2024 – CO PRZYNIESIE ROK ”ZABÓJCY SMOKÓW”
28 grudnia 2023GATES WRÓCIŁ – ”SEERS” I NOWE ĆWICZENIA PANDEMICZNE
29 grudnia 2023Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski ujawnił dramatyczne plany mobilizacji kolejnych 500 000 poborowych do walki z Rosją. Władimir Putin w chwili obecnej próbuje pokonać Ukrainę na sześciu frontach wykrwawiając tysiące żołnierzy dziennie. To oznacza, że „wojna” na Ukrainie póki co nie hamuje a wręcz przeciwnie, przed nami pewnego rodzaju przesilenie, po którym okaże się co będzie dalej (pokój, czasowy rozejm, rozbiór Ukrainy).
Wielu niezależnych obserwatorów, w tym również i nasz portal, nazywało ten konflikt „fałszywą wojną” i na wielu poziomach tak rzeczywiście jest, ale z szerszej perspektywy, należy zauważyć, że jest to bardzo realna zmiana pewnego paradygmatu, dla tworzonego „Nowego Porządku Świata”. Wydaje się, że Rosja wcale się nie spieszy, zadowolona z tego, że sprawy się przeciągają. Gdyby faktycznie Rosja rozpoczęła wojnę pełnoskalową, wówczas Ukraina padła by w kilka dni, bądź tygodni.
Wydaje się również, że Ukraina nie czerpie wyraźnych korzyści z otrzymywanej pomocy, a wręcz przeciwnie, to jest kręci się w kółko. Można odnieść wrażenie, że szeroko pojęty „świat zachodu” na tyle wspiera Ukrainę, aby ta pod żadnym względem nie wygrała tej wojny, a jedynie utrzymywała Putina w pewnego rodzaju „szachu”. Jak długo ten proces jeszcze będzie trwał? Cóż, trudno powiedzieć, ale sądzę, że już nie długo i powoli zacznie się oswajanie Ukrainy z porażką.
W sytuacji porażki, trzeba będzie znaleźć winnego, trzeba będzie wskazać „kozła ofiarnego”. Oby tylko nasi „bracia” z Ukrainy za wspomnianego „kozła ofiarnego” nie wybrali sobie naszego kraju. No ale, poczekamy zobaczymy. Jedna rzecz jest jednak pewna, w chwili obecnej wojny zdecydowanie się nasilają, tak jak mówi Pismo Święte: „Będziecie słyszeć o wojnach i o pogłoskach wojennych”.
Powstaje koalicja dziesięciu państw, którą Stany Zjednoczone stworzyły w celu obrony przed atakami rakietowymi Huti na Morzu Czerwonym. Niemcy przygotowują się do wysłania wojsk po raz pierwszy od II wojny światowej. Wszędzie są wojny, dokładnie takie, jakich można by się spodziewać, gdybyśmy byli na początku „czasu ucisku”, w którym notabene w mojej opinii właśnie się znajdujemy.
Zarówno Putin, jak i Zełenski obiecują zwycięstwo w nowej, wielkiej wojnie po obu stronach: „od słońca do słońca”. W rzadkim przemówieniu na koniec roku niepokorny przywódca Ukrainy stwierdził, że był to „trudny rok”, ale jednocześnie obiecał, że Ukraina będzie walczyć dalej. Ja osobiście odnoszę wrażenie, że im dłużej Ukraina się wykrwawia, tym ostatecznie „będzie jej mniej”, na „finalnych rokowaniach”. Myślę, że wiecie, co mam na myśli.
Co ciekawe prezydent Ukrainy powiedział do swoich „rodaków”, aby nigdy nie tracili „odporności”, dodając: „walczymy o to, aby przyszłość została wybrana przez nas samych, a nie przez Federację Rosyjską”. W tym celu ukraińska armia „poprosiła” o dodatkowe 450-500 tys. Żołnierzy. Wołodymyr Zełenski zapytany, czy istnieje jakakolwiek możliwość porażki, odpowiedział z przekonaniem: „Nie”.
Drodzy Czytelnicy, czy zatem istnieje możliwość porażki? Ja uważam, że ona nie tylko istnieje, ale już się zrealizowała i de facto Ukraina tę wojnę przegrała. W zasadzie od początku wojna ta była przegrana, kwestia tylko jaki koszt poniesie Ukraina nim usiądzie do stołu rokowań. Nie można nie odnieść wrażenia, że jakaś „siła” mocno „popychała” Ukraińców do wojny z Rosją, przez co skazała ten kraj na upadek. Dziś Ukraina jest krajem upadłym, a być może będzie jeszcze gorzej.
Z kolei przywódca Kremla „Vlad” stracił (wedle różnych wyliczeń) ponad 340 000 żołnierzy od początku brutalnej inwazji na Ukrainę (oczywiście wojny tej mogło w ogóle nie być, jednakże Kijów zawzięcie parł do Unii Europejskiej i NATO). W zeszłym tygodniu sześć różnych kluczowych punktów na linii frontu zostało zbombardowanych, gdy siły rosyjskie atakowały Kupiańsk, Łyman, Bachmut, Awdijiwkę, Marjinkę i Zaporoże, może to być zapowiedź zbliżającej się wielkiej ofensywy Rosyjskiej.
I na koniec najważniejsze, otóż pamiętajmy, że to nie jest nasza wojna. Nie pchajmy się w tę „maszynkę do mielenia mięsa”, bo zaiste w mojej opinii, tym właśnie jest ten konflikt. Pilnujmy naszej Ojczyzny, ponieważ zbliża się czas, w którym „nowa Jałta”, może podzielić już istniejące kraje, a nawet niektóre „wymazać” z mapy. Naszym zadaniem jest Polska, ponieważ to ją musimy pozostawić przyszłym pokoleniom Polek i Polaków.
Na domiar tego w naszym kraju dzieją się dziwne rzeczy.
Dzisiaj rano na terytorium Polski, w okolicach Wożuczyna pod Tomaszowem Lubelskim, spadł obiekt o nieznanym pochodzeniu. Niezidentyfikowany obiekt powietrzny wleciał do przestrzeni powietrznej Polski od strony granicy z Ukrainą. Od momentu przekroczenia granicy do miejsca zaniku sygnału, obiekt był obserwowany przez środki radiolokacyjne systemu obrony powietrznej kraju.
Rakieta upadła w miejscowości Wożuczyn-Cukrownia, w powiecie tomaszowskim. Nic jeszcze nie wiadomo czy doszło do eksplozji. Na szczęście tym razem udało się uniknąć ofiar śmiertelnych. Sekretarz gminy Rachanie, Agata Niedziółka, zauważyła wzmożoną aktywność służb mundurowych w regionie od rana, jednak nie otrzymała żadnych oficjalnych informacji w tej sprawie.
Zdarzenie to wywołało wiele pytań dotyczących tego kto jest odpowiedzialny za wystrzelenie tej rakiety. Niezwykłe wydarzenie spowodowało mobilizację służb oraz specjalistycznych zespołów do przeprowadzenia poszukiwań w okolicach Wożuczyna. Ich celem jest odnalezienie i zabezpieczenie tajemniczego obiektu. Trwająca akcja poszukiwawcza ma na celu zrozumienie zdarzenia oraz potencjalne zapewnienie bezpieczeństwa mieszkańcom regionu.
Teraz kluczowe jest ustalenie pochodzenia rakiety oraz zrozumienie, co tak naprawdę wydarzyło się w okolicach Wożuczyn-Cukrownia. Prawdopodobnie tak jak w przypadku incydentu w pobliskim Przewodowie, winni są Ukraińcy, którzy nie zapanowali nad rakietami wystrzeliwanymi w kierunku nadlatujących rakiet i dronów rosyjskich. Zastanawiające jest tylko to, że Ukraińcy nie przeprosili za Przewodów kłamiąc, że winni są Rosjanie i chyba nie należy liczyć na to, że przeproszą za Wożuczyn.