EUROPEJSKI BANK CENTRALNY – CYFROWA WALUTA BESTII OBOWIĄZKAWA JUŻ ZA 5 LAT.
23 stycznia 2021PROJEKT ” RABE NEU” I ”SMARTDUST” – WOJNY Z ZATOCE PERSKIEJ JAKO POLIGON DOŚWIADCZALNY DLA BRONI ”MIND CONTROL”.
25 stycznia 2021Kilometry podziemnych korytarzy, ogromne hale, tajne pomieszczenia zbudowane przez Niemców czy sztolnie, w których wydobywano rudy uranu do produkcji pierwszej bomby atomowej zbudowanej w Związku Radzieckim – wszystko to znajdziemy w podziemnej Polsce. Przedstawiamy najciekawsze obiekty, dla których warto zejść pod powierzchnię!
Podziemne miasta i tajne tunele.
Najbardziej imponującym pohitlerowskim obiektem na terenie Polski jest z pewnością kompleks „Riese” w Górach Sowich, który skrywa kilometry podziemnych korytarzy, ogromne hale, a może nawet skarby. Mówi się, że gdyby Niemcom udało się dokończyć projekt, na Dolnym Śląsku powstałoby podziemne miasto. Mogłoby w nim przebywać jednocześnie nawet 20 tysięcy osób. Dziś w miejscowości Głuszyca znajduje się wejście do największego podziemnego kompleksu tuneli Osówka.
Wydrążone w 1943 roku miały połączyć miejscowości Książ, Osówka, Włodarz, Walim i Rzeczka. Przeznaczenie tych kilkunastokilometrowych tras stanowi do dziś niewyjaśnioną tajemnicę. Z tamtego okresu nie zachowały się żadne dokumenty ani projekty budowlane. Możemy się jedynie domyślać, jakim celom miało służyć podziemne miasto.
Kowary to niewielka miejscowość u stóp Śnieżki, położona 7 km od popularnego Karpacza. Niegdyś pod nadzorem Rosjan wydobywano tu i wzbogacano rudy uranu. W Kowarach nawet krąży pogłoska, że wykorzystano go do produkcji pierwszej bomby atomowej zbudowanej w Związku Radzieckim. Dziś dwie już nieczynne sztolnie, w których wydobywano uran, są udostępnione turystom. W tym niepozornym mieście znajduje się także jeden z najdłuższych w Polsce tuneli.
Według najnowszych pomiarów liczy sobie 1024 m długości. Wykuto go w 1905 roku, na potrzeby linii kolejowej Jelenia Góra – Kamienna Góra. Od początku lat 90. XX wieku po trasie nie kursują pociągi. W tunelu linia kolejowa osiąga najwyższy punkt na całej trasie – 635 m
Międzyrzecki Rejon Umocniony (MRU) to największa atrakcja Ziemi Lubuskiej. Potężny system umocnień stanowi element tak zwanego Ostwall – wału wschodniego – wybudowanego w latach 30-tych XX wieku na pograniczu niemiecko-polskim. Położony jest pomiędzy Odrą i Wartą, a rozciąga się na odcinku około 100 km. W jego skład wchodzą między innymi jedne z największych podziemi fortyfikacyjnych świata.
W 1945 roku Rosjanie odnaleźli tu skarbiec z wieloma dziełami sztuki. Poszukiwacze skarbów wierzą, że to jeszcze nie wszystko, czym zaskoczy MRU. Turyści mogą dziś zwiedzać system fortyfikacji – dla najodważniejszych istnieje możliwość zorganizowania nawet 8-godzinnej wyprawy w głąb schronów, które prawdopodobnie kryją jeszcze wiele tajemnic.
System schronów i korytarzy na wyspie Wolin, znajdujący się pod wydmami, podczas wojny stanowił tylko kilka zbudowanych przez Niemców bunkrów, będących częścią baterii Vineta. Przedwojenne bunkry połączono podziemnymi korytarzami o długości 1 kilometra po 1945 roku i zrobiono tam tajne stanowisko dowodzenia, które przez lata służyło kolejno: szefowi Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, potem dowódcy polskiej Marynarki Wojennej, a w końcu dowódcy 8 Flotylli Obrony Wybrzeża. Gospodarzem obiektu jest obecnie Muzeum Obrony Wybrzeża w Świnoujściu. Od 1 maja 2014 roku można zwiedzać do niedawna ściśle tajne stanowisko dowodzenia najwyższych władz wojskowych.
O podziemnym Wrocławiu zrobiło się głośno dzięki popularnym kryminałom Marka Krajewskiego, których akcja rozgrywa się w tunelach i podziemnych ulicach wtedy jeszcze niemieckiego Breslau. Pogłoski mówią o tunelach pod Dworcem Głównym, gdzie podczas wojny miał działać niemiecki szpital. Na dodatek miała się tam znajdować stacja podziemnej linii kolejowej. Kolejną zagadkę stanowi Stadion Olimpijski.
Zbudowali go Niemcy w 1928 roku. Co ciekawe, jego architektem został ten sam człowiek, który był odpowiedzialny za budowę schronów pod miastem. Wszystkie tajne pomieszczenia miały być zalane przez Niemców, poprzez odkręcenie śluz na przepływającej dosłownie tuż obok Odrze. Wrocław kryje niezwykłe tajemnice dużo starsze niż hitlerowskie schrony. By przenieść się w ten niesamowity świat nie musimy nawet wychodzić poza Stare Miasto. Nie każdy wie, że większość kamienic, stojących przy rynku, ukrywa w swoim wnętrzu *wielopoziomowe piwnice i tunele *łączące ze sobą kolejne domy.
Jedną z najdłuższych podziemnych tras w kraju znajdziemy pod ulicami Sandomierza. System połączonych korytarzami piwnic i składów kupieckich powstawał na przestrzeni XIII i XVI wieku. Wiąże się z nimi wiele tajemniczych historii, najsłynniejsza mówi o Halinie Krępiance. Według legendy uratowała miasto przed Tatarami, prowadząc ich w kółko krętymi tunelami, podczas gdy mieszkańcy odcięli drogę wyjściową wielkimi głazami. Bohaterska kobieta zginęła wraz z wrogiem.
Dzisiejsza, udostępniona turystom trasa została otwarta w 1977 roku i ma 470 metrów długości. Zwiedzanie jest możliwe wyłącznie z przewodnikiem i trwa około 45 minut. Rozpoczyna się na dziedzińcu zabytkowej kamienicy Oleśnickich w centrum miasta.
Artura najbardziej zawiodły podziemia pałacu Ostrogskich, a raczej ich brak. Przecież to tam powinna pływać Złota Kaczka ze starej legendy. – Tymczasem wszystko wskazuje na to, że nigdy żadnych piwnic w pałacu nie było – mówi Artur Ponikiewski i nie potrafi tego zawodu ukryć. Z zawodu leśnik, z zamiłowania speleolog, przewodnik PTTK, który wraz z kolegami spenetrował większość warszawskich podziemi, lochów i tuneli. Łącznie 170 obiektów.
Miasto skarb
– Mamy w stolicy podziemne miasto, skarb, o który wcale nie dbamy – denerwuje się Zbigniew Rekuć. W podziemiach siedzi „od zawsze”. Od lat szczenięcych. Mówi, że można zrozumieć, że po wojnie, gdy trzeba było szybko odbudować Warszawę, nikt się nie przejmował starymi podziemiami. Zasypywano je, nie umieszczano na żadnych planach. Później o nich zapomniano. Ponoć robotnicy pracujący przy budowie metra w pewnym momencie przebili się do piwnicy, której istnienia nikt nie przewidywał. Na półkach stały jeszcze butelki. Ale tego braku dbałości o Warszawę podziemną teraz, w XXI wieku, Rekuć zrozumieć nie może. – Istnieje stary podziemny tunel, którym od metra na placu Wilsona można było przechodzić do Cytadeli. I co? I nic. Miasto nie było zainteresowane taką atrakcją – zżyma się.
Dlatego podziemia stolicy zna przede wszystkim grono zapaleńców takich jak on czy Artur.
W sobotni ranek Zbigniew wraz z przyjaciółmi odkopuje tunel wychodzący z Fortu Legionów. Ma 50 na 70 cm. Praca jest ciężka: jedna osoba usuwa ziemię, kolejne wyciągają ją na zewnątrz. Od maja, pracując tylko przez kilka weekendowych godzin, mają już 30 metrów urobku. – Dochodzi do Cytadeli? – pytam. Rekuć uśmiecha się. – Raczej nie. Pewnie kończy się tam – wskazuje ręką w dal. – W dawnym korycie Beczącej Nalewki, rzeki która wyschła w połowie XIX stulecia.
Artur i jego koledzy do badania warszawskich podziemi używają tego samego sprzętu co do eksploracji jaskiń (to ich inna pasja). Hełm, buty tzw. techniczne. Niezastąpione nie tylko w wodzie czy w piasku, ale także wtedy, gdy w opuszczonych tunelach natkną się na resztki libacji: potłuczone szkło, zużyte igły i strzykawki. Sprzęt pewnie wiele razy ich uratował. Także tu, w Warszawie.
Lochy masońskie.
Najstarsze stołeczne podziemia to tzw. Elizeum i park Gucica na Służewiu. Oba miejsca związane są z losami polskiej masonerii. Na skarpie położonej na północ od Książęcej w latach 70. XVIII wieku Kazimierz Poniatowski, podkomorzy i brat naszego ostatniego króla, założył ogród. W skarpie zbudowano groty i podziemne korytarze, w tym Elizeum mieszczące lożę masońską. Ówczesny angielski podróżnik William Coxe tak opisał to wnętrze: „…spacerując po ogrodzie, przybyliśmy wreszcie do groty, w sztucznych skałach wykutej, urozmaiconej źródłami i strumykami. (…)
Droga wiodła przez kręty podziemny korytarz, w którym tu i ówdzie lampa słabe siała blaski. Wreszcie dotarliśmy do drzwi drewnianych, jakby wejścia do lichej chatki. Drzwi nagle otwarły się i ujrzeliśmy się we wspaniałej, przecudnie oświetlonej sali. Był to rondel z przepyszną kopułą wedle najpiękniejszej symetrii.
Dookoła, wśród kolumn ze sztucznego marmuru, widziałeś cztery otwarte gabinety, a w nich sofy wygodne i malowidła al fresco. (…) Wtem wśród ogólnego podziwu olśnił uszy nasze koncert niewidzialnej orkiestry. Szukaliśmy daremnie, skąd pochodziły tony (…)”. W latach 90. poprzedniego stulecia planowano odnowienie Elizeum. Ale do dzisiaj nic się tam nie dzieje. Zabytek jest w fatalnym stanie. Trudno odszukać nawet zejście do podziemi. To małe drzwiczki za pomnikiem Elizy Orzeszkowej w parku obok. ul. Książęcej.
Jeszcze trudniej jest wejść do starej Lodowni na Służewcu – opowiada Artur. Teren jest bowiem prywatny i ogrodzony. Na szczęście, jak twierdzą zdobywcy warszawskich podziemi, bo próba eksploracji przez amatorów mogłaby się skończyć tragicznie. Wejście jest zalane wodą. Trzeba się porządnie zmoczyć, żeby pójść dalej. W niektórych miejscach doszło już do zawału, w innych może on nastąpić w każdej chwili. – Ze zdokumentowania jednego z chodników musieliśmy zrezygnować, było zbyt niebezpiecznie – tłumaczy eksplorator.
Źródła historyczne mówią, że podziemny Gucin zbudowany przez arystoktratów Potockich miał być miejscem pochówku członków loży masońskiej, którzy skłócili się z Kościołem. Czy to prawda, nie wiadomo. Ceglane wnęki i półki mogły służyć zarówno jako miejsca na urny, jak i miejsce przechowywania łatwo psującej się żywności. Co zresztą sugeruje nazwa – Lodownia.
Podziemia przemysłowe.
W klasyfikacji warszawskich podziemi sporządzonej przez Ponikiewskiego i jego kolegów Elizeum i Lodownia to obiekty sentymentalno-historyczne. Kolejną grupę stanowią przemysłowe. I tych w stolicy jest najwięcej. Wspaniałe są wielopoziomowe piwnice Browarów Warszawskich. Dostępne dla wszystkich warszawiaków, w ramach dni otwartych, są także zabytkowe Filtry. Kilkanaście połączonych komór, granitowe filary dźwigające ceglane sklepienia.
Przypominają raczej podziemną świątynię niż przemysłowe wnętrze. Wszystko lekko połyskuje. Choć od ich powstania minęło 120 lat, obiekt sprawia wrażenie, jakby wczoraj oddano je do użytku. Efektu dopełnia huk spadającej wody. Obejrzeć można też podziemia Pałacu Kultury zamieszkane przez bandę uroczych kocurów. Ale już np. do podziemi praskiej stalowni amator nie wejdzie.
Stalownię eksplorował Rekuć w latach 90. XX w. i jeszcze wtedy nie było to zadanie ekstremalne. Ale po kolejnych przebudowach… – Już dawno nauczyliśmy się nie ufać planom – mówi Artur Ponikiewski. – Ale tym razem nie zgadzało się nic. Krążyliśmy wiele godzin, szukając przysłowiowej dziury w ziemi. Stare branżowe powiedzenie amatorów odkrywców głosi, że jak się szuka, to zawsze się znajdzie.
Cały teren stalowni, a potem elektrowni i zbrojowni, ma sieć kanałów instalacyjnych i transportowych pochodzących z czasów budowy oraz późniejszych. Transport produktów i przesyłanie pary odbywały się właśnie pod ziemią. Potem instalacje te wykorzystywano do montowania kabli energetycznych, dodając szereg nowych kanałów. Najdłuższe odcinki podziemi używane były do przestrzeliwania naprawianej i produkowanej broni, głównie prototypów. Przebadane dotychczas obiekty na Pradze mają łączną długość około dwóch kilometrów. Wiele kanałów jest zasypanych gruzem lub zawalonych.
Artur przy okazji eksploracji podziemi oddaje się swojej drugiej pasji: liczeniu nietoperzy. – Te ssaki nie kochają stolicy – mówi. – Jest ich niewiele i raptem kilka gatunków. Chyba ten wszechogarniający hałas w Warszawie dociera nawet do podziemi. A nietoperze mają delikatny słuch.
Fort Legionów.
Jednak to, co w dzieciństwie rozpalało wyobraźnię Zygmunta Rekucia, a dwadzieścia lat potem chłopięcą imaginację Artura i jego kolegów, to przede wszystkim podziemia wojskowe. W stolicy – Twierdza Warszawa.To zespół fortów i fortyfikacji wzniesionych przez władze carskie w XIX wieku. Najbardziej znanym właściwie wszystkim warszawiakom obiektem jest Cytadela. Służyła także za więzienie i miejsce straceń. Ale o istnieniu siedmiu okalających ją fortów mało kto słyszał, a o łączących poszczególne obiekty podziemnych korytarzach prawie nikt. W niektórych fortach mieszczą się dziś różne instytucje (restauracja, wytwórnia filmowa czy skład celny), a niektóre niszczeją niezagospodarowane. – Sytuację komplikuje fakt, że obiekty podziemne mają często zagmatwany status prawny – tłumaczy Artur.
Ulubionym miejscem Zygmunta Rekucia jest Fort Legionów, dawniej Władimira. Wybudowany w latach 1851-1853 i do 1874 r. ciągle rozbudowywany. Jest to trzykondygnacyjna baszta artyleryjska z fosą. – Posiada system chodników kontrminowych, połączony poternami i galeriami skarpowymi, przeciwskarpowymi i kaponierami grodzowymi, podziemną (zasypaną) skazamatowaną działobitnię, takąż wartownię oraz tunel wejściowy z bocznym dwukomorowym magazynem amunicyjnym i szybem windy amunicyjnej – tłumaczy fachowo Rekuć. Całość budowli podziemnych rozmieszczona jest na dwóch poziomach. W 1920 roku zasypano ujście tunelu na powierzchnię, a podziemia i znajdujący się tam magazyn częściowo zalano wodą.
Fort Legionów ma szczęście. Aktualnemu właścicielowi zależy, by zachować jego podziemia i historyczny charakter. Jest przychylny społecznikom, którzy odkopują fortyfikacje.- Gdy oczyszczaliśmy fosę i tunele, znaleźliśmy mnóstwo „skarbów” – opowiada Rekuć, mrużąc oczy. Bo skarb to tak naprawdę marzenie każdego eksploratora. Artur ubolewa, że on tyle lat chodzi po podziemiach. – I nic, nawet starego guzika nie znalazłem – mówi.
Z przedmiotów odnalezionych przez Rekucia i jego współpracowników powstała ekspozycja historyczna w Forcie Legionów: stara szabla, carskie dokumenty, łuski po amunicji. Czasami za zgodą właściciela i przy współpracy jednego z biur turystycznych pan Zygmunt oprowadza po podziemiach wycieczki. Na taką okoliczność gotów jest nawet przebrać się za ducha.