonimowy admin strony na Facebooku „Imperium Lechickie to bzdura” bez żenady przyznaje
„Tworzyłem tę stronkę nie myśląc o zarabianiu na niej i tym bardziej boli to, że ktoś mnie okrada i ma z tego pieniądze. To totalna porażka dla magazynu, który przecież reklamuje się jako prawicowy i chrześcijański a jednocześnie łamie jedną z podstawowych wartości prawicy jaką jest własność prywatna oraz siódme przykazanie boże „nie kradnij”.”
Biedny miś. Kolega z tej samej strony barykady, a złodziej i jeszcze dorobkiewicz. Inni krytycy Wielkiej Lechii jednak nie kryją finansowych motywacji w swoich działaniach. Chcą zarobić na modnym temacie póki się da, bo boją się, że to chwilowy trend. Dlatego często wbrew logice i faktom doszukują się tematów do hejtingu i krytykanctwa.
Ostatnio Roman Żuchowicz, autor książki krytykującej ideę Wielkiej Lechii w wywiadzie dla hejterskiego bloga Sigillum Authenticum przyznał bez kozery, że wydał książkę dla kasy. Fajnie to brzmi, zwłaszcza w ustach kogoś, kto zarzuca lechickim autorom, że wydają swoje publikacje dla pieniędzy. Zwłaszcza, że prekursorzy neolechickiego nurtu jak T. Miller, F. Gruszka, czy Marski wydawali swoje prace chałupniczo, własnym sumptem i żadnych kokosów się na tym nie dorobili.
Jak widać główne argumenty przeciwko Imperium Lechickiemu są słabe i mało przekonujące. Pozostaje nam się przyglądać dyskusji na ten temat i nie dać się ogłupić pseudotezami o charakterze propagandowym pod płaszczykiem nauki.
Wielcy Lechici triumfalnie wkraczają do Rzymu po pokonaniu Cezara.
Przez łuk triumfalny na brontozaurze dumnie przejeżdża Lech I Wielki. Przed nim na triceratopsie przemierza Rzym następca tronu Bieszkus Szydłoscus z wnukiem cesarskim. Powszechnie uważa się, że Lechici nie istnieli ponieważ źródła greckie, rzymskie itp. milczą na ten temat. A co mieli robić? Rzymianie doznali olbrzymiej porażki ze strony cesarza Lecha Wielkiego. Poczucie wstydu i hańba wygrały. Dlatego później wszystko wymazano z kart historii.
Nawet tak cenne źródło jak Kronika Prokosza o tym milczy. Jedynie wtajemniczeni potomkowie Imperium Lechitów znają prawdę i przekazują ją swoim pokoleniom przez tysiące lat. Byliśmy świadkami jak w tym roku prawda o mało nie wyszła na jaw, kiedy dowiedzieliśmy się o walce ludzi z dinozaurami. Lechici jako jedyni je udomowili i stąd mieli przewagę nad Rzymianami, czy Chińczykami, którzy zbudowali Wielki Mur granicząc z Wielką Lechią.